Miała być wycieczka do Malahide tym razem. Malahide jest za Howth, dalej na północ, mają tam zamek, ogrody i masę fajnych knajp. Już czekałem na autobus kiedy zadzwonił telefon, jeden z moich potencjalnych pracodawców odczuł nagłą potrzebę spotkania się na mieście. Nie było wyjścia, trzeba było wycieczkę odpuścić. Rozmowy jak rozmowy, miało być fajnie, bo w knajpie z widokiem na Dublin – jakiś dom handlowy na rogu O'Connell i Abbey Street. Kawa była ,ale taras był zamknięty, widok się sfilcował, co bynajmniej mnie nie zdziwiło - idealnie pasuje do tutejszych klimatów.

Rozmowy jak rozmowy, wycieczka się zepsuła, pogoda zresztą też. Następnego dnia wszyscy mocno zajęci, to się zaofiarowałem, że robię żurek. Pomyślałem sobie, że skoro udało mi się kiedyś zrobić żurek w naprawdę trudnych warunkach to tutaj też sobie poradzę.
Ostatnio robiłem w trakcie remontu chałupy, Było to specyficzne osiągnięcie bo gazu nie miałem, za to było oczko elektryczne i coś na ciepło trzeba zjeść. Znalazłem torebkę, żurek, taki że gotować trzeba. W lodówce wówczas był tort, kaszanka i wędlina której aromat jakby tego, no gdybym był muchą tobym się nie dał oderwać. Pokroiłem wędlinę, wrzucam w żurek ale taki mało zawiesisty był, dorzuciłem dwie kostki bulionowe, pojawiły się oka tłuszczu ale za to kolor zażółcony się zrobił. Nic to. Do żurku to jeszcze jajka, nie miałem gdzie zagotować to umyłem i delikatnie w skorupkach wpuściłem do gara. Dosypałem pieprzu Cayenne, oregano, suszonej cebuli, takichże pomidorów, majeranku. Wydłubałem jajka, obrałem i wrzuciłem z powrotem. Ze świeżym chlebem był pyszny.

Tutaj – na spoko mając całą kuchnie do dyspozycji powinienem dać sobie radę. Zacząłem od sklepu, bylem w Cost Cutterze, niestety zestawów włoszczyzny nie mają. Marchewka i pory były w domu, musiałem kupić opakowanie pietruszki do tego biała kiełbasa. a seler to miał tylko gość w sklepie Eko, znaczy skasował mi 3,40 euro ale seler zaiste nader dorodny był. No to działam po bożemu, robie wywar z warzyw jako podkład, 3 marchewki, pietruszka i kawał selera, do tego pora i do tego dorzucam skorki od boczku. Się gotuje. Ziemniaki ze skwarkami pomijam, nic skomplikowanego w tym nie ma. Wywar gotowy. Odcedzam, dodaję boczek, wlewam zakwas. Dobra dusza na gg poradziła, coby dorzucić łyżeczkę tartego chrzanu do tego, bo daje ładny wykop.

Miała rację, Gotuje jajka, wrzucam kiełbasę i w ogóle jest fajnie, wszystko gotowa na czas, wyszło zarąbiście. Zostały mi te warzywa i skórki od boczku. Pomyślałem sobie, że jak zwykle – wyrzucę to na noc do ogródka, przyjdzie Buka, zeżre, i na rano będzie czysto.

Czasem w dzień udawało się zobaczyć Bukę - jakaś niewyraźna smuga cienia w rogu ogródka pod płotem - bury, duży, rozmaz z ogonem. Wiedziałem, że powinna załatwić problem, bo jak do tej pory Buka zżerała wszystko -nawet bigos i inne rzeczy wydawałoby się mało jadalne. Buka w nocy była, owszem,jak zwykle. Tyle, że tym razem zeżarła tylko skórki od boczku, a na warzywa nasrała.

--
Graf Jesus Maria Zenon y Los Lobos von Owtza und zu Sucha-Bez-Kicka y Muchos Gracias Zawieszona