Są silni, żądni przygód, odważni, no i lubią
bigos, żurek oraz pierogi. Prawdopodobnie też klaszczą, kiedy samolot
wyląduje, a na starość zapuszczą wąs i pojadą na
podryw do Ciechocinka. Kapitan Nemo, Popeye i Superman – ci słynni
Polacy ukształtowali współczesną popkulturę wcale nie mniej niż
Jacek Trzmiel – twórca Commodore 64, który pochodził z pewnego
pięknego miasta w centralnej Polsce.
Ale jak to Polacy? Już wam to tłumaczymy...
Słynny jednooki
marynarz zadebiutował na łamach New York Journal w 1913 roku, kiedy
to amerykański rysownik Elzie Crisler Segar zaczął tworzyć
zabawne paski komiksowe, których bohaterem był Popeye –
uzależniony od nikotyny i szpinaku (
które to zielsko, według pewnych źródeł, miało być metaforą marihuany), miłośnik
anorektycznych wywłok.
Segar był ponoć
bardzo uważnym obserwatorem i wiele postaci ze swoich prac wzorował
na autentycznych mieszkańcach swojego rodzinnego Chester, miasta w
stanie Illinois. I tak na przykład narzeczona głównego bohatera,
czyli koścista Olive Oil, inspirowana była panią, która prowadziła tam swój sklep, a okrągły i nieco fajtłapowaty Wimpy był
kalką zarządcy lokalnej opery i jednym z dawnych pracodawców
Segara.
Sam Popeye
najprawdopodobniej inspirowany był urodzonym w 1868 roku
Franciszkiem Figlem, który do Chester trafił najprawdopodobniej z
Wielkopolski, skąd wyemigrowali jego rodzice – Bartłomiej Figiel
i Anna Grott. W USA rodzina zdecydowała się zmienić nazwisko na
Fiegel, a Franciszek przedstawiał się wszystkim jako Frank. Z
czasem postać ta znana była wszystkim mieszkańcom Chester. Frank
był marynarzem, lubił szlajać się po portowych spelunach, wdawać
się w bójki i spuszczać łomot swoim przeciwnikom.
Fiegel znany
był bowiem ze swojej nadludzkiej wręcz siły.
Mimo że miał opinię
lokalnego zadymiarza, był człowiekiem dość lubianym. Pozbawiony
jednego oka oraz większości zębów mężczyzna, którego mało
kto widział bez fajki w ustach, było ponoć bardzo sympatycznym,
ciepłym gościem. Szczególnie uwielbiały go dzieciaki, a
śmierdzący dymem i potem portowy obwieś miał podobno wiele
cierpliwości do małolatów.
Dużo więc
wskazuje, że to właśnie Frank stał się inspiracją dla Segara,
chociaż istnieje też i kilka innych teorii dotyczących rodowodu tej
postaci. Tak czy inaczej, na grobie zmarłego w 1947 roku marynarza
dziś znajduje się podobizna legendarnego, komiksowego (a później
też i kreskówkowego!) szpinakojada.
W momencie kiedy
Juliusz Verne pisał „20 tysięcy mil podwodnej żeglugi”, oczy
świata skierowane były na Królestwo Polskie, gdzie właśnie
miejsce miał narodowy zryw Polaków, którzy chcieli wyzwolić się
spod władzy Imperium Rosyjskiego. Verne bardzo interesował się
tymi dramatycznymi wydarzeniami i zapragnął, aby bohater jego
powieści był mieszkańcem nadwiślańskiego kraju! W pierwotnej wersji książki Nemo to
powstaniec, który szuka zemsty na Rosjanach za to, że ci zabili
jego rodzinę (według innych źródeł – mieli oni zostać
wywiezieni na Syberię).
I pewnie takiego
właśnie bohatera poznaliby miłośnicy twórczości pisarza. Na
przeszkodzie stanął jednak wydawca powieści Venre’a -
Pierre-Jules Hetzel, który nakłonił autora do zmiany narodowości
charyzmatycznego kapitana. Powód był mocno „polityczny”. W
tamtym czasie we Francji było wiele wpływowych osób o rosyjskim
pochodzeniu.
Aby ich nie drażnić, a jednocześnie nie wywoływać
skandalu, pisarz zgodził się zrobić z kapitana podwodnego okrętu
Nautilus Hindusa.
Mimo że Nemo nagle
zmienił swoją narodowość, ślady po jego pierwotnych korzeniach
nie zostały do końca wymazane z książki. I tak na przykład na
pokładzie łodzi znajduje się mocno wyeksponowany portret…
Tadeusza Kościuszki! Z postacią tą związana jest pewna historia,
która w dość interesujący sposób łączy się z samym pomysłem
powieści Verne’a.
Otóż kiedy Kościuszko znajdował się w
petersburskim więzieniu, profesor Jakub Fryderyk Hoffmann –
członek Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk – wpadł na pomysł
uratowania naczelnika polskich służb zbrojnych i
przetransportowania go na rodzinne ziemie za pomocą statku-ryby,
pojazdu przeznaczonego do przemieszczania się pod powierzchnią
wody.
Zaprojektowany przez Hoffmanna protoplasta współczesnych
okrętów podwodnych był, jak na swoje czasy, projektem iście
rewolucyjnym! Niestety, według Jakuba, jego pomysł został
bezczelnie skopiowany przez amerykańskiego inżyniera Roberta
Fultona, który to miał nie tylko zgapić szczegóły konstrukcji
maszyny, ale i nawet zbudował dwa takie urządzenia. Pojazdy te napędzane
były silnikiem parowym
i nazwane zostały… Nautilus. Tak, Juliusz Verne, tworząc postać Nemo, zainspirowany był polskimi powstańcami,
a statek, którym bohater ten podróżuje, wzorował na amerykańskich
okrętach podwodnych prawdopodobnie opartych na pomysłach polskiego
profesora!
W Strykowie,
liczącym sobie dziś niespełna 3500 obywateli miasteczku niedaleko
Łodzi, na świat w 1893 roku przyszedł Zishe Breitbart – ojciec ortodoksyjnej, kowalskiej rodziny żydowskiej. Chłopak już jako dzieciak
pomagał swojemu ojcu w kuźni. Wtedy to okazało się, że małoletni
Zishe jest znacznie silniejszy niż jego rówieśnicy. Podobno
dzieciak ten miał w zwyczaju bardzo boleśnie
obijać twarze
starszych gnojków, które rzucały w jego towarzystwie antysemickimi
hasłami. Mając 11 lat, młody Breitbart dołączył do złożonej
z Żydów trupy cyrkowej i zabawiał publiczność, rozrywając
łańcuchy i roztrzaskując własną klatą betonowe kloce. Do 1914
roku Zishe występował w wielu różnych cyrkach, zyskując lokalną
sławę. Jego kariera została przerwana przez wybuch I wojny światowej, podczas której chłopaka wcielono do armii
pruskiej.
Po zakończeniu konfliktu Breitbart wznowił swoją
cyrkową działalność na terenie Niemiec. Będąc jednym z członków
ekipy, która wyruszyła na duże europejskie tournée, Zishe, znany
jako „Żydowski Superman”, zarobił sporo pieniędzy, za które
kupił sobie piękną willę pod Berlinem. Długo w niej nie
pomieszkał – przeprowadził się bowiem do USA, gdzie stał się
wielką gwiazdą i prawdziwym fenomenem. O tym, jak wielka była
sława strongmana ze Strykowa, niech świadczy fakt, że podczas
jednego z występów w Nowym Jorku
na pokaz siły Zishe przyszło 85
tysięcy widzów!Breitbart budził
też pewne kontrowersje. Był on bowiem wielkim krytykiem
amerykańskiej diety i często publicznie nakłaniał ludzi do
rezygnacji z jedzenia mięsa oraz picia mleka na rzecz odżywiania
się warzywami i owocami.
Podobno na
jednym z występów „Żydowskiego Supermana” wśród zachwyconej
publiczności znalazło się dwóch chłopców – Jerry Siegel oraz
Joe Shuster. Kilkanaście lat później, w 1933 roku, Jerry napisał krótkie opowiadanie pt. „Reign of Superman” – postać bezdomnego łysola, któremu szalony naukowiec aplikuje tajemniczą substancję,
zamieniającą bezbronnego bohatera w bardzo silnego, potrafiącego
czytać w myślach kiziora, była jednym z kilku prototypów
późniejszego superherosa.
Mimo że ani Siegel, ani Shuster
oficjalnie nie przyznali się do czerpania inspiracji z występów
żydowskiego siłacza, dla wielu oczywiste jest, że to Zishe – syn
kowala ze Strykowa miał szczególny wpływ na tworzenie postaci
kosmity o nadludzkich mocach.
Sam Breitbart
karierę, niestety, skończył dość szybko i nie dożył publikacji
pierwszego komiksu o Supermanie. Podczas jednego ze swoich pokazów
showman gołymi rękami wbijał gwoździe w grube deski. Jeden z
takich zardzewiałych szpikulców ugodził go w kolano. Do rany wdała
się infekcja. Aby ratować życie Zishe, lekarze amputowali mu obie,
trawione przez gangrenę, nogi. Zabieg ten nie zakończył kłopotów
pacjenta. Breitbart złapał sepsę i przez prawie dwa miesiące
walczył z chorobą. Walkę te przegrał 12 października 1925 roku,
mając zaledwie 32 lata.
Źródła:
1,
2,
3,
4,
5,
6
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą