Na śniadanie nie zdążyłem, ale jest jeszcze chlebek do obiadowej zupki i kolacja.
Kupujecie, świeże, pachnące pieczywko. Aż jeść się chce, prawda?
No to macie!
Pierwsze zaskoczenie, że nikt nie chce ode mnie książeczki sanepidu, badań wysokościowych czy czego tam jeszcze. Hmm, pewnie się poznali, że porządny człowiek, to i flepów nie chcą.
Pokazali co i jak (tu kibel, tu się jara fajki, tutaj kawę pije). Jadziem! Nowy jak to nowy, przynieś, zanieś, pozamiataj. Wozimy sobie takie wielkie wózki z chlebem (300-400 sztuk na każdym) przed piekarnię żeby ostygły. Tam taki niewysoki próg jest na którym zwykle leży blacha żeby wózek nie skakał, bo mało stabilne toto jest. Pech chciał, że ktoś go przełożył na jakiś inny próg. Dwie półki z gorącym jeszcze chlebkiem j*b o asfalt!:
- Izi nowy. Podnosisz, odkładasz na półkę, idziemy po kolejny wózek.
Przy krojeniu to samo:
- Ucz się młody. Jak spadnie, to podnosisz, układasz, żeby ładnie wyglądał(czytaj: tak żeby się kromki zgadzały wielkością), do wora, zgrzewasz i dobra jest.
Piecze się też takie długie prawie metrowej długości bochny, które nie wchodzą w kombajn do krojenia. Co zrobić z tym fantem zapytacie? Otóż sprawa jest prosta:
- Bierzesz nowy ze 4 skrzynki(z ziemi), odwracasz dnem do góry, gerlachem(taki z pół metra) odznaczasz na skrzynce połowę i dziabasz.
Po 40-50 bochenkach czarny od syfu spód skrzynki poszarzał od mąki. Po kolejnych kilkudziesięciu był już bielusieńki.
Jak myślicie, mieliście farta w sklepie?
Bon appetit!
p.s.: Jest jeszcze produkcja...
Kupujecie, świeże, pachnące pieczywko. Aż jeść się chce, prawda?
No to macie!
Pierwsze zaskoczenie, że nikt nie chce ode mnie książeczki sanepidu, badań wysokościowych czy czego tam jeszcze. Hmm, pewnie się poznali, że porządny człowiek, to i flepów nie chcą.
Pokazali co i jak (tu kibel, tu się jara fajki, tutaj kawę pije). Jadziem! Nowy jak to nowy, przynieś, zanieś, pozamiataj. Wozimy sobie takie wielkie wózki z chlebem (300-400 sztuk na każdym) przed piekarnię żeby ostygły. Tam taki niewysoki próg jest na którym zwykle leży blacha żeby wózek nie skakał, bo mało stabilne toto jest. Pech chciał, że ktoś go przełożył na jakiś inny próg. Dwie półki z gorącym jeszcze chlebkiem j*b o asfalt!:
- Izi nowy. Podnosisz, odkładasz na półkę, idziemy po kolejny wózek.
Przy krojeniu to samo:
- Ucz się młody. Jak spadnie, to podnosisz, układasz, żeby ładnie wyglądał(czytaj: tak żeby się kromki zgadzały wielkością), do wora, zgrzewasz i dobra jest.
Piecze się też takie długie prawie metrowej długości bochny, które nie wchodzą w kombajn do krojenia. Co zrobić z tym fantem zapytacie? Otóż sprawa jest prosta:
- Bierzesz nowy ze 4 skrzynki(z ziemi), odwracasz dnem do góry, gerlachem(taki z pół metra) odznaczasz na skrzynce połowę i dziabasz.
Po 40-50 bochenkach czarny od syfu spód skrzynki poszarzał od mąki. Po kolejnych kilkudziesięciu był już bielusieńki.
Jak myślicie, mieliście farta w sklepie?
Bon appetit!
p.s.: Jest jeszcze produkcja...
--
46&2