Oględziny potencjalnego miejsca zdarzenia niewiele przyniosły. Ot, obora jak obora. Typowa dla każdej polskiej wsi. Podejrzewałem, że krowa sama nie otworzyła pomieszczenia. Solidny metalowy skobel raczej wytrzymałby napór jej cielska. Drzwi również nie sprawiały wrażenia łatwych do sforsowania. Coś było tutaj bardzo nie tak i zamierzałem to wyjaśnić.
- Dobra, gospodarzu. Masz pan tu jakichś wrogów?
- Tu w Sikorach? Ta gdzie, sami swoi. Antoś z jednej strony, Józefa z Kazkiem z drugiej, reszta wioski też swojaki. Wrogów ni ma. Kiedyś był tu Czorny Marian, ale on już dawno umarły.
Na tym etapie wykluczałem jednak ingerencję sił nieczystych.
- A opisz mi pan wczorajszy koniec dnia, bo jak rozumiem, sprowadziłeś krowy do obory, policzyłeś, zamknąłeś i tyle. A rano jednej brakowało. Tak to wyglądało?
- Nu, jakbyś pan przy tym był. – przytaknął właściciel zguby.
- A flaszkę jakąś pan wczoraj ćwiczyłeś? – ważna to rzecz do ustalenia, jeśli klient się nawalił, każdy scenariusz był realny. Nie raz widziałem, jak Bóg promili sprawiał cuda, które nie śniły się filozofom.
- eee, no wisz pan jak to jest… - chłop zmieszał się jak gin z tonikiem – coś tam z Kazkiem wypilim.
Aż za dobrze wiedziałem jak to jest.
- Czy możliwe, że wracając z popijawy zahaczyłeś pan o oborę?
- Nu, tego to ja nie wim. Mogłem na chwilę zajść…
Na chwilę zajść, nie zamknąć wejścia, zasnąć w kącie na dwie godziny. Już w myślach dopowiedziałem sobie tę historię. Krowa poczuła zapach wolności i dała w długą. A ja miałem ją odszukać.
- Myślę, że skorzystała z okazji i poszła na spacer – skwitowałem swoje przypuszczenia – powiedz pan, gdzie najczęściej je wypasasz?
- A tak jak droga na Dudki idzie, przy Nareśli jest taki zagajnik i tam mam swój kawałek pola.
Udałem się na miejsce, nie licząc zbytnio na odnalezienie zguby. Niestety, nie pomyliłem się. Potrzebowałem wczuć się w rolę. Pomyśleć jak krowa. Uklęknąłem i podparłem się rękoma. W tej pozycji zacząłem się rozglądać w lewo i prawo, jednocześnie starając się odganiać krążące wokół mojej głowy muchy. Ciekawa perspektywa, muszę przyznać. Skubnąłem nawet ździebełko trawy dla lepszego zrozumienia sytuacji. Z boku musiałem wyglądać jak kompletny kretyn. Dorosły facet, w prochowcu i kapeluszu, klęczy na pastwisku i żuje trawę. Masz tę swoją odskocznię od tłuszczańskiego zaduchu. Zmiana o sto osiemdziesiąt stopni. I tak klęcząc, przyszła mi do głowy myśl genialna w swej prostocie. Po plackach, idioto, szukaj jej po plackach. Było w miarę wcześnie, niezbyt gorąco, więc gówno powinno być jeszcze w miarę świeże. Wróciłem do gospodarstwa. Z właścicielem zguby zaczęliśmy łazić wokół terenu zakreślając co raz większe kręgi. Musiało to w końcu przynieść sukces, bo jak krowa chce, to sra. Prosta zasada. Na pierwsze ślady natrafiliśmy jeszcze w Sikorach. Dalej poszło już z przysłowiowej górki. Minęliśmy młodniak i wyszliśmy na dosyć rozległe pole.
- Tu masz pan Waśki – facet zaczął mi opisywać topografię terenu – to na prawo się idzie. Jak na lewo spojrzym, to jest Przytulanka i zaraz dalej Ciesze, a potem już Mońki.
Tak, zdecydowanie była to wiedza potrzebna. Nie wiedziałem jeszcze do czego, ale z pewnością tak było. Krowę odnaleźliśmy w połowie drogi na Waśki. Stała, skubiąc leniwie jakąś kępkę roślin.
- Panie detektyw, jakżeś mi pan pięknie pomógł. Bez pana to ja bym do nocy szukał i gówno bym znalazł – gość nawet nie próbował ukrywać szczęścia.
- A widzisz pan, to gówna właśnie należało szukać. Do usług.
Wziąłem dwie stówy. W odruchu wdzięczności, takiej szczerej i prawdziwej, facet dał mi jeszcze pęto kiełbasy i pół litra samogonu. Poprawiłem kapelusz, wcisnąłem w gębę papierosa i wyruszyłem przez pola do Moniek. Zdecydowanie, nie będzie mi tutaj źle.
& :szufla
--
"A poza tym sądzę, że należy ***** ***" Kato Starszy Folklor, legendy i historia Bułgarii. Po mojemu.