Ostatnio jestem świadkiem pewnej scenki. Dziewczyna (D) lat 20 rozmawia ze swoją przełożoną (P). Przedmiot konwersacji zachowanie D w miejscu pracy i jej agresywne odzywki do reszty zespołu. W pewnym momencie D stwierdza, cyt. "Mam na to wyje..ne, zachowałam się dobrze, a Ty P przypier..asz się do mnie bo mnie nie lubisz!" po czym odwraca się na pięcie i odchodzi.
Przełożona jest mocno zdziwiona, ale za chwilę odzyskuje logiczne myślenie i zwyczajnie zaczyna procedurę dyscyplinarną wobec D za chamskie zachowanie wobec przełożonej.
Najciekawsza jest linia obrony D, ona była tylko broniła swojego zdania w asertywny sposób!!
D nie widzi niczego złego w swoim zachowaniu i uważa, że jest ofiarą jakiegoś spisku.
Pewnie bym się nie przejął gdyby był to odosobniony przypadek, ale widziałem już sporo podobnych sytuacji, ta po prostu zdarzyła się niedawno. Teraz moje pytanie.
Czy naprawdę aż tak bardzo zatarła się nam granica między chamstwem i asertywnością, czy ja zostałem wychowany w innych warunkach?
Przełożona jest mocno zdziwiona, ale za chwilę odzyskuje logiczne myślenie i zwyczajnie zaczyna procedurę dyscyplinarną wobec D za chamskie zachowanie wobec przełożonej.
Najciekawsza jest linia obrony D, ona była tylko broniła swojego zdania w asertywny sposób!!
D nie widzi niczego złego w swoim zachowaniu i uważa, że jest ofiarą jakiegoś spisku.
Pewnie bym się nie przejął gdyby był to odosobniony przypadek, ale widziałem już sporo podobnych sytuacji, ta po prostu zdarzyła się niedawno. Teraz moje pytanie.
Czy naprawdę aż tak bardzo zatarła się nam granica między chamstwem i asertywnością, czy ja zostałem wychowany w innych warunkach?
--
Nawet minimalna wiedza w rękach idiotów jest bardziej niebezpieczna niż całkowita niewiedza w rękach ludzi inteligentnych.