Dzisiaj moja flagowa potrawa. Czasem słyszę, że zbyt wiele z nią zachodu w stosunku do efektu, ale mnie to nie przeszkadza. Ja zwyczajnie lubię czasem pobyć w kuchni.
Po pierwsze, dla niektórych będzie to szok, potrzebny jest żywy kurczak. Ja mam takiego swojego, lokalnego hodowcę, od którego kupuję drób. Kluczowe jest tutaj, aby kurczak pochodził z chowu naturalnego, bez użycia chemii. Dlaczego? To wyjaśnię później, podczas podawania przepisu.
Do przygotowania, poza kurczakiem, potrzebne będą :
- tequila
- 3 limonki
- sól
- pieprz
- bułka tarta lub płatki kukurydziane (patrz przepis)
- miód
- papryka chili
Przygotowanie najlepiej rozpocząć późnym popołudniem (albo nawet wieczorem). Bierzemy kurczaka i teraz bardzo ważna sprawa. Potrzebny jest w miarę duży stół, żeby kurczak nie mógł podglądać kart. Gramy do 3 wygranych. Jeśli przegra kurczak, sprawa jest prosta i uczciwa a z przepisu odpadają trzy pierwsze składniki. Jeśli kurczak wygrywa, mówimy tak "Karol, może zanim te skrzydełka ze mnie zrobimy, to się napijemy?". Kurczak tego nie wie (koniecznie sprawdzić czy w fermie nie było kablówki), ale jego organizm jest wyjątkowo podatny na tequilę. Zwykle po prostu mdleją, ale zdarzają się też ekscesy. Kiedyś jeden kurak, po trzecim kielichu, już taki lekko sponiewierany, usiadł nagle i zupełnie poważnym głosem mówi "cyfryzacja sryfryzacja, mojej babci nie stać na tuner". Smutno mi się zrobiło, ale co robić. Tutaj wyjaśniam dlaczego kurczak miał być hodowany bez użycia chemii. Kurczak na sterydach, po alkoholu robi się agresywny. Niby niewielki ptaszek, ale nigdy nie wiadomo. Więc lepiej nie ryzykować.
I generalnie, przegrana kurczaka lub 3-4 kolejki tequili, doprowadzają do tego samego momentu. Trzeba kurczaka "oporządzić".
Można jeszcze oczywiście pogadać z drobiem, one wbrew pozorom wiele wiedzą o życiu i nie zawsze robią sobie jaja.
I teraz kolejna ważna sprawa. Polskie prawo od niedawna zabrania uboju rytualnego, więc krucyfiks, kamienny ołtarz lub choćby przeżegnanie się przed robotą, KATEGORYCZNIE ODPADAJĄ!
Ja mam taki swój sposób na pozbawienie kury życia. Prosty, bezbolesny i nie pozostawia bałaganu. Kładziemy kurę na poduszce (pijana szybciej zasypia więc lepiej się podłożyć w pokera) i śpiewamy kołysankę. Następnie przystawiamy patelnię ok. 10 cm ponad głowę kury i puszczamy dźwięk koguta z telefonu.
Kura zrywa się, wali łbem w patelnię, wstaje i taka zamroczona słania się po mieszkaniu mamrocząc "no już już", dociera do łazienki (koniecznie zostawić otwarte), ślizga się na mydle (w płynie się nie sprawdza), wpada do wanny pełnej wody (nalać wcześniej) i próbując się złapać kabla od suszarki, wciąga ją razem z sobą do wody. Czasem trzeba wymienić jakiś bezpiecznik, ale to i tak niska cena.
Kurczaka trzeba teraz oskubać. Zwykle nie mają w kieszeniach nic cennego, ale przepis jest przepis.
Następny krok, patroszenie. Wlewamy do dzioba kurczaka kubek kefiru i za 10 minut wpychamy startego ogórka kiszonego. Do 15-20 minut z kurczaka wyleci wszystko co niepotrzebne.
Teraz kurczaka luzujemy. Zwykle wystarcza masaż stóp i Barry White, czasem trzeba jeszcze dołożyć efekty świetlne.
Wyluzowanego kurczaka wrzucamy do miksera, dodajemy pieprz i miód i miksujemy całość na jednolitą masę. Do masy dodajemy bułkę tartą lub sproszkowane płatki kukurydziane (miałem coś wyjaśnić a propos tych dwóch składników, ale już nie pamiętam) i lepimy skrzydełka. Nie muszą być to od razu dzieła sztuki, wystarczy że będą podobne do prawdziwych. Można też ulepić młode kałamarnice, kowadła albo ptaszniki bez nóg. Kwestia gustu.
Skrzydełka mają być z grila, więc stajemy z nimi na grilu i rzucamy. Jeśli trafimy na środek kostki i żaden kawałek skrzydełka nie leży na łączeniu, 4 punkty. Jeśli nie, 2 punkty. Jeśli trawa, zero punktów i tracimy kolejkę (tata był zły bo kolejkę kupił mi na 10 urodziny no ale co robić).
A potem dzwonimy na Telepizzę i mówimy "pesto maestro" i odkładamy słuchawkę. A Pani Dominika nie wyśle bo nie podaliśmy adresu. I idziemy spać głodni. Głodni i zmęczeni, ale szczęśliwi. Szczęśliwi, bo przeżyliśmy piękny, radosny dzień.
Smacznego.
Po pierwsze, dla niektórych będzie to szok, potrzebny jest żywy kurczak. Ja mam takiego swojego, lokalnego hodowcę, od którego kupuję drób. Kluczowe jest tutaj, aby kurczak pochodził z chowu naturalnego, bez użycia chemii. Dlaczego? To wyjaśnię później, podczas podawania przepisu.
Do przygotowania, poza kurczakiem, potrzebne będą :
- tequila
- 3 limonki
- sól
- pieprz
- bułka tarta lub płatki kukurydziane (patrz przepis)
- miód
- papryka chili
Przygotowanie najlepiej rozpocząć późnym popołudniem (albo nawet wieczorem). Bierzemy kurczaka i teraz bardzo ważna sprawa. Potrzebny jest w miarę duży stół, żeby kurczak nie mógł podglądać kart. Gramy do 3 wygranych. Jeśli przegra kurczak, sprawa jest prosta i uczciwa a z przepisu odpadają trzy pierwsze składniki. Jeśli kurczak wygrywa, mówimy tak "Karol, może zanim te skrzydełka ze mnie zrobimy, to się napijemy?". Kurczak tego nie wie (koniecznie sprawdzić czy w fermie nie było kablówki), ale jego organizm jest wyjątkowo podatny na tequilę. Zwykle po prostu mdleją, ale zdarzają się też ekscesy. Kiedyś jeden kurak, po trzecim kielichu, już taki lekko sponiewierany, usiadł nagle i zupełnie poważnym głosem mówi "cyfryzacja sryfryzacja, mojej babci nie stać na tuner". Smutno mi się zrobiło, ale co robić. Tutaj wyjaśniam dlaczego kurczak miał być hodowany bez użycia chemii. Kurczak na sterydach, po alkoholu robi się agresywny. Niby niewielki ptaszek, ale nigdy nie wiadomo. Więc lepiej nie ryzykować.
I generalnie, przegrana kurczaka lub 3-4 kolejki tequili, doprowadzają do tego samego momentu. Trzeba kurczaka "oporządzić".
Można jeszcze oczywiście pogadać z drobiem, one wbrew pozorom wiele wiedzą o życiu i nie zawsze robią sobie jaja.
I teraz kolejna ważna sprawa. Polskie prawo od niedawna zabrania uboju rytualnego, więc krucyfiks, kamienny ołtarz lub choćby przeżegnanie się przed robotą, KATEGORYCZNIE ODPADAJĄ!
Ja mam taki swój sposób na pozbawienie kury życia. Prosty, bezbolesny i nie pozostawia bałaganu. Kładziemy kurę na poduszce (pijana szybciej zasypia więc lepiej się podłożyć w pokera) i śpiewamy kołysankę. Następnie przystawiamy patelnię ok. 10 cm ponad głowę kury i puszczamy dźwięk koguta z telefonu.
Kura zrywa się, wali łbem w patelnię, wstaje i taka zamroczona słania się po mieszkaniu mamrocząc "no już już", dociera do łazienki (koniecznie zostawić otwarte), ślizga się na mydle (w płynie się nie sprawdza), wpada do wanny pełnej wody (nalać wcześniej) i próbując się złapać kabla od suszarki, wciąga ją razem z sobą do wody. Czasem trzeba wymienić jakiś bezpiecznik, ale to i tak niska cena.
Kurczaka trzeba teraz oskubać. Zwykle nie mają w kieszeniach nic cennego, ale przepis jest przepis.
Następny krok, patroszenie. Wlewamy do dzioba kurczaka kubek kefiru i za 10 minut wpychamy startego ogórka kiszonego. Do 15-20 minut z kurczaka wyleci wszystko co niepotrzebne.
Teraz kurczaka luzujemy. Zwykle wystarcza masaż stóp i Barry White, czasem trzeba jeszcze dołożyć efekty świetlne.
Wyluzowanego kurczaka wrzucamy do miksera, dodajemy pieprz i miód i miksujemy całość na jednolitą masę. Do masy dodajemy bułkę tartą lub sproszkowane płatki kukurydziane (miałem coś wyjaśnić a propos tych dwóch składników, ale już nie pamiętam) i lepimy skrzydełka. Nie muszą być to od razu dzieła sztuki, wystarczy że będą podobne do prawdziwych. Można też ulepić młode kałamarnice, kowadła albo ptaszniki bez nóg. Kwestia gustu.
Skrzydełka mają być z grila, więc stajemy z nimi na grilu i rzucamy. Jeśli trafimy na środek kostki i żaden kawałek skrzydełka nie leży na łączeniu, 4 punkty. Jeśli nie, 2 punkty. Jeśli trawa, zero punktów i tracimy kolejkę (tata był zły bo kolejkę kupił mi na 10 urodziny no ale co robić).
A potem dzwonimy na Telepizzę i mówimy "pesto maestro" i odkładamy słuchawkę. A Pani Dominika nie wyśle bo nie podaliśmy adresu. I idziemy spać głodni. Głodni i zmęczeni, ale szczęśliwi. Szczęśliwi, bo przeżyliśmy piękny, radosny dzień.
Smacznego.
--