Siedziało sobie Fiutinowskie chujło w swoim bunkrze pod Kremlem, gdy nagle z szafy z garnituram zaczyna go dobiegać dziwny szelest i skomlenie. Już miał wzywać ochronę, jak wtedy co spadł po schodach i się posrał, ale nie. Duma jednak wzięła w nim górę. Nie tym razem. Sam sprawdzę. Pomyślał. Wyjął TT-tkę z szuflady biurka, przy którym siedział, podszedł do szafy i szybkim ruchem otworzył drzwi. Patrzy a tam Prigożyn siedzi skulony w kątku i pochlipuje.
-Jewgieniju Wiktorowiczu! A co wy tu robicie?! Wykrzyknął zdumiony Fiutin. Przecież oficjalnie nie żyjecie. A tak w ogóle to mieliście być w Afryce!
-I byłem! I byłem Władimirze Władimirowiczu, ale jako biały za bardzo się wśród czarnych wyróżniałem. Dzwoniłem nawet do tego lekarza co tego. No, jak mu tam? Michaela Jacksona wybielał. Żeby coś na to pomógł, coś poradził, ale on powiedział, że w drugą stronę to się nie da. Załkał Prigożyn...
-Jewgieniju Wiktorowiczu! A co wy tu robicie?! Wykrzyknął zdumiony Fiutin. Przecież oficjalnie nie żyjecie. A tak w ogóle to mieliście być w Afryce!
-I byłem! I byłem Władimirze Władimirowiczu, ale jako biały za bardzo się wśród czarnych wyróżniałem. Dzwoniłem nawet do tego lekarza co tego. No, jak mu tam? Michaela Jacksona wybielał. Żeby coś na to pomógł, coś poradził, ale on powiedział, że w drugą stronę to się nie da. Załkał Prigożyn...
--
Ani się obejrzałem jak zacząłem trącić "Steampunkiem" i stałem się "Vintage".