Znajoma związała się z Francuzem. Cóż - nie każdy musi lubić owłosione, męskie, szowinistyczne, polskie ciacha. Mnie na przykład też nie kręcą, więc rozumiem. Ale nie o mnie miało być.
Warto dodać, że Francuz, jakkolwiek francuski z każdej strony, mieszkał długo w naszym kraju, jego poprzednia kobita też była Polką, więc po naszemu panimaje. I mówi, choć z wyraźnym akcentem.
Mieszkają z tą moją znajomą na stałe we Francji, dorobili się potomka, przyjechali na weekend do Polski. Ona, on i brat jego, bardziej francuski niż niejeden pocałunek. Po drodze zatrzymali się na jakiejś stacji benzynowej, już w prawdziwej ojczyźnie Szopena.
Jako, że podróżowali swoim clio na francuskich numerach i między sobą rozmawiali po - nie uwierzycie - francusku, nasz wąsaty rodak, który nalewał im benzyny, powziął pewne podejrzenia i szybko przygwoździł Że-roma pytaniem:
- Pan jest z Francji?
- Tak, ale mówię po polsku.
- O, to super! Słuchaj, mam lagunę dwójkę i coś mi stuka ostatnio w silniku...
--
"- Where were you last night?
- That's so long ago, I don't remember.
- Will I see you tonight?
- I never make plans that far ahead."