Zupełnie niechcący podsłuchałem rozmowę gościa, który pracuje we firmie dla której ja pracuję. Debatował z żoną nad tym czy książki ma wyrzucić sama czy poczekać aż wróci z fabryki i on je wyniesie.
- Ej stary, mogę pojechać z toba i je zabrać? Wybiorę sobie to co mi się podoba a resztę sam na smietnik przetransportuję.
- Jasne!
Tym sposobem stałem się właścicielem 'Dzieci Kapitana Granta'. Wydanie z 1954 roku. Obszyte, w dobrym stanie. Moje dziecko pewnie nie doceni, ale będzie miało 50cio-60cioletnie Marki Twainy, Lemy, Jamesy Coopery, 'Tomki' Szklarskiego... Siedzę i piszczę z radości.
Stary, pożółkły papier i ten zapach. PYCHA!
- Ej stary, mogę pojechać z toba i je zabrać? Wybiorę sobie to co mi się podoba a resztę sam na smietnik przetransportuję.
- Jasne!
Tym sposobem stałem się właścicielem 'Dzieci Kapitana Granta'. Wydanie z 1954 roku. Obszyte, w dobrym stanie. Moje dziecko pewnie nie doceni, ale będzie miało 50cio-60cioletnie Marki Twainy, Lemy, Jamesy Coopery, 'Tomki' Szklarskiego... Siedzę i piszczę z radości.
Stary, pożółkły papier i ten zapach. PYCHA!
--
46&2