Nazbieraliśmy z żoną płatków z kwiatów róży, żeby sok i konfiturę zrobić. Przygotowany sok małżonka przelewała do kilkudziesięciu małych (setki i dwusetki) buteleczek po wódce, skrzętnie przeze mnie kupowanych. Ja tymczasem odszypułkowywałem truskawki na konfiturę różano-truskawkową. Ale myślami byłem gdzie indziej, bo skończyłem niedawno czytać zajmująca książkę o fizyce. Moje myśli krążyły gdzieś między tunelowaniem kwantowym a rozpadem połowicznym. Małżonka pozakręcała flaszeczki, ale dla pewności zawołała mnie, żebym silnie podokręcał zakrętki. Poszedłem ale moje myśli były wtedy gdzieś w wnętrzu gwiazdy, gdzie wspomnianym tunelowaniem próbowałem sobie wytłumaczyć pewne zjawiska. Nagle z odległego kosmosu ściągnął mnie na ziemie krzyk żony:
-Coś narobił ty głupku!!!
Ja patrzę co się stało, a tam okazało się, że ja te wszystkie buteleczki poodkręcałem.
-Coś narobił ty głupku!!!
Ja patrzę co się stało, a tam okazało się, że ja te wszystkie buteleczki poodkręcałem.