Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Zrobiłem matce wstyd u lekarza, przez faceta nie mam pieniędzy i inne anonimowe opowieści

51 274  
235   159  
W dzisiejszym wydaniu spotkamy wyluzowaną babcię i poznamy doskonałą motywację do ćwiczeń, będzie też o dziecięcej szczerości i płaceniu za wydatki, gdy się jest w związku.

#1.

Dzisiaj rano czekałam przy przystanku na autobus. Razem ze mną z piętnaścioro emerytek/emerytów. Obok mnie stały dwie babcie, jedna ubrana w zielone dresy, jakąś kurtkę i beret, a druga odwalona jak na Boże Ciało. Chcąc czy nie, usłyszałam kawałek ich rozmowy.

Ta wystrojona mówi:
– Widzisz, taka właśnie jest dzisiejsza młodzież... Tylko alkohol i imprezy im w głowach! Na co ta druga:
– ...Aa nie wiem, jebie mnie to.

Gdy to usłyszałam, aż parsknęłam śmiechem tak głośno, że wzrok całej przystankowej mafii skierowany był na mnie :)

#2.


Postanowiłam schudnąć. Naturalnie zaczęłam się zdrowiej odżywiać, ale coby efekty były szybsze, zdrowsze i lepsze, wybrałam się na siłownię. Na początku walczyłam o każdy oddech, motywowałam się w przeróżny sposób, żeby się nie poddać. Wizualizacje super fit sylwetki działały tylko na trochę. Schodziłam z bieżni upocona jak mysz i wcale nie byłam szczęśliwa po treningu. Przełom nastąpił wtedy, kiedy usłyszałam pewną wypowiedź największego Janusza w Polsce. No tak mnie to wkurzyło, że całe 50 minut na bieżni myślałam tylko o tym, że są na świecie tacy mężczyźni i co gorsza, mają grono swoich „wyznawców”. Wymyślałam najróżniejsze tortury dla takich delikwentów (wyrywanie pojedynczych wąsów pęsetką było najłagodniejsze). O kurczaki, jak to zbawiennie wpłynęło na moje bieganie!
Przed następną wizytą przeczytałam wiadomości polityczne i bach! Znalazł się nowy obiekt tortur. I tak codziennie znajdzie się powód, by odwiedzić siłownię. Co z jednej strony jest super, a z drugiej strony mnie jako osobę kochającą ten kraj naprawdę przeraża.

Zima idzie, a ja biegam, bo mnie politycy wku*wiają. Pewnie do wiosny zostaną ze mnie tylko kości.

#3.

W szkole podstawowej wraz z kolegą spuściliśmy powietrze z kół samochodu pana dyrektora. Za karę musieliśmy pompować koła pompką do roweru...

#4.

Kiedyś ubierając się przed wyjściem do podstawówki założyłam dziurawe majtki z intencją, że to ostatni raz i wieczorem wyrzucę je do kosza, czyste były, więc OK. Niestety traf chciał, że przed samą szkołą pobiło mnie kilku wyrostków. Nie znałam chłopaków, nie byli z mojej szkoły i nawet nie pobili mnie bardzo. Chcieli pieniędzy, a że ich nie miałam, to dostałam parę razy z liścia, więcej było w tym strachu niż bólu. Jednak nauczyciele jak się dowiedzieli to wezwali policję, a ta zawiozła mnie na obdukcję do lekarza. W gabinecie kazano mi się rozebrać, a tam zgroza – nie dość, że mam dziury w majtkach, to jeszcze dwie różne skarpetki.

Pani doktor zapytała się tylko, czy moi rodzice pracują i czy mam dużo rodzeństwa. Chyba mi nie uwierzyła, jak jej powiedziałam jak było i że skarpetki mam takie nie dlatego, że innych nie było, tylko że nie chciało mi się szukać takich od pary...

#5.

Zaczynam się poważnie zastanawiać czy nie staję się powoli rasistą i homofobem. A wszystko przez Disneya, Netflix, HBO czy BBC.

Jestem chwilę przed pięćdziesiątką, a całe życie przepracowałem w wielkich, międzynarodowych korporacjach. W trakcie tej pracy wielokrotnie pracowałem z ludźmi wszystkich kolorów skóry i wszelakich orientacjach seksualnych, i nigdy, ale naprawdę NIGDY nie oceniałem nikogo z tych powodów. Bywało, że byłem jedyną białą osobą w multikulturowych zespołach i takie wydarzenia są dla mnie do dziś bardzo miłym wspomnieniem. Dodam również, że niezależnie od rasy/orientacji byli to wspaniali ludzie, o bardzo wysokim poziomie kultury i olbrzymim doświadczeniu i wiedzy merytorycznej – często czułem się wśród nich jak „ubogi krewny”.
Co ważne, ludzie ci doskonale znali swoją wartość, i nie uważali się zarówno za dyskryminowanych, ani uprzywilejowanych ze względu na swoje pochodzenie.

A teraz do głównego wątku: od kilku lat obserwuję rosnącą tendencję do upychania na siłę przez wielkie stacje telewizyjne i platformy streamingowe reprezentacji ludzi i innym niż biały odcieniu skory oraz nieheteroseksualnej orientacji. Żeby nie być gołosłownym, podam konkretne przykłady: czarnoskóra Anna Boleyn (Anna Boleyn), czarnoskóry Achilles (Troja: upadek miasta), czarnoskórzy hobbici i elfy w „Pierścieniach Władzy”, czarnoskóry Wąż Morski w „Rodzie Smoka”, czarna Arielka w nowej syrence. Dodatkowo pozamieniane płcie i homoseksualna orientacja Phastosa w Eternals.


Zdaję sobie sprawę, że cześć tych produkcji to filmy z fikcyjnymi bohaterami, ale oni też byli osadzeni w pewnym, dobrze zdefiniowanym, kręgu kulturowym, i dodatkowo dobrze opisani w kwestii wyglądu (płowowłosy Achilles, różana Ariel, valeriańskie pochodzenie Corlysa Velaryona).

I nie chodzi tu o to, że nie lubię widzieć czarnych aktorów: uwielbiam Denzela Washingtona, Danny'ego Glovera, Kubę Goodinga Jr. i całą masę innych – wkurza mnie zarówno zakłamywanie historii, jak i „polityczne” wciskanie niepasujących postaci na siłę.

Żeby być dobrze zrozumianym – tak samo nie podobała mi się Scarlett Johannson w „Ghost in the shell” czy John Wayne jako Czyngis Chan – te role powinni zagrać Azjaci.

Przecież jest tyle niesamowitych postaci, o których można nakręcić setki świetnych filmów: Rosa Parks, Martin Luther King, Nelson Mandela, Ralph Ellison, Louis Armstrong i wielu innych. Poza tym Czarny Ląd ma kilka tysięcy lat historii i masę fantastycznych legend, postaci, wydarzeń na setki tysięcy kilometrów taśmy filmowej – po co upychać na siłę w rolach kompletnie od czapy???

#6.

Jak miałam jakieś 5 lat, złapała mnie grypa żołądkowa, więc mama zabrała mnie do lekarza rodzinnego. Gdy zapytał co mi jest, powiedziałam, że nic, tylko że jak pierdnę, to cały kibel osram.

Rodzicielka nigdy już nie poszła ze mną do tego lekarza, a ta historia jest do dziś wspominana.

#7.

Mam na imię Sandra, mam 23 lata. Mam też chłopaka. I nie wiem co zrobić z tym związkiem.

Mój ukochany jest parę lat starszy. I zarabia bardzo dobrze, znacznie więcej ode mnie, więc lubi też sprawić sobie przyjemność. Lubi podróżować. Przynajmniej raz w miesiącu robi sobie weekendowy wypad w góry, nad morze. Gdziekolwiek. Mieszka też w dużym, piętrowym domu. Uwielbia spędzać czas na mieście. Dwa razy w tygodniu to absolutne minimum. Przy takim trybie życia spokojnie wystarcza mu, żeby odłożyć około trzech tysięcy miesięcznie. I teraz chce, żebym się do niego wprowadziła. Skoro się kochamy, to w czym problem, prawda? Ano w tym problem, że mój ukochany cały czas pilnuje, żebym go nie wykorzystała. A mnie nie stać na jego tryb życia. W restauracjach płacimy każde za siebie. Wcześniej płaciliśmy na zmianę, ale zbuntowałam się, bo ja zamawiałam za połowę tej kwoty co on, bo zwyczajnie jem mniej. Zgodził się, powiedział, że nie chce mnie wykorzystywać. Za wycieczki płacę wszystko za siebie, jak oznajmiłam, że nie stać mnie, bo w zeszłym miesiącu były dwie wycieczki, to oznajmił, że nie ma problemu, pojedzie beze mnie. Już teraz od wielu miesięcy żyję niemal na styk. Jak wprowadzę się do niego, to będę musiała się dokładać połowę kosztów utrzymania tego wielkiego domu. Mówi to otwarcie. Mówi, że nie po to ciężko pracuje, żeby rozdawać pieniądze innym. Powtarza, że on nie będzie niczyim sponsorem. A przede mną rysuje się przyszłość, gdzie ja siedzę w domu i zastanawiam się za co kupić ciuch i patrzę, jak on podróżuje, widuje się z kumplami, jada na mieście.


Kiedyś o tym rozmawialiśmy. Przyznał, że dokładanie się do utrzymania domu jako procent od zarobków ma sens. Teraz gdy poruszam ten temat oznajmia, że nie będzie rozmawiał o pieniądzach i jakoś się dogadamy. A ja bym chciała, żeby czasem mnie gdzieś zabrał tak po prostu, bez myślenia, że mnie nie stać, bo nawet jak zapłaci, to za parę dni ja zapłacę za nas dwoje. Gdy mu mówię, że w sumie mógłby czasem tak zrobić, to obrusza się, że przecież zarabiamy tyle samo. A tyle samo to my mamy podstawy, on zarabia dodatkowe tysiące jako premie i prowizje.

Nie wiem co tym wszystkim myśleć. Czuję się jak materialistka, ale po prostu dla mnie to normalne, że lepiej zarabiający partner dokłada się nieco więcej albo chociaż dopasowuje się wydatkami do partnera. Gdybym ja zarabiała więcej, to nie miałabym żadnych oporów pokrywać większej części kosztów. Nie chcę całe życie kombinować, żeby starczyło mi na buty, sukienkę, leki i kosmetyki.

Ogólnie jest dobrym człowiekiem, uczciwym. Tylko na punkcie pieniędzy ma fizia.
Nie wiem, czy to ja jestem jednak ta pazerna, że oczekuję od niego pokrycia części kosztów jego trybu życia, czy on nadmiernie na mnie oszczędza.
4

Oglądany: 51274x | Komentarzy: 159 | Okejek: 235 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

09.05

08.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało