Choć możecie nie kojarzyć go z
nazwiska ani twarzy, gdzieś już zapewne trafiliście na jego głos. Nasz
rozmówca, Jarosław Juszkiewicz, to autor ogromnej
ilości filmów, audycji i podcastów, jednak najczęściej można usłyszeć go w
polskim Google Maps – to jego głos mówi, w którą stronę mamy się kierować
(najczęściej jest to oczywiście południe...). Choć Jarek na nadmiar wolnego
czasu narzekać nie może – swoje obowiązki dzieli między Radio 357, Planetarium
w Śląskim Parku Nauki oraz własną firmę, studio lektorskie Polish Voices –
znalazł chwilę, by odpowiedzieć na kilka naszych pytań.
Często zdarza się, że ludzie na ulicy czy w sklepie reagują
na twój głos? Rozpoznają cię z aplikacji?
Taka sytuacja
zdarzyła mi się nawet przedwczoraj, ale to było słodko-gorzkie doświadczenie.
Słodkie dlatego, że będąc w centrum Wisły dostałem za darmo dwa oscypki.
Dziękuję! Sprzedawca w ogóle nie dał po sobie poznać, że mnie kojarzy. Dając mi
te serki machnął ręką, że nie chce zapłaty i dodał zdziwiony: „O… nie
spodziewałem się, że pana tu spotkam”. A przechodząc do goryczy... Kilkanaście
metrów dalej stał facet udający rzeźbę – takie postaci spotykamy zazwyczaj na
deptakach w miejscowościach turystycznych. W tym przypadku to był kowboj. No i
pomyślałem sobie, że jak ten kowboj usłyszy głos znany z Google Maps, to na
chwilę przestanie być rzeźbą. Kompletnie mnie jednak nie skojarzył.
Spodziewałem się, że mój tembr i słynne „Kieruj się na południe” zostaną
rozpoznane, a tu nic. Nagrałem tę sytuację – to po prostu cringe pierwszej
wody. Innym razem z kolegą, moim operatorem, jechaliśmy do Warszawy kręcić
film. Jak wiadomo, w pendolino są otwarte przedziały. Nagle zapadła cisza i
postanowiłem powiedzieć: „Kieruj się na południe”. Jak pomyślałem, tak
zrobiłem. Zero reakcji.
Nasz umysł kojarzy przeróżne rzeczy w bardzo dużym stopniu
przez kontekst. Głos lektora osadzony w innych okolicznościach – niesłyszany ze
smartfona czy słuchawki – może powodować lekką konsternację. Ludzie pewnie
myślą wtedy coś w stylu: „Chyba go skądś kojarzę, tylko skąd”.
Najczęściej słyszę:
„Ja już pana gdzieś w radiu słyszałem”. I oczywiście nie ma w tym nic dziwnego,
bo trzydzieści lat przepracowałem w Radiu Katowice, a od ponad roku można
usłyszeć mnie w Radiu 357.
Prowadzisz firmę lektorską i spędzasz długie godziny przed
mikrofonem. Materiały nagrywasz w domowym studiu?
Tak, w domu
wykonuję większość zleceń, tu też czasami nagrywam podcasty – obecnie powstaje
nowa seria dla dzieci o kosmosie. Więcej nie mogę powiedzieć. Mieszkam w bloku,
więc najlepiej mi się nagrywa popołudniami i wieczorami. Kończą się wtedy
wszystkie remonty czy aktywności i powstaje taka specyficzna akustyka. Tomasz
Knapik również nagrywał w bloku. Zdarza mi się też pracować w moim przenośnym
studiu, a takowe mogę rozłożyć chociażby w pokoju hotelowym. Praca lektora jest
o tyle specyficzna, że właściwie nigdy nie ma się urlopu.
https://www.youtube.com/watch?v=5RzI4IjppwE
Trzeba specjalnie ustawić otoczenie, żeby dźwięk się zbytnio
nie odbijał bardzo?
Nie da się nagrywać
w każdym pomieszczeniu. Mam specjalną instalację, rozkładany ekran akustyczny,
do tego przykrywam się specjalną gąbką. Nie są to komfortowe warunki, ale...
Latem pewnie może być ciepło.
Żebyś wiedział! Co ciekawe,
do nagrywania używam zwykłego mikrofonu USB.
A masz na stanie
jakieś mikrofony niezwykłe?
W trakcie
trzydziestego Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy udało mi się
wylicytować mikrofon z serduszkami, który na wysięgniku ma autograf Jurka Owsiaka.
To mikrofon, który kiedyś należał do Tomasza Knapika – nieżyjącego już
wielkiego mistrza, nestora polskich lektorów. I możecie mi wierzyć, w tym sitku
czuć jeszcze zapach wody kolońskiej pana Tomasza. Zrealizowałem na nim dużo
live'ów i kiedy na niego patrzę, czuję się bardzo miło i przyjemnie. Naprawdę
się cieszę, że ten sprzęt jest używany u mnie w studiu, bo cenny mikrofon – w
odróżnieniu od na przykład zegarków – nie powinien leżeć zamknięty w jakimś
pudełku. Membrany muszą pracować.
https://www.youtube.com/watch?v=5jjgmRYUqgg
W Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy angażujesz się jednak
nie tylko jako licytujący.
W tym roku strony
można było wylicytować wycieczkę po Planetarium w Śląskim Parku Nauki ze mną w
roli przewodnika, a także zwiedzanie stacji klimatologicznej z Damianem
Dąbrowskim. Damian prowadzi blog poświęcony pogodzie z niesamowicie dokładnymi
prognozami i na Śląsku jest naprawdę rozpoznawalny. Od kilku miesięcy pracuje u
nas jako szef stacji meteorologicznej. Wycieczka ze mną poszła za ponad dwa
tysiące złotych, a zwiedzanie z Damianem wylicytowano za 7100!
Samo śląskie
Planetarium to też ważne dla ciebie miejsce. Jak się tam znalazłeś?
W Planetarium
pracują prawdziwi fascynaci. Cieszę się, że tam trafiłem. Ponad dwadzieścia lat
temu pisałem pracę magisterską z historii Programu Apollo. Gdzie zatem mogłem
trafić, jak nie do Planetarium Śląskiego? Ta przestrzeń jak grawitacja przyciąga
takich różnych wariatów; mówię to w sensie bardzo pozytywnym. To moje miejsce
na ziemi, oczywiście poza studiem.
Tu Planetarium, tam Radio 357, do tego własna firma
lektorska. Rozumiem, że wszystkie rzeczy, które robisz, są twoją pasją, ale czy
masz jeszcze czas na jakieś hobby?
Tak, i całkiem
niedawno zacząłem nową pasję, o której nie będę mówił publicznie tylko dlatego,
że ma pozostać moja. Ale to hobby, które ma bardzo wielu ludzi i jest zupełnie
zwyczajne. Bo tak się dzieje z tymi moimi pasjami, że natychmiast przekładam je
na jakiś biznes, albo w to wchodzę zawodowo, a bardzo długo szukałem czegoś, co
pozwoliłoby mi się totalnie odreagować, wyładować sprężynę i móc się po prostu
zrelaksować. Potrzebowałem wielu lat, żeby zrozumieć, że wykonywanie pracy
będącej twoim hobby jest cudowne – szczególnie jeżeli masz trzy takie roboty
– ale jednak odrobina pewnego dystansu i
całkowitego resetu również są potrzebne. I chyba znalazłem klucz do tego. Ale
to tajemniczo zabrzmiało!
W sieci pojawiają się rzeczy będące echem tego, co robisz.
Na Facebooku podzieliłeś się filmikiem, na którym mocno pijany mężczyzna ma
delikatny problem z oszacowaniem czterystu metrów, a w tle słychać nawigujący
go głos Google Maps.
Bardzo lubię
komentować takie filmiki, uwielbiam po prostu.
https://img.joemonster.org/i/upload/2023/04/326713...
Dużo powstaje takich przeróbek z twoim głosem czy to raczej
pojedyncze strzały?
Raczej pojedyncze
strzały. Ze cztery lata temu doszło do współpracy z Grupą Filmową Darwin.
Poznaliśmy się na Śląskim Festiwalu Nauki. Podszedłem do nich i powiedziałem:
„Kieruj się na południe. Dzień dobry, to jestem ja, a co z tego zrobicie, to
już wasza sprawa”. Odezwali się pół roku później. Nakręciliśmy filmik o
zbuntowanym samochodzie i dopiero ostatnio okazało się, że ten materiał w
skróconej wersji zaczął na TikToku robić zasięgi i żyć własnym życiem.
Czasami można się zdziwić nagłą popularnością niektórych filmów.
Często jest tak, że
o eksplozji popularności filmiku możemy mówić dopiero rok po jego wrzuceniu.
Ale przestałem się już przejmować algorytmami i oglądalnością. YouTube ma
wredną cechę polegająca na tym, że chce coraz więcej, coraz nowszych i coraz bardziej
ekstremalnych rzeczy. Nie zamierzam wchodzić w ten kołowrotek i razem z
Robertem Zembrzyckim – metalowa publiczność zapewne kojarzy go z gitarowego
epizodu w Acid Drinkers – regularnie publikujemy nowe odcinki vloga. Tworzymy
po prostu swoje – jeżeli się komuś to podoba, to świetnie! A czy się podobamy
algorytmom, mam szczerze mówiąc gdzieś.
Słyszałem tezę, że to losowy algorytm raz na jakiś czas
winduje przypadkowy content na szczyt.
Nie zdziwiłbym się.
To może być niesamowicie uzależniające. Jeżeli widzimy, że
ktoś taki jak my nagle staje się gwiazdą, pokusa zostania sławnym może
przesłonić zdrowy rozsądek.
Prowadzimy z
Robertem w Radiu 357 audycję „Rzecz technologiczna”. Wyczytaliśmy, że TikTok
jest chińskim systemem, który podobno w Chinach promuje rzeczy wartościowe i
fajne, a w świecie zachodnim chłam. Z tą platformą mam zresztą problem –
założyłem tam konto i czasem wrzucam filmy, ale kompletnie, kompletnie się z
nią nie identyfikuję.
https://www.youtube.com/watch?v=h7Yt830AYVs
Też słyszałem o tych różnicach. Tam jest w ogóle ściana,
nie ma przepływu informacji między TikTokiem chińskim, a zachodnim, globalnym.
Plus te wszystkie różne podejrzenia o szpiegostwo i inne historie związane z
Chinami – to żadna tajemnica.
YouTube, i w
ogólnie media społecznościowe, dały takim osobom jak ja dużo możliwości, ale
też nie można przesadzać i należy pamiętać o zachowaniu dystansu. Jestem
głównie znany z tego, że nagrałem głos do nawigacji. Warto pamiętać, że źródła
popularności niekoniecznie tkwią w tym, że zrobiło się coś bardzo
wartościowego.
Bo często przebija się nie najwartościowszy czy najlepszy
materiał, tylko ten najbardziej popularny. Nie mylmy tych pojęć. Tak jak z
listą przebojów. Już jako dziecko uśmiechałem się, że to nie zestawienie
najciekawszych, tylko najmocniej promowanych piosenek.
Chociaż w przypadku
listy przebojów Programu Trzeciego, a teraz Radia 357, myślę, że jedno idzie
bardzo blisko obok drugiego.
Oczywiście, ale to już trzeba innego podejścia. Jeden z
internetowych twórców przyznał, że choć jego „głupsze” filmiki są
popularniejsze niż te merytoryczne, to nie chce wrzucać już takiej twórczości.
Co więcej, pousuwał takie materiały, bo mu psuły wizerunek. Po co
rozpoznawalność, która nie pozwala robić tego, co się chce.
To prawda. Mam
taką, coraz bardziej kontrowersyjną, serię „Ładnym głosem o brzydkich słowach”,
gdzie biorę na tapet brzydkie słowa. Nie wszystkim się to podoba i nawet
zdarzyło mi się wrzucić parę filmów, których drugi raz bym nie opublikował. Nie
wiem, czy w końcu ich nie usunę. To jak dokształcanie się na żywym organizmie.
Nigdy tak naprawdę nie wiadomo, jak postępować, jeżeli się w coś nie wejdzie.
Uczę się na błędach. Pamiętam mądre zdanie, które powiedział mi Marek Hoffmann,
czyli AdBuster. Krótko po tym, jak moje filmy zaczęły być popularne, usłyszałem
od niego: „Uważaj, bo YouTube niejednego doprowadził na kozetkę do
psychoanalityka”. Jest w tym bardzo dużo prawdy.
https://www.youtube.com/watch?v=xyGUfPw9OfY
Czy to się wiąże z tym, że ludzie na krótko osiągają
sukces, a potem nie potrafią go utrzymać? Najpierw ten sukces potrafi zawrócić
w głowie, a potem pojawia się wielki smutek, bo blichtr gdzieś nagle znikł.
Trafiłeś w sedno!
I to do nas należy dbanie, żeby nasze dzieci i wnuki nie
wpadły w tę pułapkę.
Ostatni urlop
spędziłem z dwunastoletnim synem i z pewną nieśmiałością i niepewnością
puściłem mu „Blues Brothers”. Możemy być podobni rocznikowo, więc pewnie
pamiętasz, że ten film przez kilka lat leciał w polskich kinach. Jako dziecko
widziałem go wielokrotnie i obawiałem się, jak Paweł zareaguje. Podobało mu
się, więc nie przestawajmy prezentować dzieciom także wartościowych treści.
Może nam się wydawać, że je to znudzi, a wcale tak nie jest.
Dobrą alternatywą dla mediów zależnych wyłącznie od klików
jest chociażby Patronite sprawiający, że twórcy uniezależniają się dostając
pieniądze wprost od odbiorców.
Też mam Patronite’a
i oczywiście pozdrawiam moich patronów. To cudowny system łączący ludzi, którzy
chcą cię wspierać w tym, co robisz i bardzo często nie dostają wiele w zamian.
Moi patroni otrzymują możliwość pogadania ze mną, czasem im nagram film na
urodziny czy złożę życzenia. Mamy dzięki temu z Robertem pewien komfort, że nie
tworzymy do końca za darmo.
Opinie patronów są merytorycznie lepsze niż „zwykłych”
odbiorców?
Tak, bo oni lepiej czują rzeczy, które robimy. Prowadzimy
też swój kanał na Discordzie. Spotykamy się, ostatnio niestety nieregularnie, i
mówimy: „Słuchajcie, mamy pomysł na to, na to i na to. Co sądzicie? Fajne,
fajne, średnie”. Często też wrzucamy filmy i sprawdzamy reakcje patronów.
Dziękujemy za rozmowę.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą