Temat mundurków szkolnych powraca jak bumerang. Ostatnio na czacie, na którym byłem. Przy okazji wrzuciłem tam ćwierć Kazika (czyt. 3 grosze) od siebie, z grubsza mówiąc (zgodnie zresztą z prawdą), iż im eleganciej jestem ubrany, tym generalnie gorzej jest mi się skoncentrować, trudniej przyswajam wiedzę i ją sprzedaję. Reakcja, z jaką się zetknąłem ze strony zwolenników mundurków szkolnych, była dosyć prosta do przewidzenia, trąci mi jednak hipokryzją i być może trochę dostrzeganiem źdźbła w oku bliźniego, a niedostrzeganiem belki we własnym. Może się mylę, a może też postępuję tak, jak postrzegam ich postępowanie, ale:
1. Mówili mi: "Jeżeli ciuchy mają jakikolwiek wpływ na Twoją wiedzę, to się lecz, człowieku". Mówili mi to mężczyźni przyznający, że ciężko byłoby im się skoncentrować w mini i pończochach oraz kobiety nie wyobrażające sobie siebie myślących pod czapkami-uszankami. Ludzie, na których wiedzę i umiejętność sprzedawania wiedzy ciuchy mają wpływ, co niniejszym wykazałem, kazali mi się z tego powodu leczyć, absolutnie nie widząc powodu, dla którego oni mieliby do mnie w tym leczeniu dołączyć.
2. Ktoś inny, kto też twierdził, że to się leczy, przyznał, że sam w szkole cierpiał, bo jego rodziców nie było stać na takie fajne ciuchy, jakie mieli znajomi. Moich też nie zawsze, ale ja z tego powodu nie rozpaczałem. I znowu: to, że źle się czuję w mundurku czy garniaku, mam leczyć, a to, że ktoś źle się czuje ubrany taniej niż kolega obok, do leczenia się absolutnie nie kwalifikuje. Jeszcze większy absurd: nie mam prawa czuć dyskomfortu z powodu własnej (chociaż niewybranej przez siebie) odzieży, ale mam prawo z powodu cudzej, która nawet nie śmierdzi nieświeżością, a wręcz przeciwnie: kłuje w oczy tym, że dobrze wygląda??
Co do praktycznej wartości mojego nastawienia: nie przeszkadza mi ono w życiu. Jestem w stanie jako tako się skoncentrować będąc maksymalnie wytwornym i będąc jako tako porządnie ubrany jestem w stanie wykrzesać z siebie maksimum koncentracji. Charakter mojej pracy wyklucza sytuację, w której oba maksima będę musiał wydusić z siebie jednocześnie. "A co jeśli kiedyś będziesz musiał chwycić się innej pracy?" - pytają. I co, mam się leczyć na to, że jestem zbyt drobnej budowy i zbyt słabego zdrowia, żeby kopać rowy? Bo jedno i drugie to pewnego rodzaju ułomność, z którą jednakże można żyć, jeśli człowiek się odpowiednio do niej ustawi.
Wiem, niekiedy trzeba - na egzaminach, rozmowach o pracę, etc. Raz na jakiś czas potrafię to zrobić. Wspomagam się wtedy ekstra mocną kawą i dodatkową porcją coli. I liczę na to, że organizm mi to wybaczy, biorąc pod uwagę, iż funduję mu to góra raz na kwartał, a nie dzień w dzień.
Pozdrawiam,
1. Mówili mi: "Jeżeli ciuchy mają jakikolwiek wpływ na Twoją wiedzę, to się lecz, człowieku". Mówili mi to mężczyźni przyznający, że ciężko byłoby im się skoncentrować w mini i pończochach oraz kobiety nie wyobrażające sobie siebie myślących pod czapkami-uszankami. Ludzie, na których wiedzę i umiejętność sprzedawania wiedzy ciuchy mają wpływ, co niniejszym wykazałem, kazali mi się z tego powodu leczyć, absolutnie nie widząc powodu, dla którego oni mieliby do mnie w tym leczeniu dołączyć.
2. Ktoś inny, kto też twierdził, że to się leczy, przyznał, że sam w szkole cierpiał, bo jego rodziców nie było stać na takie fajne ciuchy, jakie mieli znajomi. Moich też nie zawsze, ale ja z tego powodu nie rozpaczałem. I znowu: to, że źle się czuję w mundurku czy garniaku, mam leczyć, a to, że ktoś źle się czuje ubrany taniej niż kolega obok, do leczenia się absolutnie nie kwalifikuje. Jeszcze większy absurd: nie mam prawa czuć dyskomfortu z powodu własnej (chociaż niewybranej przez siebie) odzieży, ale mam prawo z powodu cudzej, która nawet nie śmierdzi nieświeżością, a wręcz przeciwnie: kłuje w oczy tym, że dobrze wygląda??
Co do praktycznej wartości mojego nastawienia: nie przeszkadza mi ono w życiu. Jestem w stanie jako tako się skoncentrować będąc maksymalnie wytwornym i będąc jako tako porządnie ubrany jestem w stanie wykrzesać z siebie maksimum koncentracji. Charakter mojej pracy wyklucza sytuację, w której oba maksima będę musiał wydusić z siebie jednocześnie. "A co jeśli kiedyś będziesz musiał chwycić się innej pracy?" - pytają. I co, mam się leczyć na to, że jestem zbyt drobnej budowy i zbyt słabego zdrowia, żeby kopać rowy? Bo jedno i drugie to pewnego rodzaju ułomność, z którą jednakże można żyć, jeśli człowiek się odpowiednio do niej ustawi.
Wiem, niekiedy trzeba - na egzaminach, rozmowach o pracę, etc. Raz na jakiś czas potrafię to zrobić. Wspomagam się wtedy ekstra mocną kawą i dodatkową porcją coli. I liczę na to, że organizm mi to wybaczy, biorąc pod uwagę, iż funduję mu to góra raz na kwartał, a nie dzień w dzień.
Pozdrawiam,
--
Pietshaq na YouTube