Skoro już narzekamy, to obczajcie taką sytuację: PKS staje na stacji, przejście do drzwi wąskie jak jasny pierun - 1,2 osoby mieści się wszerz. Do rozpoczęcia dnia pracy niecałe trzy minuty, więc się nie spieszę - pół stojąc nad swoim fotelem przepuszczam wszystkich jak leci.
O! Już widzę koniec! Jakaś babina lat 6 deko przeciska się truchcikiem niemalże następując na pięty przedostatniej osoby. Przepuszczam także i ją, po czym również kieruje się ku drzwiom. Nagle, w połowie drogi do wyjścia kobita się zatrzymuje i zaczyna powoli i uważnie oglądać siedzenia. Przedostatnia osoba wychodzi i zaczynają wchodzić nowi pasażerowie.
Babciu co z tobą zgubiłaś coś?
Babiszon ignoruje moje zbyt nieśmiałe widać "przepraszam" i kontynuuje oględziny. W końcu, niejako zmuszona przez tłoczących się wchodzących, jędza decyduje się wgramolić na siedzenie przy którym stanęła i usadzić na nim swoje dupsko.
Aby wyjść z pojazdu, muszę niemal zaginać przestrzeń, przeciskając się między wchodzącymi. Po wyjściu, tak na poprawę nastroju, rwie mi się pasek od torby z laptopem i sprzęt wita się z brukiem (szczęśliwie umarł od tego tylko wentylator).
Autobus nawet po zabraniu nowych pasażerów i tak był prawie pusty, ale stara prukwa nie mogła poczekać ze zmianą miejsca (wcześniej jechała na siedzeniu za mną). Doskonale widziała że chcę wyjść, ale i tak zdecydowała się wcisnąć przede mnie. Co nią kierowało? Dlaczego?
O! Już widzę koniec! Jakaś babina lat 6 deko przeciska się truchcikiem niemalże następując na pięty przedostatniej osoby. Przepuszczam także i ją, po czym również kieruje się ku drzwiom. Nagle, w połowie drogi do wyjścia kobita się zatrzymuje i zaczyna powoli i uważnie oglądać siedzenia. Przedostatnia osoba wychodzi i zaczynają wchodzić nowi pasażerowie.
Babciu co z tobą zgubiłaś coś?
Babiszon ignoruje moje zbyt nieśmiałe widać "przepraszam" i kontynuuje oględziny. W końcu, niejako zmuszona przez tłoczących się wchodzących, jędza decyduje się wgramolić na siedzenie przy którym stanęła i usadzić na nim swoje dupsko.
Aby wyjść z pojazdu, muszę niemal zaginać przestrzeń, przeciskając się między wchodzącymi. Po wyjściu, tak na poprawę nastroju, rwie mi się pasek od torby z laptopem i sprzęt wita się z brukiem (szczęśliwie umarł od tego tylko wentylator).
Autobus nawet po zabraniu nowych pasażerów i tak był prawie pusty, ale stara prukwa nie mogła poczekać ze zmianą miejsca (wcześniej jechała na siedzeniu za mną). Doskonale widziała że chcę wyjść, ale i tak zdecydowała się wcisnąć przede mnie. Co nią kierowało? Dlaczego?
--
Uśmiechał się często, odrobinę zdziwiony. Sprawiało to na innych wrażenie, że jest trochę bardziej inteligentny niż w rzeczywistości. Tak naprawdę zwykle starał się zrozumieć, co do niego mówią.