Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Poznali się dopiero na studiach, świat oszalał na ich punkcie, a potem okazało się, że są eksperymentem

32 369  
299   36  
Ta historia musiała wydarzyć się naprawdę, bo nikt by jej nie wymyślił – to często spotykany komentarz do życiowych losów amerykańskich trojaczków, którzy poznali się, gdy wkraczali w dorosłość. Ich odkrycie przyniosło chwilową sławę i radość z odnalezienia bardzo bliskich krewnych. Czar jednak szybko prysł, a na wierzch zaczęła wychodzić mroczna historia eksperymentu medycznego.


Na rok 1980 złożyły się wydarzenia różnego kalibru: w Lublanie zmarł Josip Broz Tito, Polacy weszli zimą na Mount Everest i utworzyli Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”, wybuchła wojna iracko-irańska, Ronald Reagan wygrał wybory prezydenckie w USA, w Moskwie odbyły się XXII Letnie Igrzyska Olimpijskie, a do tego na świat przyszedł Artur Boruc, zaś na Manhattanie życie stracił John Lennon. Uwagę nowojorczyków, ale też pozostałych Amerykanów, zaczynała w tym czasie przyciągać jeszcze jedna historia: kędzierzawych trojaczków, którzy przez kilkanaście lat nie wiedzieli o swoim istnieniu.

Miło cię widzieć, czyli skąd my się znamy

Pewnie każdy przeżywał pierwszy dzień w szkole czy na uczelni, ale dla Roberta Shafrana to mogło być jedno z najbardziej intensywnych i jednocześnie dziwnych przeżyć w dotychczasowym życiu. 19-latek pojawił się po raz pierwszy w Sullivan Community College w stanie Nowy Jork i nie musiał się nikomu przedstawiać, bo ludzie witali go niczym dobrego znajomego. Przy okazji pocałunków i klepania po plecach słyszał, że ludzi cieszy jego powrót.

Skonsternowany Shafran w końcu słyszy pytanie: czy byłeś adoptowany? Zadaje je niejaki Michael Domnitz, który wyjaśnia, że na tej uczelni pojawił się już łudząco do niego podobny chłopak. Niedługo później obaj dzwonią do Edwarda Gallanda. Linia telefoniczna łączy osoby o identycznie brzmiących głosach. Nowi znajomi nie zastanawiają się długo i postanawiają jechać do rodzinnego domu Gallanda. Na miejscu okazuje się, że spotkanie wygląda niczym pozowanie przed lustrem.

https://www.youtube.com/watch?v=v6xuodv1lK0

Przypadkowe odnalezienie się bliźniaków to oczywiście świetny temat dla mediów, więc twarze braci pojawiają się w gazetach i programach telewizyjnych. Na historię natrafia m.in. David Kellman, który na zdjęciach towarzyszących artykułowi widzi… swoją twarz. On również dzwoni do domu Gallandów, a skonsternowana gospodyni zaczyna mówić o wytwarzaniu chłopców. Ale nie chce być inaczej – Kellman to trzeci bliźniak, jeśli ma być stosowana nomenklatura książkowo-filmowa. Albo po prostu trojaczek.

Lubimy zapasy, te same papierosy i jesteśmy gotowi na sławę

O ile historia odnajdujących się przypadkiem bliźniaków może być dla czytelników czy widzów fajną ciekawostką, o tyle wersja z jeszcze jednym bratem staje się megahitem. Gazety chcą mieć wywiady i zdjęcia, stacje telewizyjne zapraszają młodych mężczyzn do swoich programów. Film „Podwójne uderzenie”, w którym Jean-Claude Van Damme wciela się w role bliźniaków rozdzielonych w dzieciństwie, to kwestia dopiero kolejnej dekady, ale może pomysł na ten obraz rodzi się w głowie młodego Belga, gdy słyszy o nastoletnich Amerykanach?

Niektórym może się wydawać, że celebryci to znak naszych czasów, że do ich „tworzenia” potrzebny jest internet, ale to nie do końca prawda. Galland, Kellman i Shafran zyskali popularność bez udziału sieci. A zainteresowanie nimi rosło, gdy okazywało się, że łączy ich nie tylko wygląd.


Fragment talk show z udziałem braci:
– Nasze istnienie stanowi niesłychaną zbieżność.
– Wręcz niedorzeczną.
– Rozmawiamy jednocześnie.
– Gesty...
– Zaczynam zdanie, a on je kończy.
– Lubimy chińszczyznę.
– Wszyscy uprawialiście zapasy?
– Tak.
– Palicie te same papierosy?
– Tak.
– Jakie papierosy palicie?
– Marlboro.
– Wszyscy palicie Marlboro?
– Tak.
– Lubicie te same kolory?
– Tak.
– A co z gustem do kobiet?
– Identyczny.
– Podobno wszyscy lubicie starsze kobiety?
– Taaak!

Rozpoczęli życie seksualne w podobnym wieku. Nawet poziom IQ mieli taki sam: 148.

Panowie stali się sensacją w Nowym Jorku. Nocną wyprawę po mieście zaproponowała im np. Annie Leibovitz, jedna z najbardziej znanych fotografek, która w swoim portfolio miała zdjęcia Michaela Jacksona, Whoopi Goldberg, Meryl Streep czy wspomnianego już Johna Lennona. Na liście jej pracodawców znaleźć można New York Times, Life, Time czy Newsweek. Ale w tamtym czasie chciała też fotografować słynnych trzech braci.

Przypadkiem trafia na nich także reżyserka Susan Seidelman, która proponuje im udział w swoim filmie. W 1985 roku na ekrany kin trafia „Rozpaczliwie poszukując Susan” z Madonną w roli głównej. Bracia nie zagrali tam istotnych ról – pojawiają się w jednej scenie. To najlepiej oddaje ich ówczesną pozycję: byli ciekawostką. Shafran przekonywał potem, że ta popularność nie przynosiła im korzyści finansowych – zarabiali na tym inni.

Rodzice zadają niewygodne pytania

Gdy młodzi mężczyźni cieszyli się swoim towarzystwem i zapewniali ludziom rozrywkę, ich przybrani rodzice próbowali dojść, dlaczego doszło do rozdzielenia trojaczków. Odpowiedzi na to pytanie mieli im udzielić pracownicy nowojorskiej agencji adopcyjnej Louise Wise Services, z usług której skorzystały trzy pary. Rodzice usłyszeli m.in., że trójka dzieci to zbyt duże obciążenie dla jednej pary i jednocześnie szansa, by uszczęśliwić znacznie większą grupę ludzi.

Samo spotkanie nie rozjaśniło rodzicom sprawy. Ale pomógł w tym kolejny zbieg okoliczności. Shafran senior zostawił w biurze agencji parasol, a gdy po niego wrócił, okazało się, że ich niedawni rozmówcy urządzili balangę. Strzelały korki od szampana. Dosłownie. A skoro świętowano pozbycie się przybranych rodziców, sprawa musiała mieć drugie dno. Rodziny postanowiły zaangażować do sprawy prawników, ale ci jakoś nie garnęli się do ich reprezentowania. Mimo to historia trojaczków zaczęła wychodzić na światło dzienne.

Geny czy wychowanie? Oto jest pytanie…

Chłopcy przyszli na świat 12 lipca 1961 roku w Glen Oaks w stanie Nowy Jork. Po latach miało się okazać, że ciąża nastoletniej matki była efektem wpadki podczas szkolnego balu. Bracia nawet spotkali się z biologiczną matką, gdy byli już dorośli, ale na tym ich relacje się skończyły. Tymczasem na początku lat 60., gdy chłopcy mieli sześć miesięcy, doszło do ich rozdzielenia. Trafili do rodzin mieszkających blisko siebie (jak na amerykańskie warunki) – było to maksymalnie 160 km.

Jako niemowlęta spędzili obok siebie 6 miesięcy...

W tym momencie w historii pojawia się doktor Peter Neubauer. Późniejszy lekarz urodził się w Austrii jeszcze przed wybuchem I wojny światowej. Studiował medycynę na Uniwersytecie Wiedeńskim, ale nie było mu pisane praktykować w tym mieście. Po przyłączeniu Austrii do Rzeszy Niemieckiej w 1938 roku, mężczyzna wywodzący się z żydowskiej rodziny wyemigrował najpierw do Szwajcarii, a następnie do USA. Do emigracji zmuszona była też np. rodzina Freudów. Najmłodsze dziecko słynnego Zygmunta, Anna, trafiła do Londynu, gdzie prowadziła prace z zakresu dziecięcej psychoanalizy. Warto o tym wspomnieć, ponieważ Peter i Anna będą w przyszłości współpracować.

Przez dekadę po urodzeniu chłopcy byli regularnie badani przez zespół, którym kierował Neubauer. W pierwszych latach życia jego członkowie odwiedzali trzy rodziny kilka razy w roku. Chłopcy podczas spotkań mieli rysować, rozwiązywać łamigłówki, zbierano też informacje o ich zachowaniu (dane na ich temat gromadzono też, gdy chłopcy przestali być dziećmi, ale odbywało się to już bez wiedzy rodzin). Spotkania filmowano. Rodziców to nie zastanawiało? Jeszcze nim dostali niemowlaki, usłyszeli, że będą one brały w badaniach (rutynowych, rzecz jasna) nad rozwojem dzieci. Ponoć sugerowano im, że odmowa zmniejszy szanse na pozytywne rozpatrzenie wniosku adopcyjnego.

Jaki był cel badań Neubauera? Uzyskanie odpowiedzi na pytanie, co ma większy wpływ na rozwój dziecka: geny czy wychowanie (po angielsku brzmi to nature versus nurture). Pamiętacie film „Nieoczekiwana zmiana miejsc” sprzed ponad czterech dekad? Jego bohaterowie, bracia Duke, zakładają się, czy otoczenie ma wpływ na rozwój jednostki. Postanawiają to sprawdzić, zabawiając się kosztem dwóch innych osób. Neubauer wymyślił podobną „zabawę”, ale rozpisał ją na dziesięciolecia. Oczywiście wszystko to działo się dla dobra medycyny.

https://www.youtube.com/watch?v=9XRpL6_wSeI

Pochodzący z Austrii (co ci Austriacy!) lekarz chciał się dowiedzieć, jak majątek rodziców, ich koneksje i kapitał kulturowy wpływają na rozwój dziecka, więc nie mógł zdać się na ślepy los. Jedno z dzieci trafiło do rodziny robotniczej (Kellman), drugie do przedstawicieli klasy średniej (Galland), a trzecie do osób reprezentujących wyższą klasę średnią (Shafran). Ktoś mógłby powiedzieć, że najwięcej szczęścia miał ten ostatni, ale jego relacje z ojcem lekarzem były dość chłodne. Zupełnie inaczej było w domu mniej zamożnych Kellmanów.

Psychologiczny eksperyment Neubauera nie sprowadzał się wyłącznie do historii trzech chłopców – lekarz na podobnej zasadzie rozdzielał też bliźniaki. Skala tego procederu do dzisiaj nie jest do końca znana (wiadomo jednak, że co najmniej trzy osoby z tego grona popełniły samobójstwo). Początkowo był pewnie przekonany, że wyniki jego badań otworzą mu drzwi do wielkiej kariery, zaszczytów i nagród. Może nawet Nobla. Czasy się jednak zmieniały i zarówno środowisko medyczne, jak i opinia publiczna w latach 80. i 90. były mniej przychylne dla takich eksperymentów.

Wyniki zachowam dla siebie, a pomoże mi w tym Yale

Peter Neubauer postanowił wnioski z badań zachować dla siebie, a zbieraną przez lata dokumentację… ukryć. W tym celu nie użyto jednak łopaty i skrzyń, ale zastosowano pewien fortel. Materiały trafiły do zbiorów biblioteki Yale. Z zastrzeżeniem, że podmiot ten może odrzucać prośby o dostęp do akt. Zapis ów obowiązuje do 2065 roku. Osoby pokrzywdzone w ramach wspomnianego eksperymentu mogą zatem usłyszeć coś w stylu: nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi?

Odpowiedzialny za badania lekarz umarł w 2008 roku. Wcześniej nie był zbytnio niepokojony w związku ze swoją pracą, ponoć nie zmagał się też z wyrzutami sumienia. Los potrafi jednak zakpić z człowieka. W komentarzach do działań Neubauera czasem pojawia się nazwisko Mengele. I tak, chodzi o Josefa Mengele, niemieckiego zbrodniarza wojennego, który wśród więźniów Auschwitz zyskał miano Anioła Śmierci. Kiepska sprawa dla Żyda, który uciekł przed Holocaustem.

Pojawią się oczywiście głosy, że działania obu lekarzy trudno w ogóle porównywać, więc ich zestawianie jest nadużyciem. Należy jednak wyjaśnić, że nazwiska nie są łączone z uwagi np. na poziom bestialstwa. Uwagę przyciąga… zainteresowanie ciążami wielopłodowymi. Niemiecki lekarz „badał” i prowadził testy pseudomedyczne na olbrzymiej liczbie bliźniąt, z których przeżyła niewielka część. Jednych mordowano szybko, gdyż nie rokowali w doświadczeniach Niemca, drugich poddawano strasznym torturom – znany jest przypadek zszycia kilkuletnich chłopców. Oczywiście wszystko to miało się przysłużyć nauce.

Potrzymaj mi piwo, mam srogi pomysł na eksperyment psychologiczny

Neubauera trudno usprawiedliwiać, ale warto pamiętać, że nie on jeden kilkadziesiąt lat temu zabrał się za badania, które dzisiaj z pewnością byłyby zakazane lub wywołałyby natychmiast szeroki opór. Na początku lat 70. XX wieku grupa psychologów Uniwersytetu Stanforda pod przewodnictwem Philipa Zimbardo przeprowadziła eksperyment więzienny, w którym uczestnicy zostali podzieleni na więźniów i strażników. Badanie przerwano już po kilku dniach, bo członkowie pierwszej grupy zaczęli się załamywać psychicznie. Jednocześnie strażnicy z coraz większym upodobaniem oddawali się znęcaniu się nad skazańcami.

Eksperymenty psychologiczne prowadzono na dorosłych, ale też na dzieciach. W 1954 roku w parku Robbers Cave zorganizowano dwa letnie obozy dla wczesnonastoletnich chłopców. Dzieci najpierw aklimatyzowały się w ramach jednej z grup, a po jakimś czasie grupy miały ze sobą rywalizować. Dość napisać, że początkowo niewinne współzawodnictwo przerodziło się w zachowania pełne wrogości, a nawet przemocy. Badaczom szybko udało się stworzyć plemiona pałające do siebie nienawiścią. Takie to były czasy…

Happy endu nie było

Wróćmy do trojaczków, bo ich historia nie ma finału w stylu żyli długo i szczęśliwie. Ponoć już we wczesnym dzieciństwie obserwowano u chłopców niepokojące zachowania, które mogły wynikać z ich rozdzielenia. Tym bardziej obciąża to zespół badawczy, który nie tylko nie reagował na zaburzenia, ale pozwalał im narastać. Jako nastolatkowie David Kellman i Edward Galland byli leczeni w szpitalach psychiatrycznych. Z kolei Robert Shafran miał problemy z prawem i nie chodziło o kradzież cukierków, ale o zabójstwo podczas napadu pod koniec lat 70. Ostatecznie młodzieniec uniknął kary.


Gdy panowie dowiedzieli się o swoim istnieniu, postanowili zamieszkać razem. Początkowo wyglądało to świetnie – prawdziwy miesiąc miodowy, podczas którego ustalali, że wszyscy trzej lubią robić to samo lub nie przepadają za jakimś jedzeniem. Z czasem jednak pojawił się problem, bo wewnątrz trio zaczęły powstawać duety. Mężczyźni otworzyli jeszcze razem knajpę w nowojorskiej dzielnicy Soho (lokal został zamknięty pod koniec XX wieku, nosił nazwę Triplets, czyli Trojaczki) i… zaczęli zakładać rodziny. Wszyscy trzej doczekali się dzieci.

W 1995 roku doszło do tragedii. Cierpiący na chorobę afektywną dwubiegunową Edward Galland najwyraźniej nie mógł sobie poradzić ze swoim życiorysem i zastrzelił się w domu. Wcześniej mężczyzna kilkukrotnie przeprowadzał się, by być bliżej braci. Został duet, który coraz bardziej się od siebie oddalał, a sytuacja ponoć mocno się zaogniła, gdy jeden z braci postanowił wymiksować się z biznesu restauracyjnego.

Być może świat zapomniałby o tej historii, a panowie nie mieliby pretekstu do spotkania i rozmowy, ale w ich życiu pojawili się filmowcy, którzy chcieli o nich nakręcić dokument.

I zrobili to – obraz pojawił się w 2018 roku na festiwalu w Sundance, dzisiaj można go obejrzeć w serwisach streamingowych. Nosi tytuł Bliscy nieznajomi (Three Identical Strangers).



Z zebranego materiału można się dowiedzieć np., że za swój eksperyment nie odpowiedział nie tylko Neubauer, ale też członkowie jego zespołu, którzy żyli w czasie kręcenia filmu. To nowojorscy psychiatrzy, którzy nie chcieli rozmawiać z filmowcami.

Do 2065 roku chyba są kryci.
3

Oglądany: 32369x | Komentarzy: 36 | Okejek: 299 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało