Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Ci wspaniali mężczyźni w swych latających maszynach I

54 071  
332   48  
Myśląc o pilotach Pierwszej Wojny Światowej, zazwyczaj kojarzymy ich z rycerskością, odjechanymi ksywkami, indywidualnymi logotypami i niesamowitą ilością zwycięstw w swych pokracznych, kolorowych maszynach.

Pij, jedz i baw się, bo jutro umrzesz – niemieccy piloci
Mówimy o facetach, którzy siadali na zbiorniku mocno wybuchowego paliwa napędzającego mikrej mocy silniki, w szkieletach maszyn wykonanych z drewna, obitych płótnem i blachą – po to by lecieć w chmury i pozabijać się nawzajem, po raz pierwszy w historii. Przyjrzyjmy się sylwetkom kilku z nich i oddajmy należny im szacun za ich nietuzinkowe podejście to tematu.

Sir David Grahame Donald

Już na początku tego artykułu zaczniecie się zastanawiać, czy autor nie robi Was przypadkiem w konia. Nie było mnie tam, ale bohater przez 55 lat po zajściu utrzymywał, że tak było i każdego sprzeciwiającego mu się „dżentelmana” lał po ryju.

A w pysk Waszmość chcesz?

Sir Grahame Donald rozpoczął swą przygodę z RAF jak wszyscy lotnicy w tamtym czasie. Młody, odważny i niewyposażony w spadochron, co może być troszkę kłopotliwe, kiedy pilotujesz urządzenie związane sznurkiem i wyposażone w niewiele więcej niż dobre intencje. To nie tak, że spadochron nie został jeszcze wynaleziony (bo został), tylko że w RAF uważano, że jeśli się pilota w takowy wyposaży, ten niechybnie podszyty strachem gówniarz, który ma się za myśliwca, wypadnie zgrabnie z kokpitu po pierwszym przyjętym przez maszynę pocisku, zamiast próbować ją ratować.

No i w p***u wylądował

Pewnego pięknego dnia Sir Grahame Donald zadumany nad faktem niekompletnego wyposażenia swej maszyny typu Sopwith Camel postanowił dla własnej rozrywki na wysokości 2,5 km odpierniczyć beczkę i kiedy wisiał do góry nogami w kokpicie swej maszyny zauważył, iż klamra pasa „bezpieczeństwa” jest taką tylko z definicji – coś pękło, a pilot wypadł z maszyny spadając ku śmierci.

Sopwith Camel

Jak powszechnie wiadomo, niektórzy mają więcej szczęścia niż rozumu – jego maszyna kontynuowała manewr, co pozwoliło mu zupełnie przypadkiem spaść na własne skrzydło i wpełznąć do kokpitu jakiś kilometr niżej. Po tym jak sfajdał się ze strachu. Pewnie ze dwa razy.

Inny camel

Billy Bishop

Żeby zostać Asem Myśliwskim, piloci potrzebowali pięciu potwierdzonych zestrzeleń. Billy'emu osiągnięcie tego statusu zajęło niespełna dwa tygodnie – strącał Niemców z nieba tak szybko, że sami zainteresowani szybko nadali mu przydomek Hell’s Handmaiden (Służebnica Diabła), prawdopodobnie by go wkurzyć, choć niejako oddali honor jego umiejętnościom (chociaż pewnie dlatego, że w pewnych językach samolot występuje w osobie żeńskiej, przeciwnie do naszego). Billy znalazł się w tym artykule z dwóch powodów: pierwszy – zasłynął tym, że w ciągu niespełna pięciu minut zestrzelił pięciu Niemców, i drugi – jego niepowtarzalny styl.

Billy Bishop, 1917

Wiecie pewnie jak to było: młodzi chłopcy dorastający na farmach lubili grać w „tchórza” – czyli jechać na czołówkę traktorami, a ten, który pierwszy odbił w jedną ze stron, zostawał „tchórzem”. Billy uwielbiał tę zabawę tak bardzo, że przeniósł ją na front – z tą różnicą, że używał do tego swojego Nieuporta 17. I nie na pasie startowym, ale w przestworzach. Kończyło się to zazwyczaj w ten sposób, że przeciwnik Bishopa zamieniał się w ognistą kulę albo uciekał gdzie pieprz rośnie. Pewnego dnia po powrocie na lotnisko mechanik naliczył 200 dziur po kulach. Samolot miał tylko 6 m długości... Dobrzy z matmy?

Jeszcze troszkę bliżej

Podczas jego kariery doliczono się ponad stu pojedynków, które odbył w ten sposób, a do końca wojny miał 72 potwierdzone zestrzelenia. Warto dodać, że nigdy nie został ranny.

Charles Nungesser

Ten koleś, niczym postać żywcem wyrwana z powieści Hemingwaya (pomimo faktu, iż Ernest pisał troszkę później), prowadził bujne życie już przed wojną. Bokser, kierowca wyścigowy, miłośnik mocnych alkoholi i łatwych kobiet, zasłynął między innymi wielokrotnym zaliczeniem słynnej Maty Hari, którą pomiędzy łóżkowymi igraszkami karmił głupotami o ruchach francuskich wojsk, które przekazywała Niemcom.

Transakcja wypadła pomyślnie, gorąco polecam tego allegrowicza.

Lista odniesionych przez niego w powietrzu ran jest niczym encyklopedia rzeczy, które mogą przytrafić się w walce ludzkiemu ciału: od wstrząsu mózgu, przez złamanie żuchwy i dyslokację obu kolan, do przestrzelenia policzków i ust itd. A wszystko przydarzyło mu się wielokrotnie. Jak na prawdziwego bohatera przystało, zbytnio się tym nie przejmował i w czasie wojny zestrzelił 43 Niemców.

Takie tam w szpitalu

Pewnego dnia nad lotniskiem, na którym Nungesser czekał na sygnał do startu, przeleciał nisko myśliwiec wroga, zrzucając kamień owinięty papierem (Deutsche Post w powijakach). Wiadomość dostarczona do adresata była zaproszeniem do walki 1 na 1 w określonym miejscu i określonej porze. Koledzy Nungessera próbowali wybić mu pomysł z głowy, tłumacząc, że Niemiec + dziwne zaproszenie = niechybny podstęp, jednak Charles był zdecydowany podjąć rękawicę.
Po doleceniu w umówione miejsce z chmur wypadł na niego nie jeden, ale sześć myśliwców wroga. Niewiele się przejmując szybko zestrzelił dwóch i udał się w drogę do domu, by uzupełnić zapasu ołowiu, dając reszcie czas na ucieczkę.
Zaginął 8 maja 1927 roku podczas próby przelecenia nad Atlantykiem, zaledwie kilka tygodni przed sukcesem Lindbergha.

Nawigator był uszkodzony już przed startem.

Część druga za tydzień?

Źródła: 1, 2, 3
4

Oglądany: 54071x | Komentarzy: 48 | Okejek: 332 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało