Wstęp - rozwinięcie - zakończenie. Ileż nam to wbijali do tępych łbów... Czy niesłusznie? Raczej nie, ale problem w tym, że bardziej się skupiano na tym, żeby jakiś wstęp w ogóle był, niż co takiego ma w nim się znajdować. Tak przynajmniej pamiętam ze swoich lekcji i takie odnoszę wrażenie, czytając nieraz artykuły w sieci (albo oglądając nagrania np. na Youtube - jeśli filmik jest przegadany, to jego struktura jest z grubsza taka sama), których autorzy wzięli sobie ten schemat za bardzo do serca.
I co widzę w tychże artykułach?
Posłużę się przykładem: Piszę sobie tekst o skutkach niedoboru witaminy X. Co zamieścić we wstępie? Mamy oczywiście artystyczną wolność, ale przykładem poprawnego wprowadzenia byłoby dla mnie krótkie omówienie funkcji owej witaminy w organizmie. Dałoby to czytelnikowi od razu zarys tego, czego może się spodziewać w zasadniczej treści - bo z funkcji witaminy można już odgadnąć skutki jej niedoboru. Pozwoliłoby to mu też naturalnie podążać za tokiem rozumowania piszącego, ułatwiłoby zrozumienie i zapamiętanie czytanej treści.
A co często mamy zamiast tego? "Witaminy pełnią bardzo ważną funkcję w naszym organizmie. Są istotnymi elementami, bez których nasze funkcjonowanie byłoby znacznie utrudnione. Ich niedobór może prowadzić do poważnych dolegliwości i chorób bla bla bla bla bla." Banały, truizmy i lanie wody. Pani od polskiego mówiła, że wstęp musi być, a że nie wiem, co w nim napisać, to walnę byle co na odwal się.
Zanudzanie czytelnika oczywistościami, wręcz obrażającymi jego inteligencję, jest niestety nagminną praktyką, przynajmniej wśród internetowych felietonistów.
Ja bym wręcz zaproponował, że jeśli nie wiemy, co napisać we wstępie, aby czytelnika zaciekawić, przyciągnąć, dać mu umysłową rozgrzewkę przed główną treścią, to po prostu nie piszmy nic. Przejdźmy od razu do sedna i nic nikomu się nie stanie. Poza nauczycielami polskiego, których mogą rozboleć zadki, ale olać ich
PS. Pewnie niesprawiedliwie potraktowałem polonistów, bo to w końcu niekoniecznie ich wina, że uczniowie wbijają sobie do łbów schematy, zamiast myśleć samodzielnie. Ale cóż, clickbait muss sein.
PPS. Ocenie moderatora pozostawiam, czy mój wpis nadaje się tutaj czy do Narzekalni (albo też na śmietnik, bo co tam może wiedzieć patałach, który na koniec liceum z polskiego miał tróję z litości)
I co widzę w tychże artykułach?
Posłużę się przykładem: Piszę sobie tekst o skutkach niedoboru witaminy X. Co zamieścić we wstępie? Mamy oczywiście artystyczną wolność, ale przykładem poprawnego wprowadzenia byłoby dla mnie krótkie omówienie funkcji owej witaminy w organizmie. Dałoby to czytelnikowi od razu zarys tego, czego może się spodziewać w zasadniczej treści - bo z funkcji witaminy można już odgadnąć skutki jej niedoboru. Pozwoliłoby to mu też naturalnie podążać za tokiem rozumowania piszącego, ułatwiłoby zrozumienie i zapamiętanie czytanej treści.
A co często mamy zamiast tego? "Witaminy pełnią bardzo ważną funkcję w naszym organizmie. Są istotnymi elementami, bez których nasze funkcjonowanie byłoby znacznie utrudnione. Ich niedobór może prowadzić do poważnych dolegliwości i chorób bla bla bla bla bla." Banały, truizmy i lanie wody. Pani od polskiego mówiła, że wstęp musi być, a że nie wiem, co w nim napisać, to walnę byle co na odwal się.
Zanudzanie czytelnika oczywistościami, wręcz obrażającymi jego inteligencję, jest niestety nagminną praktyką, przynajmniej wśród internetowych felietonistów.
Ja bym wręcz zaproponował, że jeśli nie wiemy, co napisać we wstępie, aby czytelnika zaciekawić, przyciągnąć, dać mu umysłową rozgrzewkę przed główną treścią, to po prostu nie piszmy nic. Przejdźmy od razu do sedna i nic nikomu się nie stanie. Poza nauczycielami polskiego, których mogą rozboleć zadki, ale olać ich
PS. Pewnie niesprawiedliwie potraktowałem polonistów, bo to w końcu niekoniecznie ich wina, że uczniowie wbijają sobie do łbów schematy, zamiast myśleć samodzielnie. Ale cóż, clickbait muss sein.
PPS. Ocenie moderatora pozostawiam, czy mój wpis nadaje się tutaj czy do Narzekalni (albo też na śmietnik, bo co tam może wiedzieć patałach, który na koniec liceum z polskiego miał tróję z litości)