Wyjechałem z domu, wpadłem w korek, postałem 15 minut, zrobiło się ciasno z czasem, jak z gumą w majtach, zaczęło mi to uwierać. Pogoniłem swoje konie mechaniczne, kilka razy wyprzedzając z prawej, z lewej, na ograniczeniu 70-80 jechałem ze 140-150 momentami, ale pociąg nie ku*as, w miejscu stał nie będzie.
A sprawa pilna, wigilia firnowa w odległym mieście, nie chciałem jechać autem, mam już dosyć, poza tym w I klasie 2 godziny szybko zlecą, można od razu przyjąć jakiś aperitif, nikt nie będzie przeszkadzał, wpadnę do hotelu, kąpiel, i wio na kolację. Plan perfekt, nie miał słabych punktów. No poza tym korkiem. Wszystko mogło wziąć w łeb. To się nazywa stan wyższej konieczności, więc czułem , że mam odpuszczone.
Jeszcze dwie przecznice, przejazd kolejowy, skrzyżowanie, i jestem. Jakiś wariat wsiadł mi na zderzak, łajza. Też szybki Bill, na jednym ze skrzyżowań staje na pasie obok, próbuje chamsko wjechać przede mnie, dojeżdża mi w zderzak, 10 cm i zarysuje mi lakier, patrzę na kierowcę z groźną miną i syczę przez zamkniętą boczną szybę "co jest ku*wa gościu?" najwyraźniej układając wargi, aby mógł z nich odczytać cały przekaz podprogowy. Ten coś gada, rusza znów do przodu, jeszcze bardziej napiera na mnie, zajmuje jednocześnie pas jezdni na wprost, a ja stoję do skrętu w lewo. Ruszam również, nasze boczne lusterka już mogą dać sobie buzi, ale tego nie robią. Widocznie Mondeo nie jest w typie mojego lusterka.
Robię najgroźniejszą minę z kolekcji, soczysta "kur*wa, zaje*ę zaraz" niemal staje się widoczna w chmurze nad moją głową jak w komiksach, i wtedy mój goniciel podnosi czerwonego lizaka z białym środkiem, i to nie był chupa-chups. O ku*wa!
Opuściłem szybę z prawej strony i grzecznie pytam:
-Co się stało?
I robię oczy kota z bajki.
-Co pan odstawia? Co pan zrobił na trasie, tutaj na zjeździe, o mało nie doprowadził pan do kolizji z peugeotem.
-Ale to on zmieniał pas na mój, powinien mi ustąpić, nie ja jemu. Ominąłem go.
-Nieprawda
-Tak, prawda.
-Nie.
W tle słychać coraz głośniejszą syrenę, albo karetka, albo straż pożarna, albo policja. Gość nerwowo spogląda w lusterka, za nim stoi już kilka aut, które blokuje rozmawiając ze mną, w końcu mówi:
-Ma pan szczęście, że nie jestem na służbie, bo by pan stracił prawo jazdy.
I odjechał.
Zdążyłem na pociąg.
A sprawa pilna, wigilia firnowa w odległym mieście, nie chciałem jechać autem, mam już dosyć, poza tym w I klasie 2 godziny szybko zlecą, można od razu przyjąć jakiś aperitif, nikt nie będzie przeszkadzał, wpadnę do hotelu, kąpiel, i wio na kolację. Plan perfekt, nie miał słabych punktów. No poza tym korkiem. Wszystko mogło wziąć w łeb. To się nazywa stan wyższej konieczności, więc czułem , że mam odpuszczone.
Jeszcze dwie przecznice, przejazd kolejowy, skrzyżowanie, i jestem. Jakiś wariat wsiadł mi na zderzak, łajza. Też szybki Bill, na jednym ze skrzyżowań staje na pasie obok, próbuje chamsko wjechać przede mnie, dojeżdża mi w zderzak, 10 cm i zarysuje mi lakier, patrzę na kierowcę z groźną miną i syczę przez zamkniętą boczną szybę "co jest ku*wa gościu?" najwyraźniej układając wargi, aby mógł z nich odczytać cały przekaz podprogowy. Ten coś gada, rusza znów do przodu, jeszcze bardziej napiera na mnie, zajmuje jednocześnie pas jezdni na wprost, a ja stoję do skrętu w lewo. Ruszam również, nasze boczne lusterka już mogą dać sobie buzi, ale tego nie robią. Widocznie Mondeo nie jest w typie mojego lusterka.
Robię najgroźniejszą minę z kolekcji, soczysta "kur*wa, zaje*ę zaraz" niemal staje się widoczna w chmurze nad moją głową jak w komiksach, i wtedy mój goniciel podnosi czerwonego lizaka z białym środkiem, i to nie był chupa-chups. O ku*wa!
Opuściłem szybę z prawej strony i grzecznie pytam:
-Co się stało?
I robię oczy kota z bajki.
-Co pan odstawia? Co pan zrobił na trasie, tutaj na zjeździe, o mało nie doprowadził pan do kolizji z peugeotem.
-Ale to on zmieniał pas na mój, powinien mi ustąpić, nie ja jemu. Ominąłem go.
-Nieprawda
-Tak, prawda.
-Nie.
W tle słychać coraz głośniejszą syrenę, albo karetka, albo straż pożarna, albo policja. Gość nerwowo spogląda w lusterka, za nim stoi już kilka aut, które blokuje rozmawiając ze mną, w końcu mówi:
-Ma pan szczęście, że nie jestem na służbie, bo by pan stracił prawo jazdy.
I odjechał.
Zdążyłem na pociąg.
Ostatnio edytowany:
2016-12-21 01:34:09