Ja pitolę, nie mam już nerwów, serio
Mama mojego pięknego, ciągle widzi w moim dziecku choroby, serio. Córka zdrowa jak rydz. Ostatnio coś tam miała na brodzie, to panikę zasiała, że to liszaj, że na nerki przeskoczy (serio), do lekarza, maście zaczęła robić, kupować, spać po nocach nie mogła o tę brodę
No i z tą nieszczęsna brodą do pediatry mnie na zeszły piątek zapisała, bo to pewnie te nerki! Wpadam do przychodni, masa dzieci, kaszlą, kichają, kuźwa, co ja tu robię! Weszłam do gabinetu lekarza, po opisaniu "co" jej jest dostałam zjebe, że zdrowymi dziećmi chodzi się w poniedziałki, a nie tak z czymś na brodzie pcham dziecko do chorych. Dziecko super, bierz maść. Wytrzymałam.
Byliśmy w niedzielę u niej, mała radocha, cieszy się itd. Babcia biadoli, że słodkie ale chorowite pewnie (dlaczego? ona serio tak mówi!). Kaja coś tam gaworzy do zabawki, a babcia na to tak "a pokaż mi język, może ty masz grzyba? pleśniawki? no pokaż ten jezyczek". No mój już jej nagadał wtedy
HIT!
Wpada wczoraj, i mówi do mnie tak, "Jeśli chcesz, żeby Kaja miała prosty kręgosłup, to WIĄŻ jej rączki wzdłuż tułowia bandażem!"
I tak ciągle jak nas odwiedza, to gada o chorobach, dziecko sprawdza, "tak na wszelki wypadek" każe do doktora rejestrować.
Coś tam popytałam mojego, i mówił, że on od dziecka miał z nią przerąbane, że "zrobiła" z niego chorego, na wszystko go badała, non stop po lekarz chodził
Może od was dostanę poradę, jak jej dogadać, powiedzieć, cokolwiek, aby skończyła z tym szukaniem chorób czy czegoś tam? Już rozmyślam nawet nie wpuszczanie jej do domu, bo co wizyta, to nowa choroba....
--