Przyznam, że jestem trochę w szoku, ponieważ ja sobie zażartowałam, a Ty potraktowałeś to serio
Tak to odczułam, jakby sam Bóg na moje pytanie odpowiedział poprzez Ciebie.
Wysłuchałam tej mszy pod Twoim przewodnictwem i przypomniałam sobie, jak to bywało, gdy jeszcze chodziłam do kościoła.
Na pewno zorientowałeś się z moich wszystkich tu wypowiedzi, że jestem na tzw. bezdrożu, jeśli chodzi o wiarę. Wątpię czy Bóg istnieje. Wątpię, ale nie neguję Jego istnienia tak do końca, ponieważ kłócę się z Nim w myślach i nawet oskarżam Go, że jest nieczuły na krzywdę, że nie grzmi, gdy powinien.
Księża, których spotykałam na swojej drodze jakby potwierdzali swoim zachowaniem, że mają swojego Boga w nosie i wcale się Go nie boją. Grzeszą na potęgę i nie dają dobrego przykładu.
Ty w swoim kazaniu mówisz o jednym podstawowym przesłaniu wiary: "uwierz i zaufaj Bogu".
Chciałabym, ale nie potrafię - naprawdę. Chciałabym uwierzyć i zaufać, że Bóg wie, co robi i robi to z miłości do mnie, do nas, ale nie potrafię, bo wiele w tym jest bólu fizycznego i psychicznego, jaki zadaje swoim owieczkom, a już nie mogę pojąć Jego tajemnicy miłości zadając wiele bólu dzieciom.
Co to za Ojciec, który zadaje cierpienie swoim dzieciom. Tego nie mogę pojąć i stąd ta moja niepewność Jego istnienia.
I na koniec - dziękuję Ci za to, że zamieściłeś tutaj ten film i mam nadzieję, że szczerze chciałeś mi pomóc.
P.s. Ja natomiast staram się tak iść przez życie, aby nie krzywdzić. I na razie to mi wystarcza. Taka jest moja wiara na dzień dzisiejszy.