Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Okrutne losy dzieci w okupowanej Łodzi – Litzmannstadt

26 427  
219   63  
Początkowo miałem na wstępie zacytować słowa Zofii Nałkowskiej, które z „Medalionów” kojarzą chyba wszyscy: „Ludzie ludziom zgotowali ten los”. Uznałem jednak, że trafniejsze będzie przybliżenie Deklaracji Praw Dziecka, o dzieciach bowiem poniższy artykuł będzie opowiadał. O dzieciach i losie, jaki przygotowała dla nich Trzecia Rzesza.

Cierpienie najmłodszych zawsze dotyka nas w sposób głębszy i bardziej intymny niż cierpienie innych ludzi. Wynika to w głównej mierze z faktu, że dzieci są ze swej natury całkowicie bezbronne i zdane na łaskę dorosłych, poza tym wszyscy kiedyś byliśmy dziećmi, przez co łatwiej nam się z nimi utożsamiać. Najmłodsi zawsze cierpią w trakcie działań wojennych, nawet jeśli nie są ich bezpośrednimi ofiarami. Tracą najbliższych, domy i mieszkania, poczucie bezpieczeństwa, głodują i chorują, do tego trudno im zrozumieć nową rzeczywistość, która zaczyna im towarzyszyć, gdy otacza je wojna. Często stają się również niewinnymi ofiarami działań dorosłych. Działań, które ich nie dotyczą i na które nie mają wpływu. Niestety, bywają takie konflikty, w których dzieci traktuje się jak mięso armatnie i zbędny balast, a często wręcz, co jeszcze gorsze, jak wrogów. Tylko z tego powodu, że są, że przyszły na ten świat. Przecież w przyszłości wyrosną z nich wrogowie – z takiego przynajmniej założenia wychodziła wierchuszka Trzeciej Rzeszy w okresie drugowojennym. Całe ustawodawstwo hitlerowskie dotyczące dzieci narodów podbitych, szczególnie dzieci polskich, żydowskich, rosyjskich i cygańskich, zawierało normy wyłączające możliwość realizacji zasad Deklaracji Praw Dziecka.

Deklaracja Praw Dziecka przyjęta przez Zgromadzenie Ogólne Ligi Narodów w 1924 roku:
Niniejszą Deklarację, nazwaną Deklaracją Genewską, mężczyźni i kobiety wszystkich narodowości uznają, że ludzkość powinna dać dziecku wszystko, co posiada najlepszego i stwierdzają, że ciążą na nich, bez względu na rasę, narodowość i wyznanie, następujące obowiązki:
1. Dziecku powinno się dać możność normalnego rozwoju fizycznego i duchowego.
2. Dziecko głodne powinno być nakarmione, dziecko chore powinno być pielęgnowane, dziecko wykolejone wrócone na właściwą drogę, sierota i dziecko opuszczone – wzięte w opiekę i wspomagane.
3. Dziecko powinno przed innymi otrzymać pomoc w czasie klęski.
4. Dziecko powinno być przygotowane do zarobkowania na życie i zabezpieczone przed wszelkim wyzyskiem.
5. Dziecko winno być wychowane w wierze, że jego najlepsze cechy powinny być oddane na usługi współbraci.

l_20404333139c85eP7261016.jpg

Według profesora Wiesława Theissa II wojna światowa pochłonęła życie ponad dwóch milionów polskich dzieci, w tym 600 tys. dzieci żydowskich. 200 tys. młodych Polek i Polaków wywieziono do Trzeciej Rzeszy w celu ich germanizacji, z czego wróciło po wojnie do kraju niespełna 15%. 710 tys. młodocianych zmuszono do pracy fizycznej na terenach należących do Rzeszy. Półtora miliona dzieci po wojnie było sierotami lub półsierotami. Jak obrazowo zauważył profesor Edward Rosset, demograf, „w 1945 roku w Łodzi co szóste dziecko w kołysce, co czwarte dziecko w wieku przedszkolnym i co trzecie dziecko w wieku szkolnym pozostawało bez ojca lub matki, jeżeli nie bez obojga rodziców”. Spis łódzkiej ludności z czerwca 1945 roku wykazał ponad 77 tys. dzieci w wieku od roku do 16 lat, z czego niemal 22 tys. z nich było sierotami lub półsierotami. Dzieci traciły życie z powodu działań wojennych, przez choroby i głód, były jednakże również ofiarami systemu narodowosocjalistycznego, który umieścił je w obozach, gdzie ginęły tysiącami.

Prawo niemieckie a młodociani

Niemcy, będące członkiem Ligi Narodów od 1926 roku, postępowały właściwie zgodnie z Deklaracją Genewską. Prawo karne dotyczące nieletnich cechowało się humanitaryzmem, a ustawa z 16 lutego 1923 roku mówiła, że spraw karnych przeciwko nieletnim nie należy łączyć ze sprawami karnymi przeciwko dorosłym. Niemcy, po dojściu do władzy narodowych socjalistów w 1933 roku i przekształceniu się w Trzecią Rzeszę, 4 października 1939 roku zaostrzyły nieco przepisy, przez co jak dorosły mógł być sądzony małoletni, który ukończył 16 lat. 10 września 1941 roku wyszło kolejne uaktualnienie, które pozwalało nieletnich umieszczać w zakładach zamkniętych na nie więcej niż 4 lata. Przepisy te wydają się być normalne nawet dzisiaj, nie inaczej było wtedy. Niemiecki wymiar sprawiedliwości nie odróżniał się zbytnio od tych funkcjonujących w innych krajach. Sęk w tym, że przepisy owe dotyczyły młodocianych narodowości niemieckiej. A jak to było w przypadku dzieci narodowości polskiej?

2040941027362f4walter.jpg
Walther von Brauchitsh

10 września 1939 roku, a więc już kilka dni po wybuchu wojny, Walther von Brauchitsh, dowódca wojsk lądowych Trzeciej Rzeszy, wydał rozporządzenie, które nakazywało sądom polowym i doraźnym sądzić nieletnich jak dorosłych, jeżeli pod względem rozwoju dorównuje osobie dorosłej. Wystarczyło więc być wyrośniętym i dobrze zbudowanym nastolatkiem, by nawet mając trzynaście czy czternaście lat być sądzonym jak pełnoletni. To był jednak początek. Dwa lata później artykuł III rozporządzenia z 4 grudnia 1941 roku, a także jeszcze późniejsze rozporządzenie, z 23 lipca 1942 roku, zrównały wszystkich nieletnich pochodzenia polskiego i żydowskiego z dorosłymi, przez co nieletnich można było sądzić tak jak osoby pełnoletnie, wliczając w to karę śmierci. Samo prawo nakazywało zaś Polakom i Żydom postępować zgodnie z niemieckimi ustawami i wydanymi na ich podstawie zarządzeniami władz niemieckich oraz zaniechanie wszystkiego, co przynosi uszczerbek suwerenności Rzeszy Niemieckiej i powadze narodu niemieckiego. Jednym słowem – nakaz bezwzględnego posłuszeństwa. Karze śmierci podlegali zaś wszyscy Polacy i Żydzi, jeżeli dopuszczą się aktu przemocy w stosunku do Niemca z powodu jego przynależności do wspólnoty narodowej. Wyrok pozbawiający życia można było również otrzymać za przejawianie wrogiego stosunku do Niemców oraz nienawistną albo podburzającą działalność, za wrogie wypowiedzi o Niemcach, zdzieranie lub uszkadzanie obwieszczeń władz niemieckich bądź inne zachowanie poniżające i szkodzące powadze Rzeszy Niemieckiej lub narodu niemieckiego. Jakby tego było mało, sądy doraźne, wojskowe i policyjne, miały prawo skazywać na śmierć za przestępstwa nieprzewidziane w przepisach, jeżeli Polacy i Żydzi dopuszczali się czynu, który świadczył o szczególnie niskich pobudkach lub przestępstwo było ciężkie z innych względów. Interpretacja prawa była więc na tyle dowolna, że na śmierć można było skazać każdego, dorosłego i dziecko. Kiedy zaś sąd nie decydował się na karę śmierci, w grę wchodziła kara pozbawienia wolności w obozach. Co więcej, do wydania wyroku skazującego często wystarczyło zeznanie jednego tylko świadka, które nawet nie musiało być weryfikowane. Oskarżonym odmawiano prawa do zabierania głosu we własnej sprawie i składania wyjaśnień, często również nie przydzielano im obrońcy. Same rozprawy sądowe były prowadzone w języku niemieckim, dzieci więc nie miały nawet pojęcia, o co się je oskarża, a przyznanie do winy wymuszano biciem.

„W posterunku trzymano mnie przez tydzień, cały czas brali mnie dwa razy dziennie na przesłuchanie, podczas którego bili mnie i pytali, co wiem o kradzieży rzeczy, dokonanej przez brata Jana. […] Z bólu i strachu przyznałam się, że wraz z bratem dokonałam tej kradzieży, choć faktycznie nic o tym nie wiedziałam. Po tygodniu zawieźli mnie do Sieradza, gdzie byłam sądzona. Nie pamiętam, jaki wyrok wydano, cały czas strasznie płakałam, miałam wtedy 14 lat, nie wiedziałam w ogóle, o co chodziło na tej rozprawie” – tak swoje doświadczenia w 1979 roku opisała Zofia Kubicka, z domu Niedźwiecka.

Jak wielki odsetek wśród skazanych stanowiły dzieci, pokazują chociażby dokumenty zgromadzone przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich. Czytamy w nich, że pośród 63 786 Polaków i Żydów postawionych przed sądami III Rzeszy w 1942 roku znajdowało się aż 5169 nieletnich. To ponad 8%. Oczywiście do tych tysięcy najmłodszych Polaków, skazanych przez sądy hitlerowskie i osadzonych w więzieniach i obozach, dodać należy znacznie większą grupę skazanych przez sądy doraźne bez procesu, a także osadzonych w miejscach odosobnienia bez jakiegokolwiek wyroku, co podczas okupacji zdarzało się bardzo często. Dość powszechne były również przypadki, kiedy więźniów uśmiercano jeszcze w więzieniu. Jednym z takich „skazanych doraźnie na śmierć” był „Kruszyna”, 7-letni chłopiec, którego imienia i nazwiska nie udało się ustalić. Trafił do więzienia za zbrodnię, jaką było zwrócenie się do Niemki, do której oddano go na służbę, „ty wiedźmo”. Zginął zastrzelony w łódzkim więzieniu, wraz z dziesięcioma innymi więźniami, przez komendanta Waltera Pelzhausena. Przyczyną była kradzież kromki chleba, do której nikt nie chciał się przyznać. Komendant wybrał więc losowo 11 więźniów, wśród których znalazł się również wymieniony wyżej 7-latek, i doraźnie skazał ich za karę na śmierć.

204091046827030_Otto_Georg_Thierack.jpg
Otto Georg Thierack

Najczęstszym wyrokiem, jaki zapadał w przypadku nieletnich nieskazanych na karę śmierci, było pozbawienie wolności na czas nie krótszy niż 9 miesięcy i nie dłuższy niż 5 lat. Rzadkie jednak były wypadki zwalniania więźniów, również nieletnich, po odbyciu wyroku sądowego, a z więzień gestapo nie zwalniano właściwie nigdy. Z czasem, a dokładnie to od 22 października 1942 roku, całkowicie zaprzestano zwalniania z więzień i obozów po odbyciu wyroku, o ile był on dłuższy niż 3 lata. Wtedy bowiem minister sprawiedliwości III Rzeszy, Otto Georg Thierack, polecił przekazywać więźniów tej kategorii do obozów koncentracyjnych na okres trwania wojny. Już w marcu roku następnego, 1943, rozszerzono to zarządzenie na więźniów skazanych na więcej niż 6 miesięcy. Oczywiście zarządzeniem tym objęte były również dzieci.

Obozy na terenie Łodzi i okolic

W listopadzie 1939 roku utworzono w Poznaniu Urząd do Spraw Przesiedlenia przemianowany w kwietniu 1940 roku na Centralę Przesiedleńczą, która bezpośrednio podlegała Departamentowi IV w Głównym Urzędzie Bezpieczeństwa Rzeszy. W Łodzi natomiast utworzono Oddział Centrali Przesiedleńczej, mieszczący się przy ul. Piotrkowskiej 133. Na jego czele stał Herman Krumey (przeżył wojnę, przed sądem stanął dopiero w 1960, skazany prawomocnym wyrokiem na dożywocie w 1973 roku, umarł w więzieniu w 1981 roku). Łódź była idealnym punktem przerzutowym, znajdował się w niej bowiem węzeł komunikacyjny, skąd wysiedleni mogli być kierowani do Generalnego Gubernatorstwa, do Rzeszy lub do obozów zagłady. Sprzyjało to planom Himmlera, których założeniem było wysiedlenie z terenów włączonych do Rzeszy około 4 milionów Polaków i zastąpienie ich 3 milionami Niemców. Niemcy do końca daty wysiedlenia trzymali w sekrecie przed wysiedleńcami, ostatecznie zostawiając im około 20 minut na zabranie bagażu podręcznego (około 25 kg na osobę dorosłą i 10 kg na dziecko), a najczęściej ograbiając ich ze wszystkiego i nie pozwalając zabrać im niczego. Wysiedleńcom nie wolno było zabierać biżuterii, pieniędzy, pościeli ani większej ilości ubrań. Rzeczy najcenniejsze zabierali żołnierze, cała reszta ruchomości trafić zaś miała do przesiedlanych tu Niemców. Oddziałowi łódzkiemu od początków akcji wysiedleńczej podlegały również obozy pobliskiego Konstantynowa. Oddział miał również swoją filię w Zamościu.

Na początku Oddział Centrali Przesiedleńczej w Łodzi składał się z siedmiu referatów, po czym, w 1941 roku, struktura uległa zmianie i zredukowania do trzech referatów, bowiem wielu pracowników powołano do służby w Wehrmachcie. Referaty:
I – administracyjny ( Verwaltung), II – wysiedlenia (Aussiedlungen), III – użycie policji (Polizeieinsatz).

Główny obóz znajdował się przy ul. Łąkowej 4, zorganizowany w fabryce Gliksmana.
Drugi obóz mieścił się przy ul. Leszno.
Trzeci – przy ul. 28 Pułku Strzelców Kaniowskich, w dawnym domu noclegowym Sióstr Albertynek.
Czwarty – przy ul. Kopernika 53, w dawnym domu noclegowym Braci Albertynów.
Piąty znajdował się w Rudzie Pabianickiej przy ul. 6 Sierpnia 58.
Szósty – w Konstantynowie, przy ul. Łódzkiej 27, w dawnej fabryce braci Shweikertów i K. Steinerta.
Do tego doliczyć trzeba dwa nietypowe obozy, które znajdowały się: przy ul. Spornej 73 w Łodzi (w obozie zajmowano się badaniami rasowymi) i przy ul. Przemysłowej 27 (obóz dla dzieci i młodzieży na terenie getta żydowskiego).

20409165655d3cb5e62bf7d0d0deb000748.jpg
Obóz w Konstantynowie

Warto na chwilę się zatrzymać przy obozie w Konstantynowie. Założony w listopadzie 1939 roku w budynku fabryki włókienniczej K. Steinerta i braci Schweikert przy ul. Łódzkiej 27 jako Lager in Konstantinow. Na początku osadzono w nim Niemców wysiedlonych z ZSRR, którzy przebywali w nim do marca 1940 roku. Następnie służył jako obóz tymczasowy, w którym przetrzymywano Polaków przed dalszą drogą do Generalnego Gubernatorstwa lub do pracy przymusowej na terenach należących do Rzeszy. W 1941 roku w obozie znajdowało się ponad 400 księży katolickich, których ostatecznym celem był Dachau. Jego najważniejsza rola rozpoczęła się jednak w 1943 roku, kiedy władzę nad obozem przejęło SiPo (Policja Bezpieczeństwa). Przechrzczony na Ost Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei zaczął znów działać na przełomie sierpnia i września 1943 roku. Tym razem jako obóz dla dzieci i młodzieży z terenów ZSRR. Jak wynika z dokumentów w Archiwach Radzieckich, na zajętych terenach ZSRR do 1943 roku władze wojskowe i policyjne zatrzymały 3735 dzieci, w tym: 266 poniżej 2 lat, 1006 w wieku od 2 do 5 lat i 2463 w wieku od 6 do 14 lat. Przeważnie były to sieroty, które straciły rodziców podczas działań wojennych, ale spory odsetek stanowiły dzieci zabrane rodzinom przemocą. Na początku w celu germanizacji w obozach zamierzano umieścić tylko te dzieci, które nie ukończyły 6 lat. Potem granicę przesunięto na 10, a w końcu – na 14 lat. Pierwsza grupa radzieckich dzieci przybyła do Konstantynowa już na początku września 1943 roku, między innymi z Majdanka. Nadzór nad dziećmi przywiezionymi do obozu sprawowali funkcjonariusze SS mówiący po rosyjsku. W 1944 roku do obozu przywożono dalsze grupy dzieci, w tym 1 sierpnia 1944 roku kilkaset dzieci z obozu w Potulicach, zaś 28 sierpnia grupę dzieci z obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Były wśród nich nawet niemowlęta. Dzieci z Potulic mówiły, że są z okolic Smoleńska i Witebska oraz że do obozu w Potulicach przywieziono je z obozu w Oświęcimiu.

Jak wyglądało postępowanie z wysiedlonymi, którzy trafiali do łódzkich obozów? Najpierw trafiali oni do miejskiej odwszalni, a stamtąd do obozu przy ul. Łąkowej, gdzie odbywał się wstępny przegląd pod względem „rasowym”, by wyselekcjonować dzieci nadające się do zniemczenia w grupie dzieci do lat 10. Nadających się do tego celu wysyłano następnie na gruntowne badania rasowe i lekarskie do obozu przy ul. Spornej. Tak zakwalifikowane dzieci otrzymywały paszport (Fremdepass) i lepsze wyżywienie. Oczywiście najbliższych nikt o zdanie nie pytał, a stawiających opór zabijano, często razem z dziećmi. Himmler bowiem wyraził się jasno: „wszelką dobrą krew – i to jest pierwszym założeniem, o którym musicie pamiętać – gdziekolwiek ją na wschodzie napotkacie, możecie albo zdobyć, albo zabić”. Kolejną grupą wysiedlonych byli ci, którzy zakwalifikowani zostali jako nadający się do pracy, wśród nich znajdował się spory odsetek dzieci starszych. Byli kierowani do obozu w Konstantynowie, gdzie pracowali w lokalnych majątkach ziemskich, oczekując na transport do Niemiec. Największą grupę stanowili wysiedleni, których celem było wywiezienie na ziemie należące do Generalnego Gubernatorstwa. Czwartą grupę dzieci przechodzących przez łódzkie obozy wysiedleńczo-przesiedleńcze stanowili Żydzi i Cyganie. Spora ich część ginęła na miejscu z powodu chorób i głodu, wiele było po prostu zabijanych, cała reszta trafiała do obozów zagłady.

l_204091302a235dcfe53030d_ca74_4c7c_b.jpg
Pomnik lidickich dzieci. Każda figura odpowiada jednemu zamordowanemu dziecku.

Wyjątkowo smutnym epizodem w historii łódzkich obozów był transport czeskich dzieci z Lidic. Eksterminacja wsi Lidice była pokłosiem zamachu na Reinharda Heydricha, mającego miejsce 27 maja 1942 roku. Heydrich zmarł z powodu odniesionych w zamachu ran 4 czerwca. Trzecia Rzesza musiała się zemścić. Lidice spalono do gołej ziemi, a mieszkańcy albo ginęli na miejscu, albo trafiali do obozów. Wśród ofiar były również dzieci. Dziesięcioro z nich po badaniu rasowym w Kladnie przeznaczono do zniemczenia, 88 trafiło do obozu przy ul. 28 Pułku Strzelców Kaniowskich. Trafiły potem do obozu zagłady w Chełmnie, gdzie zostały zagazowane. Były więzień łódzkiego obozu tak je wspomina: „…stały w grupkach, trzymając się kurczowo za ręce. Młodsze tuliły się do starszych. Kilkoro najstarszych w wieku około 13-14 lat sprawowało opiekę nad pozostałymi. Starsze dziewczęta i chłopcy trzymali na rękach maleństwa, które ledwie mogły chodzić. Dzieci były w letnich ubrankach, brudne, niektóre zawalone moczem i kałem. Trzymały w rączkach małe węzełki, w których znajdował się ich cały majątek, kawałki chleba, drobne zabawki, lusterka itp. Były wystraszone, nie chciały z nami rozmawiać. Dopiero po pewnym czasie udało nam się im wytłumaczyć, że nie jesteśmy Niemcami i pragniemy im pomóc…”. Lidicką masakrę życiem przypłaciło 340 mieszkańców: 192 mężczyzn, 60 kobiet (spośród 184 wywiezionych do Ravensbrück) i 88 dzieci. Podobny los spotkał mieszkańców wsi Leżaki, skąd 12 dzieci również trafiło do Łodzi, a stamtąd – do komory gazowej w chełmińskim obozie. Wszyscy dorośli, 33 osoby, zostali zabici na miejscu, a wieś zrównano z ziemią.

Za co dzieci mogły trafić do obozu? Doktor Roman Hrabar, Pełnomocnik Rządu Polskiego ds. Rewindykacji Dzieci Polskich, podzielił powody na 12 kategorii:
  1. Wykroczenia, występki pospolite,
  2. Występki o charakterze gospodarczym,
  3. Zaniedbanie w wychowaniu,
  4. Dzieci wałęsające się w miejscach publicznych lub pozbawione mieszkania,
  5. Dzieci określane jako element asocjalny,
  6. Uchylanie się od pracy przymusowej,
  7. Dzieci podejrzane o uczestniczenie w ruchu oporu,
  8. Dzieci pochodzące z rodzin odmawiających podpisania volkslisty,
  9. Dzieci rodziców zesłanych do obozów i więzień,
  10. Względy religijne i rasowe,
  11. Upośledzenie fizyczne i psychiczne,
  12. Jako dzieci polskie, bez określonych powodów.
Kategorie pierwsza i druga były stosunkowo proste do określenia. Każdy, nawet najbardziej błahy powód, był odpowiednim argumentem do wysłania dziecka do obozu. Włóczenie się, palenie papierosów, drobne kradzieże żywności czy kart żywnościowych, handel itp. Kategoria trzecia to dzieci, które uznano za zaniedbane, czego najczęstszą przyczyną było sieroctwo spowodowane przez samych Niemców. Wśród powodów wymieniono na przykład: „matka nie troszczy się o dziecko, ojciec nie żyje”. Kategorii czwartej tłumaczyć raczej nie trzeba. Z powodu wysiedleń i działań wojennych sytuacja bytowa polskich rodzin była tragiczna. Wielu ludzi nie miało gdzie mieszkać, koczowali więc gdziekolwiek. Sieroty były w jeszcze gorszym położeniu. Ich jedynym źródłem utrzymania były kradzieże lub żebractwo. Dziecko pozostające bez opieki w miejscu publicznym zwykle trafiało do obozu, przyłapane na żebraniu – również. W kategorii piątej znajdowały się dzieci, którym zarzucano złe prowadzenie się. Kradzieże, handel kradzionymi towarami, hazard, niemoralne kontakty z innymi dziećmi lub dorosłymi i tym podobne rzeczy. Szóstej kategorii wyjaśniać raczej nie trzeba – dzieci w ten sposób walczyły z wrogiem, często też wyznaczana im praca była po prostu ponad ich siły. Kategoria siódma związana była z małym sabotażem lub wspieraniem partyzantów, nawet jeśli partyzantkę wspierali rodzice dzieci – stosowano wówczas odpowiedzialność zbiorową. Ósma kategoria to dzieci, których używano jako formy nacisku wobec niechcących podpisać volkslisty. Z reguły nakaz skierowania dziecka do obozu sprawiał, że rodzice zgadzali się na nią wpisać, czemu trudno się dziwić. Kategoria dziewiąta to dzieci, które „dla ich własnego dobra” wysyłano do obozu, obawiając się, że bez opieki rodziców zejdą na złą drogę lub będą zmuszone bytować w złych warunkach. Hipokryzja, biorąc pod uwagę, jak kończyły dzieci umieszczane w obozach. W kategorii dziesiątej można umieścić wszystkie dzieci pochodzenia żydowskiego lub cygańskiego. Jedenasta kategoria powiązana była z Akcją T4 – upośledzone umysłowo lub fizycznie dzieci wysyłano do obozów, gdzie były uśmiercane. W kategorii dwunastej umieścić można wszystkie polskie dzieci, które do obozu trafiły bez żadnego powodu, po prostu przez widzimisię niemieckich urzędników.

Na co umierały dzieci w łódzkich – i nie tylko – obozach? Najczęstszą przyczyną był głód, racje żywnościowe były bowiem mniej niż skromne, zapewniające dzieciom zaledwie 30-50% zapotrzebowania kalorycznego i często mniej niż 5% zapotrzebowania na tłuszcze i białko. Przepracowanie, ponieważ dzieci pracowały nawet po 11-12 godzin na dobę, praca zaś nie była dopasowana do ich wieku, za to znacznie ponad ich siły, między innymi byli zmuszani do przewożenia kamieni wózkami zaprzężonymi w dzieci. Zimno, spać musiały często na gołej ziemi, z rzadka przykrytej zbutwiałą, brudną, przegniłą słomą, brakowało im odzieży zimowej, a także opału. Zaliczyć do przyczyn należy również liczne choroby, wśród nich były: biegunki, płonica, błonica, odra, zapalenie płuc oraz opon mózgowo-rdzeniowych, tyfus i wiele innych, z powodu głodu, zmęczenia i wyziębienia odporność u dzieci praktycznie nie istniała. Za wysoką śmiertelność odpowiadają również sami Niemcy, dla których fizyczna eksterminacja nie stanowiła najmniejszego problemu. Wieszanie dzieci, strzały w tył głowy, rozstrzeliwania, komory gazowe, śmiertelne zastrzyki z benzyny lub fenolu, rozbijanie głów o ściany, nabijanie na bagnety, rozrywanie przez psy – nie było takiej śmierci, której nie doświadczyłyby dzieci obozowe.

20409428d3e6903chaim.jpg
Przemawiający Chaim Rumkowski

Warto również na koniec przytoczyć sprawę mającej miejsce w dniach 5-12 września 1942 roku Wielkiej Szpery (Allgemeine Gehsperre), tj. niemieckiego zarządzenia zabraniającego opuszczania domów, aby łatwiej było oddzielić dzieci do dziesiątego roku życia oraz starszych (powyżej 65 lat) od osób mogących wciąż pracować. Najpierw, 5-7 września, do akcji ruszyły nieuzbrojone w broń palną żydowskie siły policyjne, rodzice jednak stawili opór, musiały się więc wycofać. Wtedy wkroczyły siły hitlerowskie, przede wszystko Schutzpolizei, której towarzyszyły Ordnungspolizei i Kriminalpolizei. Dzień przed rozpoczęciem Wielkiej Szpery Chaim Rumkowski, Przewodniczący Starszeństwa Żydów w Litzmannstadt Getto, tak wołał na tzw. placu strażackim:

„Ponury podmuch uderzył getto. Żądają od nas, abyśmy zrezygnowali z tego, co mamy najlepszego – naszych dzieci i starszych. Nie mogłem mieć własnych dzieci, więc oddałem swoje najlepsze lata dzieciom. Żyłem i oddychałem z dziećmi, nigdy nie wyobrażałem sobie, że będę musiał uczynić tę ofiarę na ołtarzu własnymi dłońmi. W moim wieku muszę rozłożyć ręce i błagać: Bracia i siostry! Oddajcie mi je! Ojcowie i matki – dajcie mi swoje dzieci!
[…]
Muszę przygotować tę trudną i krwawą operację, muszę odciąć gałęzie, aby ocalić pień. Muszę zabrać dzieci, ponieważ jeżeli tego nie zrobię, inni mogą być także zabrani – broń Boże.
[…]
Jest w getcie wielu pacjentów, którzy oczekują, że przeżyją najwyżej kilka dni więcej, może kilka tygodni. Nie wiem, czy ten pomysł jest szatański, czy nie, ale muszę powiedzieć to: Oddajcie mi chorych. W ich miejsce możemy ocalić zdrowych.
[…]
Wyjawię wam tajemnicę. Oni zażądali 24 000 ofiar, po 3000 na każdy z ośmiu dni. I wygrałem redukcję liczby do 20 000, ale tylko na warunkach, że będą to dzieci do 10 lat. Dziesięciolatki i starsze są bezpieczne! Jednak dzieci i starsi to tylko około 13 000 dusz, więc różnicę musimy wyrównać chorymi.
[…]
Trzeba mieć serce złoczyńcy, by prosić o to, o co proszę. Ale spróbujcie postawić się w moim miejscu i dojść do konkluzji, do jakiej doszedłem w jakikolwiek inny sposób. Część, która może być ocalona, jest o wiele większa niż ta, która musi być oddana!”.

Ostatecznie do obozu w Chełmnie nad Nerem trafiło ponad 15 tys. osób, dzieci do lat 10, osoby starsze powyżej 65 roku życia i chorzy. Wszystkich ich spotkał koniec w komorach gazowych.

W założeniu powyższy tekst miał być tylko uzupełniającym wstępem do artykułu o obozie przy ul. Przemysłowej. Z biegiem czasu rósł jednak i rósł, przez co stał się odrębnym artykułem. Drugi, dotyczący obozu, jest już przygotowany i powinien ukazać się na dniach. W nim również umieszczę dla zainteresowanych bibliografię, z której korzystałem.
3

Oglądany: 26427x | Komentarzy: 63 | Okejek: 219 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało