Jakiś czas temu wnerwił mnie ten artykuł:https://www.polityka.pl/spoleczenstwo/artykuly/1540863,1,faceci-sa-do-niczego.read
W końcu przelałem na klawiaturę to, co mnie trafiło. Zapraszam do dyskusji.
Faceci są beznadziejni? Nie. Faceci dostrzegają, że mają inne opcje w życiu. Co facet ma z małżeństwa? Nic dobrego. Jedynie stres związany z próbą spełnienia wykładniczo rosnących wymagań żony. Odejść też łatwo nie odejdzie - wspólny kredyt, wspólne dzieci, skrajnie prokobiece orzecznictwo sądów rodzinnych zdominowanych przez sędziowską solidarność jajników. Po co się w to pchać?
Mówi się, że faceci uciekają przed zobowiązaniami i odpowiedzialnością, piętnujecie to. Zapomina się wszakże o jednym: odpowiedzialność i zobowiązania muszą iść w zrównoważonym układzie z przywilejami i korzyściami. Tych dla facetów jest jak na homeopatyczne lekarstwo. A facet to istota racjonalna i nie będzie szedł tak łatwo w jednostronny układ.
Wiele kobiet dzisiaj zachowuje się tak, jakby nie miało konkurencji i mogło dyktować warunki w związkach. To założenie jest oderwane od rzeczywistości, w której występują kobiety akceptujące model, który lepiej równoważy odpowiedzialność, zobowiązania, przywileje i korzyści dla facetów.
Podsumowując ten aspekt - faceci nie chcą się żenić, bo nie mają po co, ryzyka i straty przewyższają zdecydowanie korzyści i szanse. A co z płodzeniem dzieci?
Państwo w drodze zalegalizowanego wymuszenia rozbójniczego (bo tym jest pobór podatków i składek na ubezpieczenie społeczne) wyciska z typowego etatowca ponad 70% tego, co wypracuje. Składka ZUS pracodawcy, pracownika, PIT, do tego VAT i akcyza w kupowanych towarach, koszt monopoli państwowych i samorządowych, podatków lokalnych, użytkowania wieczystego, opłat... Niewiele to się różni od niewolnictwa. Dziś krytykujemy czasy pańszczyzny, gdy chłop 2-3 dni w tygodniu musiał pracować dla pana, a przecież przekładając dzisiejsze obciążenia pracy, byłoby to dni 5! Za co zatem utrzymać i wychować dziecko? A nawet jak jest, to po co?
Dzisiaj na rodzica wychowującego dziecko czyha setki zagrożeń prawnych, o których 30 lat temu jeszcze nikomu się nie śniło. Rozbierzesz się przy 2-letnim dziecku - pedofilia. Spuścisz z oka na minutę - zaniedbanie. Pojedziesz do znajomych na grilla, wypijesz jedno piwo jak cywilizowany człowiek - opieka społeczna już gotowa zabrać dziecko. By zminimalizować zagrożenie, stajesz się niewolnikiem faktu posiadania dziecka. Zero życia dla siebie. A dwójka czy trójka dzieci?
Dzisiejsze kobiety bardzo często traktują posiadanie dzieci instrumentalnie. Szykują się redukcje w pracy? Zróbmy sobie dziecko. Chcę złapać męża? To na ciążę. A potem zdziwienie, że faceci nie chcą, aby matkami ich dzieci były kobiety, które od samego początku podchodzą do tematu tak instrumentalnie.
A co po urodzeniu dziecka? System szkolny, którego jedynym zadaniem jest nauczyć dzieci wkuwać na blachę nieprzydatne informacje i wdrożyć je do myślenia według jedynego słusznego klucza? Państwo pozbawia mnie wpływu na wychowanie dziecka, jednocześnie pozostawiając odpowiedzialność za jego utrzymanie. Innymi słowy, mianuje mnie, faceta, swoim niewolnikiem, którego zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa dzieciom, które to państwo kształtuje na kolejną generację niewolników. Nic dziwnego, że jest, jak jest - faceci, mimo dziesięcioleci prania mózgów, nie mają mentalności niewolników.
Z punktu widzenia korzyści pt. "kto poda na starość szklankę wody" - sprawa jest prosta. Pieniądze, które by się wydało na wychowanie dziecka, lepiej odkładać na profesjonalną opiekę. Co w sytuacji, gdy u progu naszej starości przyjdzie dorosłe już dziecko i powie ''Mamo, tato, zdecydowałem, że w życiu chcę się zająć wykopaliskami w Nowej Zelandii''? Zatrzymasz dziecko? Zabronisz mu spełniać marzenia? Uczynisz go niewolnikiem swojej starości? Moim zdaniem lepiej zapłacić za opiekę komuś, kto zdecydował się z własnej woli na to zajęcie.
A skoro już o ekonomicznym aspekcie mowa ''kto zarobi na nasze emerytury'? Jak to kto? Nie wychowując dzieci odkładajmy pieniądze na emeryturę. Bo to, co ewentualnie zarobią dzieci, będzie przechodziło przez ZUS, czyli przez łapy rozbójniczego państwa. Czy ufacie, że ktoś, kto dzisiaj zabiera wam 70% tego, co wypracujecie, będzie dawał godną emeryturę? Ja nie jestem naiwny.
Przy okazji ciekawostka: gdyby dobrobyt państwa zależał od dzietności obywateli, to Chiny by były teraz biedniejsze, niż 50 lat temu.
Podsumowując, nie ma po co robić dzieci.
Podsumowując całość - faceci nie są beznadziejni. My po prostu jeszcze czasami samodzielnie myślimy.
W końcu przelałem na klawiaturę to, co mnie trafiło. Zapraszam do dyskusji.
Faceci są beznadziejni? Nie. Faceci dostrzegają, że mają inne opcje w życiu. Co facet ma z małżeństwa? Nic dobrego. Jedynie stres związany z próbą spełnienia wykładniczo rosnących wymagań żony. Odejść też łatwo nie odejdzie - wspólny kredyt, wspólne dzieci, skrajnie prokobiece orzecznictwo sądów rodzinnych zdominowanych przez sędziowską solidarność jajników. Po co się w to pchać?
Mówi się, że faceci uciekają przed zobowiązaniami i odpowiedzialnością, piętnujecie to. Zapomina się wszakże o jednym: odpowiedzialność i zobowiązania muszą iść w zrównoważonym układzie z przywilejami i korzyściami. Tych dla facetów jest jak na homeopatyczne lekarstwo. A facet to istota racjonalna i nie będzie szedł tak łatwo w jednostronny układ.
Wiele kobiet dzisiaj zachowuje się tak, jakby nie miało konkurencji i mogło dyktować warunki w związkach. To założenie jest oderwane od rzeczywistości, w której występują kobiety akceptujące model, który lepiej równoważy odpowiedzialność, zobowiązania, przywileje i korzyści dla facetów.
Podsumowując ten aspekt - faceci nie chcą się żenić, bo nie mają po co, ryzyka i straty przewyższają zdecydowanie korzyści i szanse. A co z płodzeniem dzieci?
Państwo w drodze zalegalizowanego wymuszenia rozbójniczego (bo tym jest pobór podatków i składek na ubezpieczenie społeczne) wyciska z typowego etatowca ponad 70% tego, co wypracuje. Składka ZUS pracodawcy, pracownika, PIT, do tego VAT i akcyza w kupowanych towarach, koszt monopoli państwowych i samorządowych, podatków lokalnych, użytkowania wieczystego, opłat... Niewiele to się różni od niewolnictwa. Dziś krytykujemy czasy pańszczyzny, gdy chłop 2-3 dni w tygodniu musiał pracować dla pana, a przecież przekładając dzisiejsze obciążenia pracy, byłoby to dni 5! Za co zatem utrzymać i wychować dziecko? A nawet jak jest, to po co?
Dzisiaj na rodzica wychowującego dziecko czyha setki zagrożeń prawnych, o których 30 lat temu jeszcze nikomu się nie śniło. Rozbierzesz się przy 2-letnim dziecku - pedofilia. Spuścisz z oka na minutę - zaniedbanie. Pojedziesz do znajomych na grilla, wypijesz jedno piwo jak cywilizowany człowiek - opieka społeczna już gotowa zabrać dziecko. By zminimalizować zagrożenie, stajesz się niewolnikiem faktu posiadania dziecka. Zero życia dla siebie. A dwójka czy trójka dzieci?
Dzisiejsze kobiety bardzo często traktują posiadanie dzieci instrumentalnie. Szykują się redukcje w pracy? Zróbmy sobie dziecko. Chcę złapać męża? To na ciążę. A potem zdziwienie, że faceci nie chcą, aby matkami ich dzieci były kobiety, które od samego początku podchodzą do tematu tak instrumentalnie.
A co po urodzeniu dziecka? System szkolny, którego jedynym zadaniem jest nauczyć dzieci wkuwać na blachę nieprzydatne informacje i wdrożyć je do myślenia według jedynego słusznego klucza? Państwo pozbawia mnie wpływu na wychowanie dziecka, jednocześnie pozostawiając odpowiedzialność za jego utrzymanie. Innymi słowy, mianuje mnie, faceta, swoim niewolnikiem, którego zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa dzieciom, które to państwo kształtuje na kolejną generację niewolników. Nic dziwnego, że jest, jak jest - faceci, mimo dziesięcioleci prania mózgów, nie mają mentalności niewolników.
Z punktu widzenia korzyści pt. "kto poda na starość szklankę wody" - sprawa jest prosta. Pieniądze, które by się wydało na wychowanie dziecka, lepiej odkładać na profesjonalną opiekę. Co w sytuacji, gdy u progu naszej starości przyjdzie dorosłe już dziecko i powie ''Mamo, tato, zdecydowałem, że w życiu chcę się zająć wykopaliskami w Nowej Zelandii''? Zatrzymasz dziecko? Zabronisz mu spełniać marzenia? Uczynisz go niewolnikiem swojej starości? Moim zdaniem lepiej zapłacić za opiekę komuś, kto zdecydował się z własnej woli na to zajęcie.
A skoro już o ekonomicznym aspekcie mowa ''kto zarobi na nasze emerytury'? Jak to kto? Nie wychowując dzieci odkładajmy pieniądze na emeryturę. Bo to, co ewentualnie zarobią dzieci, będzie przechodziło przez ZUS, czyli przez łapy rozbójniczego państwa. Czy ufacie, że ktoś, kto dzisiaj zabiera wam 70% tego, co wypracujecie, będzie dawał godną emeryturę? Ja nie jestem naiwny.
Przy okazji ciekawostka: gdyby dobrobyt państwa zależał od dzietności obywateli, to Chiny by były teraz biedniejsze, niż 50 lat temu.
Podsumowując, nie ma po co robić dzieci.
Podsumowując całość - faceci nie są beznadziejni. My po prostu jeszcze czasami samodzielnie myślimy.
--
Pracuj u podstaw. Zaminuj fundamenty systemu. Wszelkie prawa do treści wrzutów zastrzeżone
Nie namawiam do łamania prawa. Namawiam do zmiany konstytucji tak, aby pewne czyny stały się legalne.
No shitlings, no cry!