Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Jak nie żegnać się z kolegą, jak umilić sobie kąpiel w wannie i inne anonimowe opowieści

59 196  
254   90  
Dzisiaj przeczytacie m.in. o nietypowym pożegnaniu się z kolegą z pracy i oryginalnym prezencie na randce, będzie też o niechęci do tańczenia, zabawie w wannie i rozbrajającym geście współpasażera w autobusie.


#1.

Pracuję w małej firmie. Pracuje tu tylko 8 osób, dzięki czemu mamy bardzo przyjemną nieformalną atmosferę.

Miałem umówione spotkanie u klienta i właśnie jechałem na nie samochodem, rozmawiając przez telefon z kolegą z pracy. Musiałem zjechać na stację benzynową, więc powiedziałem mu, że muszę kończyć. Powiedział, że OK i kończył rozmowę, gdy zobaczyłem nowe połączenie. Popatrzyłem na telefon i zobaczyłem, że dzwoni moja żona, podczas gdy jednocześnie kończyłem rozmowę z kolegą, no i mój mózg przeszedł w tryb „kończenie rozmowy z żoną” i powiedziałem do niego „To do usłyszenia, kocham cię”. Na co on odpowiedział „Że kurde co?” i się rozłączył.
Walnąłem się w czoło z zażenowaniem, zatankowałem samochód, oddzwoniłem do żony. Poradziła, abym lepiej zadzwonił do kolegi i wyjaśnił mu, co się stało.

Zadzwoniłem na firmowy numer, odebrał kierownik. Poprosiłem, aby mnie przełączył do tego kolegi. Zrobił to i pożegnał mnie słowami „To do usłyszenia, kocham cię”.

Okazuje się, że się rozniosło i wszyscy w biurze się ze mnie śmiali. Przez kolejne dni kończyli rozmowy ze mną, mówiąc „To do usłyszenia, kocham cię”.

#2.

Gdy poznałam mojego obecnego chłopaka, to od razu mu powiedziałam, że nie lubię róż, serduszek i wszelkich romantycznych bzdur. Na randkę przyniósł mi w prezencie główkę kapusty.

#3.

Kąpię się/biorę prysznic co 2-3 dni (tylko wtedy, gdy muszę umyć głowę), podczas gdy dla innych jest to nie do pomyślenia... Ja czuję się z tym dobrze, tak zostałam wychowana i nie czuję potrzeby myć się częściej, ale np. gdy jestem u kogoś na noc, to zawsze mówię, że np. myłam się rano, żeby ten ktoś nie pomyślał o mnie jak o brudasie.
Nigdy nikt nie powiedział mi, że śmierdzę czy cokolwiek w tym stylu, więc tym bardziej nie czuję potrzeby myć się częściej. Nie mam też z tego powodu problemu z żadnymi infekcjami ani nic. Jednak trzymam to w tajemnicy, bo ludzie by tego nie zaakceptowali.

#4.

Nie potrafię zmusić się do tańca.

Gdy miałem siedem lat, lubiłem tańczyć, a nawet zapisałem się na dodatkowe zajęcia, które miały mnie nauczyć tanga. Czułem się wtedy szczęśliwy i traktowałem to jako dobrą zabawę. W końcu postanowiłem wziąć udział w występie tanecznym razem z resztą mojej grupy i zaprosiłem tam moją mamę i mojego dziadka. W momencie występu byłem chory, gdyż miałem stan podgorączkowy, ale mimo to ani ja, ani moja mama nie chciała, abym rezygnował z tego ważnego dla mnie wydarzenia.

Mniej więcej w połowie występu nasi trenerzy postanowili zrobić nam chwilę przerwy.
Pobiegłem do mamy, oczekując słów, że całkiem nieźle mi poszło. Jednak zanim mój dziadek zdążył się odezwać, moja mama mu przerwała i powiedziała mi, że tańczę najgorzej w grupie i gorzej już chyba się nie da... Złamało mi to serce. Postanowiłem wrócić do reszty mojej grupy i mojego trenera, jednak psychicznie nie potrafiłem się zmusić do dalszego występu. Po tamtym wydarzeniu zrezygnowałem z zajęć tanecznych i postanowiłem nie wracać do tańca nigdy więcej.

Lata minęły, a mnie wciąż boli mnie sama myśl o zatańczeniu czegokolwiek chociażby przed sobą samym. Dlatego unikam imprez oraz wszystkich innych wydarzeń, które musiałby mnie zmusić do aktywnego tańca. Czuję przez to wstyd, bo nie wiem jak tłumaczyć niektórym ludziom, że boję się tańca. Biorą to za coś absurdalnego, a ja nie mogę tego już znieść. Jednak wciąż nie potrafię się przełamać, aby wrócić na parkiet.

#5.

Jestem dorosła, ale wciąż jak już się wykąpię i spuszczę wodę z wanny, to lubię sobie namydlić tyłek i tak ślizgać się w jedną i w drugą stronę.

#6.

Zostałem wysłany na dwutygodniowe szkolenie do stolicy i tam wpadłem w oko jednej dziewczynie. Po trzech dniach zbliżyliśmy się do siebie i zaczęliśmy damsko-męską przygodę. Następny tydzień pokój w hotelu mieliśmy już wspólny i nie ukrywam, szkolenie mijało wszystkim na imprezach w hotelu, a nam dodatkowo na wspólnych łóżkowych zabawach na wszystkie możliwe sposoby. Super dziewczyna, tylko szkoda, że dzieli nas prawie 700 km.

Szkolenie się skończyło i kontakt się urwał. Na jej FB nie miałem telefonu. Ale przypadkiem trafiłem na jej ślad i wiecie co? Gdy tak nam było dobrze, ona już od trzech lat była mężatką z dwójką dzieci...

#7.

Miałam 10 lat, gdy ze względu na zbyt wczesne dojrzewanie i problemy natury ginekologicznej wylądowałam ze skierowaniem na oddziale ginekologicznym miejskiego szpitala w celu obserwacji i badań. Moment przyjęcia pamiętam zbyt dobrze. Przegląd podwozia miałam robiony w pokoju pełnym pielęgniarek, zasłonięta parawanem tak, że wszystko było widoczne, przez „panią” doktor, która w pewnym momencie na cały głos stwierdziła, że jestem „niedomyta”.

Minęło sporo lat, ja wciąż pamiętam wstyd, jaki wtedy czułam i spojrzenia wszystkich zebranych. Co ważne, o higienę dbałam od zawsze (mama od małego uczyła mnie, jak ważne jest dbanie o miejsca intymne, więc kosmetyki do higieny intymnej już wówczas były nieodłącznym elementem mojej toalety). Rodzicielka, która była przy tym obecna, oczywiście zareagowała w odpowiedni sposób, ale potrzebowałam sporo samozaparcia, by jako dorosła kobieta udać się na zwykłe badanie kontrolne.

#8.



Wracam autobusem do domu, padnięta po długim, ciężkim dniu, i do tego jeszcze głodna. Wyciągnęłam z plecaka kanapkę. Siedzę sobie spokojnie, jem i nagle widzę przed sobą coś czerwonego. Gość z siedzenia obok podaje mi butelkę z ketchupem. I to w sumie koniec tej historii.

Drogi nieznajomy, jeśli to czytasz, to wiedz, że jestem ci wdzięczna za ten drobny gest. Poprawiłeś mi humor na cały dzień :)

#9.

Jestem kobietą i nigdy nie przemawiał do mnie tradycyjny model rodziny, gdzie kobieta nie pracuje zawodowo. Moi rodzice się na taki zdecydowali, mama zarabiała bardzo dobrze, ale zrezygnowała z pracy, żeby tata mógł się rozwijać w swojej dziedzinie.
Tata jest bardzo dobrym fachowcem, ale nie umie zarabiać. Na początku lat dwutysięcznych założył firmę, jest automatykiem i elektrykiem. Wydawałoby się, że to nie może się nie udać, a jednak... Dom na kredyt, czworo dzieci i żona na utrzymaniu. Wziął więc stabilną pracę na etacie. Nie wiem, ile zarabiał, ale mama wiecznie twierdziła, że na nic nas nie stać i że jesteśmy biedni. Spłacali dom, nie przelewało się. Mama nie wróciła do pracy nawet kiedy wszyscy poszliśmy już do szkoły. Dla zasady, bo taki jest tradycyjny model rodziny.
Wszystkiego trzeba było sobie odmawiać, stać nas było tylko na podstawowe rzeczy. Zazdrościłam koleżance, której mama sprzątała w szkole – mieszkali w bloku, ale przynajmniej mogła iść na zajęcia dodatkowe albo wymienić meble w pokoju. Każda praca była dla mnie lepsza niż siedzenie w domu. Zaczęłam podświadomie gardzić swoją mamą, że za nic nie chce się wziąć do pracy. Często wymyślała sobie dodatkowe prace domowe, naprawdę bezsensowne, i jojczała, jak to jest zmęczona, jakie to ma niewdzięczne dzieci. Teksty jak to winni jej jesteśmy utrzymanie na starość też leciały. Mocno się kłóciłyśmy. Rozumiałam dlaczego jest jak jest i nie naciągałam rodziców na żadne zbytki, ale i tak byłam ta zła, co naciąga (bo żyje). W pewnym momencie postanowili wziąć nowy kredyt, na budynek gospodarczy. Po co? Żeby przechowywać kilka słoików i różne graty. Dom niewykończony, papa odpada z dachu, ocieplony tylko częściowo, a oni biorą kredyt, na który ich nie stać (musieli wziąć z bogatą ciocią, bo żaden bank nie chciał dać), bo chcą drugi budynek. Miałam jakieś 16 lat i kiedy się dało chodziłam do pracy, żeby zarobić na rzeczy typu buty czy kurtka (rodzice jedynie coś dorzucali), tymczasem mama do pracy nie chodziła. Nawet dodatkowej. I biorą nowy kredyt, żeby mieć następny budynek do utrzymania. Zaczęłam mamie wprost wygarniać co o tym myślę. Przy okazji wyszły ze mnie wszystkie zbierane przez lata emocje, powiedziałam kilka słów za dużo...

Może to brzmi strasznie, ale mama mimo że „odchowała” czwórkę dzieci (nie najgorszych) nie jest dla mnie żadnym autorytetem i wewnętrznie nią gardzę. Wszyscy chodzimy do terapeutów, wpoiła nam, że na miłość trzeba zasłużyć zaharowywaniem się. Przez brak wsparcia finansowego musiałam rzucić dobre studia dzienne i iść do pracy. Moja samoocena szoruje po dnie. Wypominam sobie to co jej powiedziałam, ale nie zmieniło się to, że tak właśnie myślę.
Od gimnazjum nie miałam miesiąca wolnego. Haruję, biorę nadgodziny, studiuję... Za wszelką cenę chcę być lepsza od niej. Powoli się wyniszczam.

W poprzednim odcinku m.in. voucher na masaż i seks jako prezent

9

Oglądany: 59196x | Komentarzy: 90 | Okejek: 254 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało