Nie będę tu naukowo filozofować, aby Ci wytłumaczyć, co miałam na myśli odnośnie sumienia, kary i oświecenia, bo nie jestem ani filozofem, ani naukowcem, ale napiszę Ci tak, jak ja to czuję, a więc:
1. Sumienie jest moim wewnętrznym głosem skłaniającym mnie do czynienia dobra, a unikania zła. Jestem świadoma, że zło wyrządzone komuś innemu jest tak naprawdę złem wyrządzonym sobie samej.
Można to owszem nazwać, jak wspomniałaś, zadowolonym Ego, ale czy takie zadowolenie, że staram się unikać krzywdzenia człowieka, zwierząt też, jest złe? Bo tak mi po prostu jest dobrze?
2. Niespokojne sumienie /ciężar, że np. kogoś skrzywdziłam/ jest już karą samą w sobie.. Poza tym kara może być nałożona przez Prawo: więzienie, czy kara finansowa. Po śmierci, wg mnie, zło wyrządzone za życia, a nie naprawione - oczyszczone, może być dla mnie wieczną udręką. Świadomość wg mnie nie umiera wraz z ciałem.
Nie wierzę natomiast w piekło pełne ognia, gdzie będę smażona, czy gotowana w kotle, że spotkam tam diabłów z rogami i kopytami, którzy już na wieczność będą się znęcać nade mną.
To można wciskać dzieciom - dziwię się tylko, że tak dużo dorosłych wierzy w to.
Więc kara dla mnie nie jest równoznaczna z piekłem, bo w piekło po prostu nie wierzę.
3. Oświecenie w moim rozumieniu to jest takie, że zrozumiałam po wielu latach obserwacji, że religie, nie tylko katolicka, ale wszystkie bez wyjątku, to instytucje utworzone ręką wyrachowanych, przy tym bardzo inteligentnych osób po to, aby:
a/ podporządkowywać sobie słabsze psychicznie istoty ludzkie,
b/ manipulować nimi
b/ i czerpać z tego korzyści, nie tylko materialne.
Bogowie, nieba, piekła, diabły to tylko wymysł człowieka i przynosi więcej zła niż dobra dla całej ludzkości.
Mam nadzieję, że tym razem bardziej zrozumiale przekazałam swój punkt widzenia odnośnie sfery duchowej.