Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Rzeczy, które mogły umknąć twojej uwadze podczas seansu "Pewnego razu w Hollywood"

75 024  
262   51  
Parę miesięcy temu na ekranach kin zagościł długo wyczekiwany dziewiąty film w reżyserii Quentina Tarantino. Produkcja ta już od samego początku prac nad nią budziła spore kontrowersje. Oto bowiem słynący z umiłowania do wyjątkowo krwawych dzieł filmowiec wziął na tapet masakrę, jakiej to w domu Romana Polańskiego dopuściła się grupa Charlesa Mansona.


Zamiast brutalnej jatki dostaliśmy wspaniały hołd złożony jednemu z najbardziej pasjonujących okresów w historii Hollywood. W filmie tym pojawiło się też sporo smaczków, których na pierwszy rzut oka mogliśmy nie zauważyć.
Mimo że historia opowiedziana przez Tarantino to czysta fikcja, to już bohaterowie, których losy śledzimy, są wzorowani na prawdziwych postaciach. O ile część z nich, jak na przykład Bruce Lee czy Steve McQueen, pojawia się nawet pod swoimi imionami i nazwiskami, to już niektórzy dostali nowe ksywki.

#1. Rick Dalton i Cliff Booth

Dwaj główni protagoniści to nierozłączni przyjaciele. Wcielający się w rolę zapomnianej już gwiazdy westernów z lat 60. Leonardo DiCaprio to Rick Dalton – postać wzorowana na aktorze Ty Hardinie. Podobnie jak jego filmowy pierwowzór Hardin przyciągał do kin rzesze kinomanów i utożsamiany był z modnymi wówczas produkcjami o kowbojach. Także i nim pod koniec dekady widzowie przestali się interesować i żeby związać koniec z końcem, aktor musiał zdecydować się na karierę we Włoszech, gdzie regularnie grywał w spaghetti-westernach.


Tymczasem kumpel Daltona – grany przez Brada Pitta Cliff Booth – to niemalże klon Hala Needhama, osobistego kaskadera i bliskiego przyjaciela Burta Reynoldsa. Panowie przez lata był nierozłączni zarówno na płaszczyźnie zawodowej, jak i prywatnej. Needham przez pewien czas nawet mieszkał z Burtem w tym samym domu. Podobnie też jak Booth, zanim zrobił karierę jako dubler hollywoodzkich aktorów, Hal przez lata służył w amerykańskiej armii.


#2. Burt Reynolds miał pojawić się w tym filmie

Skoro mowa o legendarnym „Mistrzu kierownicy”, to trzeba nadmienić, że Tarantino specjalnie dla niego przygotował rolę George’a Spahna – właściciela rancza, na którym swoja „melinę” zrobiła sobie młodzież skupiona wokół Charlesa Mansona. Niestety krótko przed rozpoczęciem zdjęć do filmu liczący sobie 82 lata aktor zmarł na atak serca i jego miejsce zajęła inna leciwa gwiazda Hollywood – Bruce Dern.


#3. Seksualne usługi dla ślepego zgreda

Okazuje się, że także i postać Spahna jest prawdziwa. Ten osiemdziesięcioletni ślepy starzec był właścicielem farmy, na której koczowała banda Mansona. Ten ostatni zresztą nakazał dziewczynom regularnie spełniać zachcianki seksualne George’a. W zamian za to dziadek zezwalał młodzieży mieszkać na swojej ziemi.


Spahn nadawał swoim nałożnicom różne pseudonimy. Jedną z małolat, jakie z nim sypiały, była niewiasta, której rolę w filmie Tarantino zagrała Dakota Fanning. Lynette Fromme dostała od niego przydomek „Squeaky”, czyli „Piszcząca”, dlatego że za każdym razem, gdy George się do niej dobierał, ta wydawała z siebie charakterystyczny kwik. Lynette była zresztą jedną z najbardziej oddanych Mansonowi członkiń jego bandy. Po latach spędzonych w więzieniu, Fromme zamieszkała w udekorowanym czaszkami domu razem ze swym mężem – również wyjątkowo gorliwym członkiem niesławnej sekty.

#4. Aktor, który dwa razy został Mansonem!

O Charlesie Mansonie sporo mówi się w filmie, jednak sama postać najbardziej znienawidzonego przestępcy tamtej epoki pojawia się na ekranie tylko w jednej, dość krótkiej scenie. Aktor grający przywódcę sekty religijnej „Rodzina” jest jednak na tyle podobny do swego pierwowzoru, że widzowie z całą pewnością zapamiętają jego występ. Tym bardziej że Damon Herriman nie pierwszy już raz wcielił się w Mansona.


W ciągu kilku tygodni aktor ten zagrał słynnego przestępcę zarówno u Tarantino, jak i na potrzeby realizowanego przez Netflix serialu „Mindhunter”. Akcja tego ostatniego dzieje się jednak w latach 80., podczas gdy wydarzenia z filmu mają miejsce w roku 1969. W międzyczasie Manson przeszedł wielką transformację zarówno wizualną, jak i wewnętrzną. Herriman musiał więc spędzić wiele miesięcy, aby wziąć na barki rolę zarówno młodego, beztroskiego lidera morderczej sekty, jak i zgorzkniałego, zmęczonego latami gnicia w pierdlu człowieka, którego skazano na dożywotni „urlop” za kratkami.


#5. Prawdziwy miotacz płomieni

W jednej z filmowych retrospekcji widzimy fragmenty największego z hitów, w którym główne skrzypce zagrał Rick Dalton. To „14 pięści McCluskeya” - wojenna produkcja ewidentnie nawiązująca do Tarantinowskich „Bękartów wojny”. Niektóre z ujęć, które podziwiamy na ekranie, zostały wycięte z nakręconego w 1974 roku filmu pt. „Hell River” z samym Adamem Westem (aktorem, który przez lata przyodziewał kostium Batmana!) w pierwszoplanowej roli.


Wisienką na torcie „14 pięści McCluskeya” jest scena, w której bohater grany przez DiCaprio za pomocą miotacza płomieni robi z grupy nazistowskich oficerów solidnie wypieczone grzanki. Mistrz Quentin najwyraźniej ma słabość do tej broni, bo to dorodne narzędzie do siania pożogi odegrało jeszcze później dość kluczową rolę w jego filmie... Pewne obiekcje co do bezpieczeństwa zabawy takim sprzętem miał natomiast sam Leonardo, który przed kręceniem tej sceny dowiedział się, że miotacz płomieni nie był wcale atrapą i że aktor naprawdę miał użyć go przeciwko swym kolegom z planu.


Nawet wiedząc, że w ogniu stanąć mieli odpowiednio przygotowani kaskaderzy z wieloletnim doświadczeniem, DiCaprio długo musiał być przez nich namawiany, zanim zgodził się na pociągnięcie za spust.

#6. „Django” zaliczył swój gościnny występ!

W jednej z innych retrospektywnych scen widzimy wywiad, którego na planie fikcyjnej produkcji „Bounty Law” udzielają Cliff i Rick. W tle widać miasteczko wyjęte żywcem z filmowych historii o kowbojach. Co bardziej zaznajomieni z twórczością Tarantino kinomaniacy zorientują się, że te budynki wyglądają znajomo. Otóż bohaterowie siedzą na planie… „Django” - dzieła, które Tarantino nakręcił siedem lat temu!


Nie od dziś wiadomo, że twórca „Pulp Fiction” umieszcza swoich bohaterów w wykreowanym przez siebie uniwersum, a wiele motywów i drobnych niuansów o tym świadczących już dawno zostało przez jego fanów zauważone w poprzednich filmach. To więc tylko kolejny element takiej układanki. Jednocześnie warto też zaznaczyć, że przed erą CGI i green screenów wiele westernów powstawało w tych samych, specjalnie zbudowanych lokalizacjach, udających miasteczka na Dzikim Zachodzie.
Dodajmy jeszcze, że w „Dawno temu w Hollywood” pojawiły się dwa inne elementy Tarantinowskiego uniwersum. Mowa o sieci restauracji Big Kahuna Burger oraz papierosach marki Red Apple.


#7. Upadły aktor

Wróćmy jeszcze na moment do postaci Ricka Daltona – wielkiego gwiazdora kina początku lat 60., który po długiej dekadzie owocnej kariery musi chwytać się coraz nędzniejszych ról w serialach telewizyjnych. Jedną z takich produkcji jest jego udział w tasiemcu pt. „Lancer”. Taka produkcja rzeczywiście powstawała pomiędzy 1968 a 1970 rokiem. Uchodziła ona za nieco biedniejszą podróbkę szalenie wówczas popularnej (także i w Polsce!) „Bonanzy”. Dalton został zatrudniony, aby zagrać w pilotowym odcinku „Lancera” postać czarnego charakteru. Łatwo sobie wyobrazić, jak musi czuć się artysta, który niegdyś był bożyszczem tłumów, a teraz zmuszony jest łapać się drugoplanowych ról antagonistów w produkcjach będących kalkami innych telewizyjnych hitów.


#8. Bruce Lee uczący Sharon Tate kung-fu ?

O dość niesprawiedliwym potraktowaniu Bruce’a Lee przez Quentina Tarantino mówiło się jeszcze przed premierą filmu. Gwiazda „Wejścia smoka” sportretowana została jako nadęty, przesadnie pewny siebie bufon, który nie potrafi przyjąć do wiadomości faktu, że ktoś może być większym wojownikiem od niego. Znacznie ciekawsza, wymagająca większej uwagi jest jednak trwająca dosłownie parę sekund scena, w której to Lee udziela Sharon Tate lekcji kung-fu.


Pozornie może to wyglądać, jakby Tarantino dał się ponieść swojej bujnej wyobraźni, tymczasem wcale tak nie jest! W 1968 roku producenci filmu „The Wrecking Crew”, w którym jedną z głównych ról grała Sharon Tate, zapłacili Bruce’owi 11 tysięcy dolarów, aby ten dał aktorce parę lekcji samoobrony. Azjatycki zabijaka szybko zaprzyjaźnił się z Romanem Polańskim.


Niedługo potem reżyser zaprosił Lee do swojego domu w Szwajcarii, gdzie razem z nimi jeździł na nartach. To podczas tej wycieczki Bruce miał kupić sobie charakterystyczny żółty strój, który potem nosił w pamiętnej scenie walki z Kareemem Abdulem-Jabbarem w „Grze śmierci”!

5

Oglądany: 75024x | Komentarzy: 51 | Okejek: 262 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało