Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Nie lubię ludzi, trudna historia o mojej rodzinie i inne anonimowe opowieści

31 017  
206   48  
Dziś przeczytacie m.in. o obrażalskim ojcu, odrobaczaniu mieszkania i psiej pseudohodowli, będzie też wspomnienie babci z czasów Powstania Warszawskiego.

#1.

Wielu z nas ma czasem lepsze, czasem gorsze chwile z rodzicami. Ja z moim ojcem nigdy nie miałam jakichś wyśmienitych relacji, ale dogadywaliśmy się całkiem w porządku. Oczywiście patrząc na to, że widywaliśmy się średnio raz w tygodniu (miałam kilka lat, gdy przestaliśmy wspólnie mieszkać). Niestety, kilka lat temu śmiertelnie się na mnie obraził. Nawet nie wiem tak naprawdę za co. Opiszę sytuację, zmieniając nieco wydarzenia, ale pozostawiając sens.
Byłam z nim w sklepie i inni klienci strasznie nabałaganili – pani kasjerka odeszła na chwilę od kasy, żeby po nich posprzątać i musieliśmy nieco poczekać. Ojciec chciał jej zrobić awanturę, ale go zatrzymałam, bo to był mój osiedlowy sklepik i nie chciałam sobie psuć relacji, pani kasjerka zresztą była całkowicie niewinna. Ojciec się na mnie obraził i od tego czasu nie mamy ze sobą zupełnie kontaktu.
Moja mama jest cudowną kobietą, kocham ją nad życie, ale czasem brakuje mi ojca... Nie raz, nie dwa chciałam się z nim pogodzić – pisałam, dzwoniłam, ale wszystko pozostaje bez odpowiedzi z jego strony.
Naprawdę tęsknię i mimo że minęło już kilka lat, nie jestem w stanie zrozumieć. Jest mi przykro.


#2.

Mój wujek mieszka w typowym warszawskim PRL-owskim bloku z wielkiej płyty. Mieszkanie miało jedną poważną wadę w postaci karaluchów i innego robactwa. Robactwa, którego nie dało się w żaden sposób wytępić. Mieszkanie było kilkukrotnie dezynsekowane, co dawało spokój na maksymalnie kilka tygodni. Potem robactwo i tak wracało.
Wujek ze swojego problemu zwierzył się koledze z pracy. Kolega powiedział, że na strychu ma pewien bardzo mocny środek owadobójczy, którego nie można było dostać w sklepie. Od kilkunastu lat był wycofany z produkcji ze względu na swoje szkodliwe działanie. Wujek opryskał całe mieszkanie, po czym otworzył okna na oścież i z całą rodziną wyjechał na kilka dni na wieś, czekając, aż środek wywietrzeje.
Gdy wrócił z wyjazdu, zastał w swoim mieszkaniu totalne pobojowisko. Zastosowany specyfik sprawił się doskonale. Całe mieszkanie było pełne martwych owadów. A na podłodze leżały dwa martwe gołębie.

#3.

Nie lubię ludzi. Tak ogólnie. Uważam większość za głupawe, wredne i prymitywne stworzenia, niezależnie od płci, wieku czy pochodzenia. W związku z tym praca w jednym z oddziałów dużej firmy nie dawała mi dużych szans na znaczący awans. Gierki personalne brzydzą mnie, nie wazelinuję przełożonych, nie wchodzę z nikim w żadne układy.
Na początku paniki covidowej, po rozśrodkowaniu wszystkich do home office, pojawił się poważny problem. Nasz oddział jako mały, więc mało ważny w strukturach, utracił prawie całą kadrę kierowniczą. Część ze względów zdrowotnych, część została oddelegowana do łatania dziur w innych oddziałach. Jakiś big boss zza oceanu rzucił kostką i tak trafiło na mnie. Zostałem mianowany pełniącym obowiązki szefa oddziału.
Nominację przyjąłem, ponieważ była intratna, a spotkania odbywały się w trybie online. Szybko podzieliłem zespoły na nowo i rozdzieliłem zadania, których postęp był omawiany raz w tygodniu. Na konferencjach bezwzględnie ucinałem głos męczydupom, dopuszczając jedynie merytoryczne wypowiedzi. Dzięki temu były one krótkie i konkretne. Wichrzyciele dostawali naganę. Trzecia nagana oznaczała zwolnienie z pracy. Zarazem nie interesowało mnie kto, gdzie i kiedy pracuje, jeśli tej pracy było widać wymierne efekty.
Zaowocowało to nadspodziewanie szybko. Efektywność wykonywania zadań wzrosła znacząco. Oddział oscylujący w okolicach zera zaczął przynosić zauważalne zyski.
Podwładni, początkowo nienawidzący mnie całym sercem, nieco zmienili zdanie, gdy doszło do wypłaty premii. Niektórzy nawet mocno, gdy okazało się, że przekazując pomysły na usprawnienia, nie przypisuję sobie ich autorstwa.
Wszystko co dobre kończy się jednak dość szybko. Przyszedł odgórny nakaz, aby wrócić do biur i poddać się staremu drylowi. Większość pracowników w ciągu krótkiego czasu wróciła w tryb korposzczurów, podgryzając się nawzajem.
To było dla mnie nie do pojęcia. Zasmakować wolności i zadowolenia z tego co się robi, a później oddać to bez słowa sprzeciwu?
Ludzie chyba chcą być niewolnikami i czuć but na karku. Ja odmówiłem tego trybu pracy. Zwolniłem się za porozumieniem stron i założywszy działalność gospodarczą, zaoferowałem swoje usługi jako wolny strzelec. Również konkurencji. Podobnie zrobiło kilku byłych współpracowników i pomagamy sobie nawzajem. Zarabiamy teraz 3-4 razy więcej niż poprzednio, spokojnie i bez intryg, bez niesnasek, bez wyścigu szczurów.
Introwertyzm może również pomóc w życiu.


#4.

Moja dziewczyna zarabiała najniższą krajową, a ja kilka razy więcej, pracując przez internet z domu, więc płaciłem za wszystkie zakupy, rachunki itd. Po naszym rozstaniu dowiedziałem się, że przez moje życiowe nieudacznictwo ona ciągle musiała pożyczać pieniądze od rodziny i znajomych, żeby mnie utrzymywać, a ja w ogóle nie pracowałem, tylko brałem od niej pieniądze i w końcu byłem tak niewdzięczny, że ją zostawiłem.

Wśród jej rodziny i znajomych jestem skończony, bo przecież wszyscy trzymają stronę „biednej, niewinnej, skrzywdzonej kobiety”. Najlepsze jest to, że sama uwierzyła w to całe kłamstwo tylko dlatego, że nie wychodziłem do „normalnej pracy” jak „normalni ludzie” i nie mieściło jej się to w głowie. Nie mam pojęcia co robiła ze swoimi pieniędzmi, ale ponieważ lubiła życie na niemałym poziomie, to teraz trochę się zdziwi, jak przyjdzie jej zapłacić pierwsze rachunki.

#5.

Była sobie babka, która hodowała psy. Czy z własnej głupoty, czy też świadomie – były to psy pseudorasowe, z „rodowodem” jakiegoś stowarzyszenia miłośników burków czy innego wymysłu do omijania przepisów. Stowarzyszenie opylało „hodoffcom” chipy (nie wiem po ile) i kasowało za rejestrację + wystawianie „rodowodów” 180 zł (normalny koszt chipowania to jakieś 75 zł za zachipowanie i rejestrację w popularnej bazie danych). Rejestracja chipa odbywała się na jakiejś ichniejszej stronie – czyli o kant tyłka potłuc, bo nawet Google nie widziało tego jako bazy danych, ale kij z tym... Nie ma to jak oszczędność – zapłacić za chip, za chipowanie, wprowadzenie (które swoją drogą często się nawet nie odbywało) chipa do bazy danych, a potem płacenie za ponowne wprowadzenie xd.
Do rzeczy: baba opyliła psa jako rasowego do Niemiec – i tu zaczyna się piękna akcja. Ktoś chciał sobie sprowadzić świeże geny do hodowli, a dostał po prostu burka ze świstkiem o wartości srajtaśmy. A że chodziło o Niemca – poleciał piękny pozew. Rasowy jest tylko i wyłącznie pies, który (w Polsce) ma rodowód wystawiony przez związek kynologiczny albo polską księgę rodowodową – tylko i wyłącznie te dwie organizacje są zatwierdzone przez ogólnoświatową organizację (FCI), czyli mówiąc wprost, babka sprzedała kundla jako rasowego w cenie rasowego. Cały proces był krótki, a efekt przepiękny – babsko straciło kilkanaście tysięcy zł (zwrot wszelkich kosztów związanych z psem + wszelkie koszty dotyczące zakupu faktycznie rasowego psa + odszkodowanie za szkody moralne) i do tego gratis zawiasy za oszustwo.

Piękne xd Oby więcej pseudohodowców się tak przejechało^^

#6.

Gdy moja babcia miała 14 lat, mieszkała akurat w Warszawie. Był rok 1944. Wybuchło Powstanie Warszawskie. W czasie wojny moja babcia nie tylko chodziła do szkoły, ale też pracowała w fabryce cukierków i zarabiała przy tym lepiej niż swoja nauczycielka. :) Był to kolejny dzień, kiedy wracała z pracy z koleżanką. Nie zapowiadało się, że będzie inny. Szły spokojnym krokiem, rozmawiając i śmiejąc się. W pewnym momencie koleżanka babci osunęła się na ziemię. Zastrzelił ją niemiecki żołnierz. Babcia niewiele myśląc również padła i bez ruchu leżała z twarzą skierowaną w ziemię.
Powiedziała mi, że ta chwila wtedy trwała dla niej wieczność.
W końcu podszedł do niej wyżej wspomniany gestapowiec. Lekko kopnął babcię i wydał po niemiecku komendę, by wstała. Wstała. Dodał: „Idź do domu. Ale jak pobiegniesz, to też zginiesz”. I babcia poszła. Spokojnym krokiem, takim samym, jakim szła z koleżanką jeszcze parę chwil wcześniej.

#7.

To trudna historia o mojej rodzinie. Ojciec alkoholik, tyran, „wychowujący” za pomocą kabla i głodówki. Ale poza domem był inteligentnym gościem z wyższym wykształceniem, na wysokim stanowisku, którego nikt by o takie rzeczy nie podejrzewał. Mimo wysokiej pensji wszystko przepijał, a nawet narobił długów na ogromne kwoty. Moja mama, skromna kobieta, zasuwała na dwie, trzy zmiany, żebyśmy nie odczuwały nędzy, w jakiej byłyśmy. W końcu powiedziała dość i kazała ojcu wybierać: albo terapia, albo rozwód. Wybrał rozwód.
Wylądowałyśmy z mamą i młodszą siostrą w małym mieszkanku na końcu świata. Mała nie rozumiała, czemu zostawiliśmy nasz dom z pięknym sadem i kochanymi zwierzętami. Mama wyszła na prostą, wyleczyła się z ojca, ma narzeczonego, dobrą pracę, młoda niedługo kończy szkołę. Ojciec nie odzywał się od rozwodu. Do wczoraj, bo dowiedział się, że wychodzę za mąż. Chce się spotkać, pogadać, przeprosić. Cała moja rodzina i bliscy, nawet moja mama, uważa, że powinnam się z nim spotkać, rozliczyć się z tym, zamknąć rozdział. Wszyscy mnie namawiają, a ja czuję, że ziemia wali mi się pod stopami. Ojciec mnie molestował. Wyprowadzka z tego domu to była moja ostatnia szansa, jestem pewna, że gdybym była tam dłużej, to skończyłoby się to... wiadomo jak. Nikt nie wie. Ale rozmawiałam z nim przez telefon, powiedziałam mu wszystko, jak bardzo nas krzywdził i w jaki sposób. Nawet zasugerowałam, że krzywdził mnie w „ten” sposób (dla niego to były „wygłupy”), ale on uważa, że nie robił nic złego! W ogóle nie rozumie, czemu robię z „tego” problem. I był w prawdziwym szoku, kiedy nazwałam go alkoholikiem. I nie umiem określić, jak się z tym czuję. Mieszanka zabijającej bezsilności z nienawiścią... On zrujnował mi dzieciństwo, wpędził w kompleksy, nerwicę. A teraz mówi, że tamto to nic takiego. Kiedy zniknął z mojego życia, ja zaczęłam żyć normalnie, a teraz znowu chce w nim namieszać. Zawsze czułam się wobec niego bezsilna, on mógł wszystko, a ja nic. I kiedy dzwoni, mówi takim spokojnym głosem, śmiejącym się... ale w środku nadal siedzi bestia. Bestia, której nikt nie poznał.

4

Oglądany: 31017x | Komentarzy: 48 | Okejek: 206 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

28.04

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało