Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

7 filmów, które wprowadziły do naszego języka całkiem nowe zwroty

60 528  
417   84  
O tym, jak duży wpływ mają na nas filmy i seriale niech świadczy fakt, że wiele zwrotów i sformułowań pochodzących z małego lub dużego ekranu weszło do oficjalnego języka. Dziś nawet nie zdajemy sobie sprawy z ich pochodzenia, więc warto udać się do samego źródła. Zaczniemy od… seksownej (w każdym razie według niektórych) mamuśki.

#1. MILF

Obawiam się, że Jennifer Coolidge grająca w 1999 roku matkę Stiflera w popularnej komedii „American Pie” była młodsza niż niejedna osoba czytająca ten artykuł. Tak czy inaczej hojnie obdarzona przez naturę rodzicielka jednego z bohaterów tego filmu wzbudzała niezdrową fascynację u jego napalonych rówieśników. Zapomnijcie o dymaniu szarlotki czy umieszczaniu instrumentów dętych w niewłaściwych otworach ludzkiego ciała – ta produkcja zostanie zapamiętana z zupełnie innego powodu.


Postać przysadzistej pani Stifler sprawiła, że do oficjalnego obiegu w języku weszło pojęcie MILF, czyli „Mom, I would like to f*ck” („Mamuśka, którą chciałbym puknąć”). Wyraz ten pojawił się w jednej ze scen odbywającej się podczas imprezy, na której rozmarzone chłopaki kontemplują zdjęcie mamy swojego kumpla.

https://www.youtube.com/watch?v=_btXE0aUX5U

#2. Paparazzo

Paparazzo to raczej negatywne określenie fotografa dybiącego na celebrytów, najczęściej znajdujących się w jakiejś intymnej lub niezręcznej sytuacji. Ten typ dziennikarskiej hieny zazwyczaj współpracuje z magazynami plotkarskimi i wszelkiej maści reprezentantami prasy brukowej. Czemu ten wyjątkowo pogardzany zawód ma włoską nazwę? Ano dlatego, że tak naprawdę Paparazzo to… imię.


Tak właśnie zwał się nachalny fotograf, który w 1960 roku pojawił się w filmie Federico Felliniego pt. „Dolce Vita”. Bohater ten był tak natrętny i irytujący, że dość szybko jego właśnie imieniem zaczęto określać każdą osobę parającą się takim zajęciem.

#3. Spam

Spam to niechciane reklamy masowo zapychające nam skrzynki elektroniczne. Spam to też szynka wieprzowa produkowana przez amerykańskie przedsiębiorstwo Hormel Foods, a sama nazwa ma się wywodzić od słów Spiced Ham lub Shoulder Pork and Ham. Firma ta zrobiła zawrotną karierę podczas II wojny światowej, kiedy to zaopatrywała amerykańskich żołnierzy w mięsne konserwy. Co mają jednak puszkowane świńskie zwłoki do upierdliwych maili? Najprawdopodobniej źródłem jest tu twórczość kabaretu Monty Pythona!


W jednym z wybitnie wręcz absurdalnych skeczy klientka pewnej restauracji usiłuje zamówić danie, które nie zawierałoby wspomnianej mielonki, co okazuje się zadaniem wręcz niemożliwym do wykonania. Tym bardziej że grupa wikingów stołująca się w tej knajpie chóralnie skanduje: „Spam! Spam! Spam!”. Wieprzowina z puszki jest dla nieszczęsnego gościa jadłodajni czymś równie niechcianym, co reklamowy spam wylewający się na nas za każdym razem, gdy zaglądamy do naszej skrzynki odbiorczej.

https://www.youtube.com/watch?v=nbN-L-SMt2c

#4. Friend zone

Ofiarami tego przykrego zjawiska padają zazwyczaj mężczyźni, którzy za cel swoich romantycznych westchnień stawiają pozbawione empatii wywłoki. Te starają się ignorować ewidentne sygnały dotyczące intencji drugiej osoby i robią z nieszczęsnego adoratora „przyjaciela” – takiego, któremu można się zwierzyć, potraktować jako szofera, jucznego muła, malarza pokojowego czy poradnię psychologiczną.


Określenie to trafiło do uzusu za sprawą serialu „Przyjaciele” i odcinka, w którym zakochany w Rachel Ross wysłuchuje jej osobistych zwierzeń, ewidentnie licząc na to, że jego „przyjaciółka” wreszcie dostrzeże w nim mężczyznę, a nie bliskiego kumpla. Jego nadzieje rozwiewa Joey, który tłumaczy koledze, że ten trafił już do „friend zone” – pułapki, z której wcale tak ławo się nie wydostanie.

https://www.youtube.com/watch?v=c7H-CGdxmy0

#5. Przeskoczyć rekina

Zwrot ten dopiero niedawno zaczął być stosowany w języku polskim, mimo że pojęcie „jumping the shark” od wielu już lat funkcjonuje w krajach anglojęzycznych. Tego wdzięcznego sformułowania używa się w momentach, gdy film czy serial wyraźnie zaczyna cierpieć na scenariuszową kulawość, która to ciągnie fabułę danej produkcji w odmęty żenady i niedorzeczności. Określenie to rozsławione zostało przez radiowca Jona Heina. Poświęcił on temu zjawisku nie tylko sporo czasu antenowego, ale i napisał na ten temat książkę oraz stworzył stronę internetową dla filmomaniaków.


No dobra, ale skąd w ogóle te skoki przez rekina? Ano z serialu „Happy days”. W 1977 roku premierę miał odcinek, w którym jeden z bohaterów, Fonzie, aby zademonstrować swoją odwagę, skacze na nartach wodnych nad uwięzionym w wydzielonej części akwenu rekinem ludojadem. W rzeczywistości numer ten został umieszczony w serialu nie tyle co z braku kreatywności scenarzystów, ale raczej po to, aby pokazać doskonałe umiejętności sportowe Henry’ego Winklera – aktora, który wcielił się we wspomnianą postać.

#6. Cliffhanger

A ten wyraz często usłyszeć można u polskich recenzentów filmowych. Jest to określenie stosowane w stosunku do popularnych zabiegów brutalnego ucinania ekranowej akcji w momencie największego napięcia – najczęściej w chwilach, gdy bohater jest o krok od śmierci. Tę tanią sztuczkę stosuje się obecnie głównie w serialach, kiedy to tuż przed finałem danego odcinka zdarza się coś, co pozostawia rozentuzjazmowanych widzów w niepewności co do dalszych losów ich ulubionych postaci.


Często za źródło tego wyrazu wskazuje się na powstały w latach 70. ubiegłego wieku serial „Some Mothers Do 'Ave 'Em” i odcinek, w którym auto dwójki bohaterów jadących na piknik stacza się w stronę skalnego uskoku i zawisa, balansując na krawędzi klifu.

W rzeczywistości źródło tego słowa jest starsze o sto lat! Otóż w latach 1872-1873 w Wielkiej Brytanii wydawana była powieść Thomasa Hardy’ego pt. „A Pair of Blue Eyes”. Książka wydawana była fragmentarycznie, a któryś z kolei tom kończy się sceną, w której jeden z bohaterów wisi nad przepaścią, czekając już tylko na to, aż zabraknie mu sił i nieszczęśnik runie w dół. Dopiero jakiś czas później czytelnicy dowiedzieli się, że w ostatnim momencie mężczyźnie pomogła jego kochanka, rzucając mu linę wykonaną… ze swojej bielizny.


#7. Pekaesy

Kilerrr, ale ty masz zajebiste pekaesy! – wymruczała, nagrzana niczym dzik na żołędzie, żona Siary do ekstaksówkarza Jurka. Oczywiście nie jest żadną tajemnicą, że to Juliusz Machulski – reżyser filmu „Kilerów 2-óch” – spopularyzował ten kolokwialny wyraz, będący synonimem eleganckich bokobrodów tudzież baków. Czy to jednak oznacza, że to on, jako scenarzysta, wymyślił „pekaesy”? Okazuje się, że niekoniecznie.


Istnieją teorie, że ta nazwa funkcjonowała jeszcze na długo przed powstaniem filmu. Podobno jej źródłem była moda panująca niegdyś wśród kierowców marki Jelcz. Mieli oni słabość do zapuszczania obfitych baków, które pięknie „zgrywały się” z gęstym, okopconym szlugiem, wąsiwem.

Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6
7

Oglądany: 60528x | Komentarzy: 84 | Okejek: 417 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

28.04

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało