Zaprawdę powiadam wam, winXP doświadczy was tak, że nigdy tego nie zapomnicie...
Miałem ja sobie win2000 który spokojnie pracował przez 3 lata (sic!) i ani razu się nie wysypał (pomijam tych kilka drobnych zaciachów, które można było łatwo zlikwidować w trybie awaryjnym). Pomimo, że demonem prędkości nie był i potrafił być trochę marudny przy uruchamianiu, chodził gładko, stabilnie, nie łapał śmieci, programy mieściły się w skromnej 512MB pamięci i rozsądnie korzystały z gigowego swapa, a marudne aplikacje można było wykopać równie łatwo jak studenta z laborek.
Cóż...po ~20000 przepracowanych godzin przyszedł czas na zrobienie wiosennych porządków, tym bardziej, że w ręce wpadła mi dodatkowa przestrzeń dyskowa, której za wiele też nie miałem. Wiedzony pokusą przeinstalowania systemu (wiele programów/gier śmigało pod 2000 choć teoretycznie nie powinny, ale nie wszystkie jednak...) zabrałem się za remont generalny - przepartycjonowanie dysków, formaty, backupy 3-letnich zbiorów danych itd, by na końcu postawić sobie winXP. W tym miejscu nadmienię, że zależało mi, aby jak najszybciej ustawić sobie system pod własne widzimisię, i niemal z marszu zabrać się za codzienną robotę (powrót w 1 dzień do stanu, na który się pracowało 3 lata to chyba trochę karkołomne przedsięwzięcie ). OK
Zaczęło się instalowanie programów, szukanie sterowników w pudłach przykrytych 3-letnim kurzem i ogólne dostosowywanie kompa do potrzeb własnych. Zaczęły się też problemy: programy zaczęły się przycinać, przeglądarka zajmowała prawie połowę pamięci fizycznej i po zamknięciu okna nie chciała się z niej wyładować (nawet "kop" nie pomagał), system po kilku dniach od postawienia chodzi dużo wolniej od weterana 2000 i ma dziwną manię oszczędzania RAMu (mogę mieć 40 włączonych procesów i zużycie pamięci na poziomie 600MB, a wolnego ramu jest zawsze ok. 250MB...) - to dość frustrująca przypadłość, zwłaszcza przy przełączaniu pomiędzy oknami róznych kombajnów.
Kiedy już myślałem, że sytuację mam cokolwiek opanowaną (po tygodniu kombinowania), dziś podczas dalszego instalowania potrzebnych rzeczy i grzebania w sieci, grzebnąłem "o jedną stronę za daleko". Przyplątał się jakiś śmieć, przedostał się przez sławetną zaporę systemu w**dows namieszał coś w systemie i pozbawił mnie klienta poczty i rezerwowej przeglądarki w jednym
Ku*wa mać!!! - powiedział bosman, po czym zaklął siarczyście...
z racji tego, że reinstalacje programu, grzebanie w rejestrze i zębate koła awaryjne nie pomogły czeka mnie format c: i od nowa cała Polska Ludowa...
powiecie może, że to normalne wśród "windziarstwa" i żebym się przyzwyczaił... W d*pie mam taką normalność Gdybym chciał robić co chwilę reinstalkę, zatrudniłbym się w pomocy technicznej
Miałem ja sobie win2000 który spokojnie pracował przez 3 lata (sic!) i ani razu się nie wysypał (pomijam tych kilka drobnych zaciachów, które można było łatwo zlikwidować w trybie awaryjnym). Pomimo, że demonem prędkości nie był i potrafił być trochę marudny przy uruchamianiu, chodził gładko, stabilnie, nie łapał śmieci, programy mieściły się w skromnej 512MB pamięci i rozsądnie korzystały z gigowego swapa, a marudne aplikacje można było wykopać równie łatwo jak studenta z laborek.
Cóż...po ~20000 przepracowanych godzin przyszedł czas na zrobienie wiosennych porządków, tym bardziej, że w ręce wpadła mi dodatkowa przestrzeń dyskowa, której za wiele też nie miałem. Wiedzony pokusą przeinstalowania systemu (wiele programów/gier śmigało pod 2000 choć teoretycznie nie powinny, ale nie wszystkie jednak...) zabrałem się za remont generalny - przepartycjonowanie dysków, formaty, backupy 3-letnich zbiorów danych itd, by na końcu postawić sobie winXP. W tym miejscu nadmienię, że zależało mi, aby jak najszybciej ustawić sobie system pod własne widzimisię, i niemal z marszu zabrać się za codzienną robotę (powrót w 1 dzień do stanu, na który się pracowało 3 lata to chyba trochę karkołomne przedsięwzięcie ). OK
Zaczęło się instalowanie programów, szukanie sterowników w pudłach przykrytych 3-letnim kurzem i ogólne dostosowywanie kompa do potrzeb własnych. Zaczęły się też problemy: programy zaczęły się przycinać, przeglądarka zajmowała prawie połowę pamięci fizycznej i po zamknięciu okna nie chciała się z niej wyładować (nawet "kop" nie pomagał), system po kilku dniach od postawienia chodzi dużo wolniej od weterana 2000 i ma dziwną manię oszczędzania RAMu (mogę mieć 40 włączonych procesów i zużycie pamięci na poziomie 600MB, a wolnego ramu jest zawsze ok. 250MB...) - to dość frustrująca przypadłość, zwłaszcza przy przełączaniu pomiędzy oknami róznych kombajnów.
Kiedy już myślałem, że sytuację mam cokolwiek opanowaną (po tygodniu kombinowania), dziś podczas dalszego instalowania potrzebnych rzeczy i grzebania w sieci, grzebnąłem "o jedną stronę za daleko". Przyplątał się jakiś śmieć, przedostał się przez sławetną zaporę systemu w**dows namieszał coś w systemie i pozbawił mnie klienta poczty i rezerwowej przeglądarki w jednym
Ku*wa mać!!! - powiedział bosman, po czym zaklął siarczyście...
z racji tego, że reinstalacje programu, grzebanie w rejestrze i zębate koła awaryjne nie pomogły czeka mnie format c: i od nowa cała Polska Ludowa...
powiecie może, że to normalne wśród "windziarstwa" i żebym się przyzwyczaił... W d*pie mam taką normalność Gdybym chciał robić co chwilę reinstalkę, zatrudniłbym się w pomocy technicznej