Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Głowa Diogo Alvesa niemal 200 lat temu trafiła do słoja. Miała służyć macaniu

125 391  
97   17  
Kilka lat temu w mediach, zarówno tych tradycyjnych, jak i nowych, zrobiło się głośno o nietypowej „ciekawostce”, którą można zobaczyć w stolicy Portugalii. Nie był to kolejny udziwniony pomnik Ronaldo czy kapeć, który Vasco da Gama zgubił podczas wyprawy do Indii. Nowym magnesem na turystów miała się stać głowa. Ludzka, dość leciwa i umieszczona w słoju. A do tego należąca do seryjnego mordercy.


Zatopiona w formalinie głowa należała do Diogo Alvesa, którego nie należy mylić z Diego Alvesem. Brazylijski bramkarz również zapisał się w historii Półwyspu Iberyjskiego, ale odbyło się to bez rozlewu krwi. Oprócz profesji różnił ich też czas działania: Diego to stosunkowo świeża historia, Diogo na swoją reputację zapracował niemal dwa wieki temu.

Z ziemi hiszpańskiej do Portugalii

Diogo Alves przyszedł na świat w 1810 roku w Galicji, ale nie tej środkowoeuropejskiej, lecz hiszpańskiej, ze stolicą w słynnym Santiago de Compostela. Region graniczy z Portugalią i to właśnie do niej udał się nastoletni Diogo „za chlebem”. Wykonywał różne prace, m.in. służył w domach bogatych lizbończyków, ale po kilku latach doszedł chyba do wniosku, że w ten sposób dorobi się najwyżej odcisków i bólu w krzyżu, a nie pokaźnego majątku. Do tego rozsmakował się w alkoholu i hazardzie, które trudno połączyć z pustym portfelem. Młody Hiszpan wszedł na drogę rabusiowania. A konkretnie na akwedukt rabusiowania.

Akwedukt samobójców. Samobójców?

Jedną z atrakcji turystycznych Lizbony jest zbudowany w pierwszej połowie XVIII wieku Aqueduto das Águas Livres, czyli akwedukt, który miał rozwiązać problem niedoborów wody w portugalskiej stolicy. W swoim czasie był to prawdziwy cud techniki, który zdołał nawet przetrwać trzęsienie ziemi, jakie nawiedziło to miasto w 1755. A trzeba mieć na uwadze, że doprowadziło ono do ruiny niemal całe miasto – jeśli coś się nie zawaliło, to spłonęło lub zostało zniszczone przez tsunami, będące następstwem wstrząsów.



Akwedukt dostarczał do miasta wodę, ale był też wykorzystywany jako droga do metropolii. Używali go m.in. okoliczni rolnicy, którzy udawali się do Lizbony, by sprzedać tam swoje towary. Trasa ciekawa, bo ulokowana ponad 60 metrów nad doliną. Jednak to nie wysokość stanowiła główne zagrożenie dla podróżnych, a młody Diogo, który swoje życie zamierzał finansować zawartością ich sakiewek.

Plan był prosty: Alves napadał na osoby wracające z miasta, a zatem posiadające już gotówkę, zabierał im pieniądze, po czym spychał nieszczęśników z akweduktu. Ktoś pomyśli, że ta mało wysublimowana zbrodnia może się udać kilkukrotnie, przy dużym szczęściu mordercy pewnie kilkunastokrotnie. Ale kosa musi w końcu trafić na kamień. Cóż, na akwedukcie nie trafiła – Diogo zabił ponad 70 osób, z czego zdecydowaną większość właśnie na tej trasie.



Miejsce i okoliczności mordów okazały się dla Alvesa doskonałą przykrywką: ciała znajdywane przy akwedukcie były zaliczane do grona samobójców. Możliwe, że tych ostatnich nie brakowało w okolicy jeszcze nim swój proceder rozpoczął młody Hiszpan. Kraj trwał wówczas w kryzysie wywołanym m.in. wojnami napoleońskimi. Wystarczy napisać, że przez kilkanaście lat stolicą państwa było… Rio de Janeiro, do którego uciekł król Jan VI. Jednocześnie trzeba mieć na uwadze, że dwa wieki temu tematu nie badały policja i prokuratura. Nie można też zapominać, że sprawa dotyczyła chłopów, a ich los pewnie mniej obchodził miejskich oficjeli…

Morduj, ale nie wyciągaj ręki po majątek elity!

Obranie za cel wieśniaków miało ewidentną zaletę, ale było też obarczone pewnym problemem: trudno dorobić się wielkiego majątku, napadając na osoby ubogie. Zwłaszcza że Alves posiadał już własny gang, więc skromne łupy trzeba było dzielić. Rozwiązanie? Znaleźć majętne ofiary. Tych należało jednak szukać w mieście, a nie na akwedukcie. Pod koniec września 1839 roku los zawiódł morderców do domu Pedro de Andrade, bogatego i znanego w mieście lekarza. Gang nie musiał się włamywać – drzwi otworzył im lokaj bogacza, również noszący nazwisko Alves (mężczyźni nie byli spokrewnieni). Lekarza tego wieczoru nie było w domu, ale mniej szczęścia miała jego gosposia i trójka jej dzieci. Bandyci nie poprzestali na rabunku, czteroosobową rodzinę zamordowano. Lokaj, który był w zmowie ze złodziejami i liczył na udział w zysku, nie doczekał się sakiewki ze złotymi monetami – i jego zabito, żeby nie zostawiać świadków.

https://www.youtube.com/watch?v=wNu0S3UZ4Ho
Tym ofiarom trudno już było przypisać samobójstwo. Podjęto działania w celu pojmania morderców. Warto jednak zaznaczyć, że za decyzją tą prawdopodobnie nie stał szok wywołany zgładzeniem rodziny – to wciąż było pospólstwo. Dla wyższych sfer zdecydowanie bardziej wstrząsające mogło być wtargnięcie do domu reprezentanta ich środowiska. A tego już nie można było przepuścić, sprawców należało wytropić i przykładnie ukarać, by przekaz dotarł do reszty społeczeństwa.

Alves i jego kompani działając na akwedukcie, zapewne przyzwyczaili się do tego, że zbrodnie uchodzą im na sucho, więc nie przykładali się zbytnio do zacierania śladów i ukrywania swoich działań w tajemnicy. A to prosta droga na stryczek. Śledczy szybko trafili na ich trop, podczas „dochodzenia” okazało się, że dla gangu krwawy włam nie był przestępczą inicjacją, o czym opowiedziała córka kochanki Alvesa. Skala jego działalności musiała przerażać nawet ludzi w tamtej epoce, o sprawie zrobiło się ponoć głośno nawet poza Europą. Fascynacja seryjnymi mordercami nie jest „wynalazkiem” naszych czasów. Miano celebryty nie uratowało jednak trzydziestoletniego Hiszpana, którego powieszono w 1841 roku.



Ani pierwszy, ani ostatni

Śledząc historię Alvesa, można się natknąć na informacje, iż był to pierwszy seryjny zabójca w historii Portugalii i jednocześnie ostatnia osoba, na której wykonano w tym kraju wyrok śmierci. W obu przypadkach nie jest to prawda.

Pierwszym udokumentowanym seryjniakiem w historii Portugalii… była kobieta. Luísa de Jesus żyła w latach 1748-1772, a zatem wyprzedzała działania Alvesa o kilka dekad. Przypisuje się jej zamordowanie ponad trzydzieściorga dzieci. Także i w tym przypadku zabójstwa motywowane były czynnikiem ekonomicznym. Mechanizm zbrodni był dość prosty: młoda Luisa adoptowała dzieci, za co przysługiwało jej coś w rodzaju becikowego. W tym przypadku opieka i wychowanie nie wchodziły w grę – ofiary były duszone i grzebane w okolicy domu nowej „opiekunki”. Ta ostatnia za swoje czyny nie została po prostu uśmiercona – wcześniej poddano ją srogim torturom.



Źródła podają też, że po Alvesu w Portugalii stracono jeszcze przynajmniej sześć osób. Ostatni raz karę tego typu wykonano w 1846 roku, a zatem pięć lat po młodym Hiszpanie. I tu warto zatrzymać się na chwilę, bo Portugalia była pierwszym europejskim krajem, który zniósł karę śmierci. Oficjalnie doszło do tego w 1867 roku. Dla porównania w Polsce ostatnią egzekucję przeprowadzono w Krakowie w 1988 roku. Na Białorusi kara śmierci wciąż funkcjonuje w kodeksie karnym i nie jest to przepis nomen omen martwy – wedle szacunków od chwili powstania niezależnej Białorusi przeprowadzono ok. 400 egzekucji. To obecnie jedyny europejski kraj, w którym orzeka i wykonuje się tę karę. Nawet w Rosji obowiązuje w tej sprawie moratorium.

Skoro nie szubienica czy garota, to jaka kara spotkałaby dzisiaj Diogo Alvesa w Portugalii? Większość osób pomyśli pewnie o dożywociu, ale tamtejszy kodeks go nie przewiduje. Seryjny morderca z Lizbony trafiłby za kratki na maksymalnie 25 lat. A to oznacza, że wyszedłby na wolność jeszcze przed sześćdziesiątką – mężczyzna w sile wieku.

Niekiepski gadżet w gabinecie osobliwości?

W tym miejscu historia Alvesa powinna się zakończyć, ale we wstępie pojawił się przecież wątek głowy w słoju. Dlaczego w ten sposób potraktowano ciało seryjnego zabójcy? Niektórzy pomyślą pewnie o roli… obiektu muzealnego. Dzisiaj to może zabrzmieć co najmniej dziwnie, ale poprzedniczkami muzeów były kunstkamery, czyli gabinety osobliwości, w których taka zdobycz mogłaby stanowić ozdobę kolekcji. Zazwyczaj były to dość oryginalne zbiory, w których przedmioty związane z rozwojem technologicznym i naukowym (np. mikroskopy czy teleskopy) mieszały się z rzeźbami czy obrazami, ale też przedmiotami, którym przypisywano moc magiczną czy nawet mitycznymi. Właściciel bogatej kunstkamery mógł się pochwalić wypchanymi zwierzętami z Afryki, starymi księgami o alchemii, piórem ze skrzydła pegaza, tabliczką z hieroglifami, ale też zdeformowanymi ludzkimi płodami umieszczonymi właśnie w słojach z parafiną. Całą masą płodów, jeśli ktoś zapragnął tak ukierunkować kolekcję. Głowa Alvesa na tym tle nie byłaby pewnie czymś nadzwyczajnym.

W tym przypadku nie zaspokajano pragnienia władcy-zbieracza czy przedstawiciela arystokracji, któremu nie wystarczało kolekcjonowanie obrazów – kunstkamery zaczęły tracić na popularności kilkadziesiąt lat wcześniej. Rzeczywistość nie znosi jednak pustki, więc miejsce fanaberii zajęła pseudonauka, a konkretnie frenologia. To teoria, której korzenie sięgają końca XVIII wieku. Zakłada ona, że za różne funkcje psychiczne odpowiadają konkretne części kory mózgowej. Jeżeli jakieś cechy rozwijały się mocniej, było to widoczne w aspekcie anatomicznym. Na mózgu pojawiały się po prostu zagłębienia czy wypukłości. Te z kolei stawały się widoczne na czaszce. W efekcie na podstawie wyglądu czaszki można określić np. charakter jej właściciela.

Głowę zachowamy do macania, czyli badań

Dzisiaj ta teoria uznawana jest za pseudonaukową, ale w pierwszej połowie XIX wieku była prawdziwym hitem. Posiłkowali się nią nie tylko naukowcy, lecz także politycy, pisarze czy artyści. Wystarczy wspomnieć, że Juliusz Słowacki ulokował ją w Kordianie. W słynnym dramacie napisanym w 1833 roku mowa jest o macaniu głów, czyli systemacie Galla. Franz Joseph Gall to austriacki lekarz, który stworzył frenologię. Niektórym mogła też zapaść w pamięć scena z filmu „Django”, w której grany przez Leonardo DiCaprio Calvin Candie rozpiłowuje czaszkę jednego z niewolników. Towarzyszy temu wykład dotyczący właśnie frenologii.

https://www.youtube.com/watch?v=aQM4ebFILv4
Co wspólnego z tą pseudonauką miał Diogo Alves? Cóż, wystarczy przypomnieć, że powieszono go w 1841 roku. W tym czasie wiele osób mogło uznawać frenologię za osiągnięcie imponujące w takim samym stopniu, co stworzenie telegrafu. Idea kryjąca się za odcięciem głowy i jej zakonserwowaniem była dość prosta: wystarczy zbadać czaszkę mordercy i wykryć na niej anomalie. W ten sposób powstanie wzór, z pomocą którego w przyszłości będzie można identyfikować kolejnych łotrów. Masz czaszkę podobną do tej w słoju? Przykro nam, ale to nie wróży zbyt dobrze...

Jednak głowa Alvesa nie posiada ponoć widocznych śladów badań, więc nie można wykluczać, że szybko zaniechano pomysłu jej studiowania. Modna teoria się wypaliła, a jej odprysk w postaci odciętej rudej głowy pozostał. O dziwo, motyw ten nie został wykorzystany przez TVP w trakcie ostatniej kampanii wyborczej. Seryjniak z XIX wieku, który z nieistnienia Polski mógł sobie nawet nie zdawać sprawy, mógłby posłużyć za prostą przestrogę: na rudych lepiej uważać. Kto wie, może ta niewiedza zaważyła na ostatecznym wyniku?



Celebryta przed śmiercią, ale też po niej

Co dzieje się z głową obecnie? Nie opuściła miasta, w którym Alves mordował – słój znajduje się w budynku należącym do Uniwersytetu Lizbońskiego. Wycieczki raczej nie przechadzają się po sali, w której spoczął, ale pracownicy i studenci wydziału lekarskiego ponoć mają dostęp do naczynia. A jeśli komuś spoza uczelni bardzo zależy, żeby zajrzeć w oczy Diogo, podobno da się to zaaranżować. Chętnych pewnie nie brakuje, bo postać seryjnego mordercy z Galicji stała się elementem popkultury – poświęcono jej artykuły, książki, a nawet komiks. Filmowcy w Portugalii podłapali zaś temat, gdy tylko zawitał do nich wynalazek kina…
5

Oglądany: 125391x | Komentarzy: 17 | Okejek: 97 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało