cokolwiek innego?
Jestem nowy na joemonster. Przejrzałem wszystkie fora i to wydaje się odpowiednie do mojej historii.
Nie chce mi się żyć. Miałem traumatyczne przeżycie jakieś 16 lat temu. Od tego czasu nadużywam alkoholu, czasami coś mocniejszego zarzucę, a raczej zarzucałem (teraz 2 razy do roku koksy idą z bratem). Nic nie ma sensu. Codziennie myślę o samobójstwie, ale nie mogę się zabić. Kiedyś gdzieś słyszałem, że najgorsze dla rodzica to przeżyć śmierć własnego dziecka, więc żyję. Nie dla siebie. Żyję, bo moi rodzice wciąż żyją i nie zrobie im tego. Do tego jestem ojcem chrzestnym i wujkiem bratanicy. Codziennie mam nadzieję, że mnie potrąci ciężarówka jak przez pasy będę przechodził, albo piorun mnie je*nie.
Słyszę ten głos w głowie (nie dokładnie, po prostu sam ze swoimi myślami się biję) - zabij się. zrobisz przysługę sobie i inni już nie będą przez ciebie cierpieć.
Na zeszłe grudniowe święta (jak co roku) wbiłem do naszego pięknego kraju. Nie udało mi się spotkac z jednym kolegą. Starszy ode mnie, bardzo dobrze usytuowany. Niby na zwolnieniu lekarskim był. W marcu się z nim widziałem i okazało się, że wziął nóż i jakieś 7 czy 8 razy dźgnął się w szyję i klatkę piersiową (mając żonę i kilkuletnią córkę. z teściami się niezbyt lubi). Na psychiatryku go przetrzymali chwilę, a Policja i tak nie uwierzyła w jego wersję. Myśleli, że to jakieś gangsterskie porachunki.
Co najlepsze obaj jesteśmy postrzegani jako kawalarze, dusza towarzystwa, wariaci itp. Obaj nie okazujemy, a raczej nie pokazujemy tego na zewnątrz. Zaczęliśmy poważnie rozmawiać i okazało się że ma podobne rzeczy w głowie jak ja tzn. zabij się, jesteś nic nie warty itp.
Ostatnio dostałem dobrą wiadomość. Chcą dać mi kontrakt w robocie. Dużo lepsze hajsy itp. Szczerze - fajnie, bo w przyszłym roku komunia to będzie za co obkupić bratanice. Z drugiej strony - je*ie mnie to.
Kolejny akapit. Nie jestem niebezpieczny dla otoczenia. Bardziej dla siebie, ale od ponad 5 lat nie dokonałem aktu samookaleczenia i nie zamierzam, bo przez to wyglądam jak debil.
Miałem jeszcze bardziej się rozpisać, ale (zabrzmi to jak żart) nie chce mi się.
Na koniec. Zdaję sobie sprawę, że jest coś ze mną nie tak. Nawet obiecałem sobie, że po powrocie z PL pójdę do lekarza po skierowanie do psychologa lub psychiatry (już drugi rok tam idę), żeby dał mi tabletki szczęścia, ale nie chce mi się
Internet jest w miarę anonimowy dlatego to wrzuciłem. Może jakiś "lekarz od czubków" się tu trafi i postawi diagnozę, bo sam nie wiem czy nadaję się do leczenia, uśpienia, czy może za dobrze mam i w dupie mi się poprzewracało?
Jestem nowy na joemonster. Przejrzałem wszystkie fora i to wydaje się odpowiednie do mojej historii.
Nie chce mi się żyć. Miałem traumatyczne przeżycie jakieś 16 lat temu. Od tego czasu nadużywam alkoholu, czasami coś mocniejszego zarzucę, a raczej zarzucałem (teraz 2 razy do roku koksy idą z bratem). Nic nie ma sensu. Codziennie myślę o samobójstwie, ale nie mogę się zabić. Kiedyś gdzieś słyszałem, że najgorsze dla rodzica to przeżyć śmierć własnego dziecka, więc żyję. Nie dla siebie. Żyję, bo moi rodzice wciąż żyją i nie zrobie im tego. Do tego jestem ojcem chrzestnym i wujkiem bratanicy. Codziennie mam nadzieję, że mnie potrąci ciężarówka jak przez pasy będę przechodził, albo piorun mnie je*nie.
Słyszę ten głos w głowie (nie dokładnie, po prostu sam ze swoimi myślami się biję) - zabij się. zrobisz przysługę sobie i inni już nie będą przez ciebie cierpieć.
Na zeszłe grudniowe święta (jak co roku) wbiłem do naszego pięknego kraju. Nie udało mi się spotkac z jednym kolegą. Starszy ode mnie, bardzo dobrze usytuowany. Niby na zwolnieniu lekarskim był. W marcu się z nim widziałem i okazało się, że wziął nóż i jakieś 7 czy 8 razy dźgnął się w szyję i klatkę piersiową (mając żonę i kilkuletnią córkę. z teściami się niezbyt lubi). Na psychiatryku go przetrzymali chwilę, a Policja i tak nie uwierzyła w jego wersję. Myśleli, że to jakieś gangsterskie porachunki.
Co najlepsze obaj jesteśmy postrzegani jako kawalarze, dusza towarzystwa, wariaci itp. Obaj nie okazujemy, a raczej nie pokazujemy tego na zewnątrz. Zaczęliśmy poważnie rozmawiać i okazało się że ma podobne rzeczy w głowie jak ja tzn. zabij się, jesteś nic nie warty itp.
Ostatnio dostałem dobrą wiadomość. Chcą dać mi kontrakt w robocie. Dużo lepsze hajsy itp. Szczerze - fajnie, bo w przyszłym roku komunia to będzie za co obkupić bratanice. Z drugiej strony - je*ie mnie to.
Kolejny akapit. Nie jestem niebezpieczny dla otoczenia. Bardziej dla siebie, ale od ponad 5 lat nie dokonałem aktu samookaleczenia i nie zamierzam, bo przez to wyglądam jak debil.
Miałem jeszcze bardziej się rozpisać, ale (zabrzmi to jak żart) nie chce mi się.
Na koniec. Zdaję sobie sprawę, że jest coś ze mną nie tak. Nawet obiecałem sobie, że po powrocie z PL pójdę do lekarza po skierowanie do psychologa lub psychiatry (już drugi rok tam idę), żeby dał mi tabletki szczęścia, ale nie chce mi się

Internet jest w miarę anonimowy dlatego to wrzuciłem. Może jakiś "lekarz od czubków" się tu trafi i postawi diagnozę, bo sam nie wiem czy nadaję się do leczenia, uśpienia, czy może za dobrze mam i w dupie mi się poprzewracało?