Od pewnego czasu nie mogę sobie poradzić z jednym zagadnieniem. Tytułem wstępu zaznaczę, że moje przemyślenia zainspirowane zostały wypowiedziami Korwina, oraz filmem Idiocracy (być może część z was już wie do czego zmierzam).
Chodzi tutaj o porównanie dwóch różnych podejść, obu pod pewnymi względami słusznych. Z jednej strony współczesna cywilizacja, państwo opiekuńcze względem słabszych, biednych, niezdolnych do pracy, z drugiej idea państwa czysto kapitalistycznego - "kto nie pracuje niech nie je" i prawo dżungli.
W pierwszym przypadku każdy słabszy, biedny, niepełnosprawny otrzymuje pomoc (nie wnikając w czynnik ludzki i zawodność praktyczną systemu). Wydaje się to moralnie dobre i trudne do podważenia, każdemu może się w życiu noga poślizgnąć, a dzieci biednych mają to samo prawo do przeżycia co dzieci bogatych. Odebranie im tego prawa byłoby barbarzyńskie i okrutne. Z drugiej jednak strony to właśnie trudności i selekcja naturalna były głównym czynnikiem pozwalającym na ewolucję naszego (i każdego) gatunku. Czy nie jest czasem tak, że ratując wszystkich zatrzymujemy nasz rozwój? Czy to faktycznie jest dobre dla nas jako ludzkości? Co więcej fakt jest faktem, że właśnie w biednych rodzinach, w krajach trzeciego świata rodzi się najwięcej ludzi. Margines społeczny (a także osoby biedne i niepełnosprawne) otrzymując pomoc z urzędu może spokojnie wychowywać dużo więcej dzieci, niż planujący, pracujący i przydatni społecznie ludzie. To oznacza, że oprócz zatrzymania ewolucji zmieniliśmy jej bieg. Może należy pozwolić na śmierć słabym dzieciom, dzieciom z biednych rodzin, żeby to silne, przydatne jednostki stanowiły większość naszego społeczeństwa? Fakt, każdy może odbić się od dna, ale jakoś niewielu się to udaje, a możliwości dzięki rozmaitym akcją społecznym są. Nawet pomijając aspekt ewolucyjny, dzieci rodzone w biedzie zazwyczaj zostają w biedzie. Stanowią albo margines, albo tanią siłę roboczą, co nie jest dobre przede wszystkim właśnie dla tych dzieci, a później obywateli. Najlepszym środkiem kontroli tłumu są pieniądze, a konkretnie ich brak zmuszający ludzi do pracy, odbierający wszelką wolność.
Z góry zaznaczam, że osobiście szanuję każdą istotę ludzką i uważam, że każdy powinien dostać swoją szansę na przeżycie szczęśliwego życia, ale gdzie to nas zaprowadzi? Co o tym myślicie?
(pierwszy temat )
Chodzi tutaj o porównanie dwóch różnych podejść, obu pod pewnymi względami słusznych. Z jednej strony współczesna cywilizacja, państwo opiekuńcze względem słabszych, biednych, niezdolnych do pracy, z drugiej idea państwa czysto kapitalistycznego - "kto nie pracuje niech nie je" i prawo dżungli.
W pierwszym przypadku każdy słabszy, biedny, niepełnosprawny otrzymuje pomoc (nie wnikając w czynnik ludzki i zawodność praktyczną systemu). Wydaje się to moralnie dobre i trudne do podważenia, każdemu może się w życiu noga poślizgnąć, a dzieci biednych mają to samo prawo do przeżycia co dzieci bogatych. Odebranie im tego prawa byłoby barbarzyńskie i okrutne. Z drugiej jednak strony to właśnie trudności i selekcja naturalna były głównym czynnikiem pozwalającym na ewolucję naszego (i każdego) gatunku. Czy nie jest czasem tak, że ratując wszystkich zatrzymujemy nasz rozwój? Czy to faktycznie jest dobre dla nas jako ludzkości? Co więcej fakt jest faktem, że właśnie w biednych rodzinach, w krajach trzeciego świata rodzi się najwięcej ludzi. Margines społeczny (a także osoby biedne i niepełnosprawne) otrzymując pomoc z urzędu może spokojnie wychowywać dużo więcej dzieci, niż planujący, pracujący i przydatni społecznie ludzie. To oznacza, że oprócz zatrzymania ewolucji zmieniliśmy jej bieg. Może należy pozwolić na śmierć słabym dzieciom, dzieciom z biednych rodzin, żeby to silne, przydatne jednostki stanowiły większość naszego społeczeństwa? Fakt, każdy może odbić się od dna, ale jakoś niewielu się to udaje, a możliwości dzięki rozmaitym akcją społecznym są. Nawet pomijając aspekt ewolucyjny, dzieci rodzone w biedzie zazwyczaj zostają w biedzie. Stanowią albo margines, albo tanią siłę roboczą, co nie jest dobre przede wszystkim właśnie dla tych dzieci, a później obywateli. Najlepszym środkiem kontroli tłumu są pieniądze, a konkretnie ich brak zmuszający ludzi do pracy, odbierający wszelką wolność.
Z góry zaznaczam, że osobiście szanuję każdą istotę ludzką i uważam, że każdy powinien dostać swoją szansę na przeżycie szczęśliwego życia, ale gdzie to nas zaprowadzi? Co o tym myślicie?
(pierwszy temat )