wieczór.
Obiecałem owi na tym forum, że wyjaśnię, dlaczego jestem przeciwnikiem używania pojęcia prawa podmiotowego (ang. right). No to wyjaśniam:
Jakiekolwiek "prawo do" stoi w sprzeczności z wolnością rozumianą jako wolność od przymusu. W tych szczególnych przypadkach, kiedy nie stoi to w sprzeczności z wolnością- stanowi drogę do zamazania pojęć.
Weźmy na ten przykład "odpowiedniego i zadowalającego wynagrodzenia, zapewniającego jednostce i jej rodzinie egzystencję odpowiadającą godności ludzkiej" (wybrałem ten przykład, bo szczególnie bzdurny):
Dając A prawo, musimy nałożyć na kogoś innego przymus zapewnienia A takiegoż wynagrodzenia- czyli po prostu wyłożenia na niego kasabubu. W przeciwnym razie prawa człowieka są łamane.
Gdyby w tym miejscu funkcjonowała zasada wolności, wiadomo by było, że jedyna uczciwa zapłata to taka, na którą zgodziły się obydwie strony, bez żadnego przymusu.
I jeszcze jedna uwaga. Bardzo często myli się w różnych dyskusjach "prawo do życia" z "prawem do środków do życia". Zadam drobne pytanie pomocnicze
Czy jeśli zapadnę na śmiertelną chorobę na którą jedynym lekarstwem jest masaż stopami p. Milli Jovović, nałoży to na nią jakiekolwiek obowiązki? A jeśli się nie zgodzi na zrobienie mi tego masażu (bo np. uzna mnie za skrajnie odrażającego) to pogwałci moje prawa człowieka?
Tak, uważam wszystkie te "prawa człowieka" za stek bzdur i ontologiczną farsę. Pojęcia Wolności i Własności (rozumianej w szczególnym wypadku jako samoposiadanie) wyczerpują kwestię "co się komu należy".
Obiecałem owi na tym forum, że wyjaśnię, dlaczego jestem przeciwnikiem używania pojęcia prawa podmiotowego (ang. right). No to wyjaśniam:
Jakiekolwiek "prawo do" stoi w sprzeczności z wolnością rozumianą jako wolność od przymusu. W tych szczególnych przypadkach, kiedy nie stoi to w sprzeczności z wolnością- stanowi drogę do zamazania pojęć.
Weźmy na ten przykład "odpowiedniego i zadowalającego wynagrodzenia, zapewniającego jednostce i jej rodzinie egzystencję odpowiadającą godności ludzkiej" (wybrałem ten przykład, bo szczególnie bzdurny):
Dając A prawo, musimy nałożyć na kogoś innego przymus zapewnienia A takiegoż wynagrodzenia- czyli po prostu wyłożenia na niego kasabubu. W przeciwnym razie prawa człowieka są łamane.
Gdyby w tym miejscu funkcjonowała zasada wolności, wiadomo by było, że jedyna uczciwa zapłata to taka, na którą zgodziły się obydwie strony, bez żadnego przymusu.
I jeszcze jedna uwaga. Bardzo często myli się w różnych dyskusjach "prawo do życia" z "prawem do środków do życia". Zadam drobne pytanie pomocnicze
Czy jeśli zapadnę na śmiertelną chorobę na którą jedynym lekarstwem jest masaż stopami p. Milli Jovović, nałoży to na nią jakiekolwiek obowiązki? A jeśli się nie zgodzi na zrobienie mi tego masażu (bo np. uzna mnie za skrajnie odrażającego) to pogwałci moje prawa człowieka?
Tak, uważam wszystkie te "prawa człowieka" za stek bzdur i ontologiczną farsę. Pojęcia Wolności i Własności (rozumianej w szczególnym wypadku jako samoposiadanie) wyczerpują kwestię "co się komu należy".
--
Kim jest ten ktoś? Sprawdź koniecznie na
www.ronpaul2008.com