Śledzę temat od dłuższego czasu i nosiłem się z zamiarem wtrącenia paru swoich paru groszy, ale dopiero kilka ostatnich postów, które z rzeczowej dyskusji na argumenty zaczęły się zmieniać w rzucanie hasłami sprawiło, że nie pozwolę sobie dłużej czekać.
I. Postacie mityczne - ekolodzy i ekologowie
Wykrzykiwanie i wyciąganie pieniędzy jest łatwe. To pierwsze - bo nic nie kosztuje. To drugie - bo a nuż wykrzyczymy prawdę, a komuś będzie zależało na tym, by przestać krzyczeć. "Ekologowie" wcale nie mają monopolu na takie zachowanie. Tak naprawdę może to robić każdy, kto widzi w tym jakiś cel, lub akurat nie ma co ze sobą zrobić (albo nie umie nic innego). Argument IMHO chybiony - krytykować można co najwyżej ludzi, a nie ideę, którą (nawet jeśli tylko pozornie) reprezentują. Jeśli chcą protestować niech protestują, choćby dla samej równowagi - warto pomyśleć dwa razy przed podjęciem decyzji. Poza tym, lepiej jest chyba wykazać się mądrością i wziąć pod uwagę istotne argumenty drugiej strony, niż przekrzykiwać się nawzajem.
II. Źródła energii. Podstawy fizyki i termodynamiki
Pierwsza i najważniejsza rzecz - energia
nie powstaje w wyniku spalania paliw, ani ruchu mas powietrza/wody. Ona jest przetwarzana z jednej formy w inną. Jedynym znanym mi przypadkiem powstawania energii jest zamiana masy na energię zgodnie ze znanym równaniem imć Einsteina. Nas dotyczą dwie sytuacje: energia wytwarzana jest na słońcu w wyniku fuzji jądrowej, albo na Ziemi z elektrowniach atomowych. Energia pozyskiwana z paliw to energia słoneczna zmagazynowana w materii organicznej (przed milionami lat w przypadku paliw kopalnych). Podobnie ma się sprawa z wiatrem i przepływem rzek (ruchy mas powietrza wywołane są różnicami ciśnień (temperatury) w różnych miejscach globu; w przypadku wody - cykl odparowania i skraplania). Sporą część energii słonecznej pochłaniają oceany (woda pochłania dużo ciepła, ale wolno się nagrzewa), część zostaje wypromieniowana w kosmos, w cholerę, zaś niewielką część pobierają organizmy do fotosyntezy. Energia pobrana przez organizmy zostaje zmagazynowana w materii organicznej w postaci wiązań chemicznych. Energia ta może zostać uwolniona podczas spalania tej materii (zamykając jednocześnie obieg dwutlenku węgla i wody). Po co o tym piszę? Ilość energii produkowana przez słońce przewyższa ogromnie ilość energii atomowej, którą można wytworzyć z paliw jądrowych na Ziemi (wystarczy porównać masę). Nawet jeśli tylko niewielka część tej energii dociera do Ziemi to i tak jest to na tyle duża ilość by zaspokoić zapotrzebowanie na energię - cały problem rozbija się o "złapanie" tej energii. Obecnie w sporej mierze korzysta się z energii zmagazynowanej przed milionami lat spalając paliwa kopalne. Jednocześnie dodaje się do tego energię
produkowaną z atomu w elektrowniach. Dobrym pomysłem by było zainwestowanie w technologie pozwalające efektywnie zmagazynować i wykorzystywać docierającą do nas energię, tymczasem stawia się na rozwiązania (póki co tańsze i dające więcej zysków - pozbawione jednak dłuższych perspektyw i oznaczające marnotrawienie cennych zasobów), wykorzystujące energię już zmagazynowaną. Brak jest technologii "magazynujących" to, co zostaje wykorzystane, co więcej, brak jest zainteresowania (vide postawa :Aleistera), by takie technologie rozwijać.
A w ogóle co się dzieje z energią, którą uwalniamy z paliw? Teoretycznie powinna iść na wykonanie jakiejś pracy (poruszanie pojazdów itd. - praca związana z pokonaniem sił działających na pojazd), lub, częściowo, na wyprodukowanie ciepła. Tymczasem spora część energii zostaje rozproszona (głównie na sposób ciepła - jaką sprawność mają silniki spalinowe?
). Nie dość, że rozproszona energia jest bezużyteczna, to jeszcze może się przyczyniać do wzrostu energii w otoczeniu (przyrost temperatury). W skali globalnej nie musi być to specjalnie duży odsetek (może nawet pomijalny), ale warto zdać sobie chociaż sprawę, że nie wykorzystujemy całkowicie energii, którą "produkujemy". Dzięki tej wiedzy pojawiają się energooszczędne technologie, i tu pułapka - podejście ekonomiczne, które przebija przez tok myślenia :Aleistera może być zgubne. Przecież zwykła żarówka jest o wiele tańsza niż świetlówka energooszczędna. Czy aby na pewno?
III.Chemia dla przedszkolaków
Pokuszę się o stwierdzenie, że ilość CO2 na Ziemi jest stała - lub ściślej - ilość węgla. Zmienia tylko jego postać. Nie jest produkowany, i nigdzie nie znika. Dwutlenek węgla jest uznawany za gaz cieplarniany, i znowu - mamy technologię do jego produkcji i wysyłania "w plener". Zaniedbujemy natomiast technologię masowego zawracania CO2 z atmosfery do produkcji "baterii słonecznych" (o czym była mowa w poprzednim paragrafie).
Co do wykorzystania ropy i gazu. Metan powstaje bardzo szybko w reakcjach rozkładu biomaterii. Wykorzystywany jest jako paliwo, oraz w przemyśle chemicznym (jako surowiec do otrzymywania gazu syntezowego). Możliwa łatwa i masowa produkcja jest więc warta zainwestowania. Ale nie, bo atom tańszy i czystszy. Przeróbka ropy naftowej obecnie skupia się głównie na produkcji paliw i smarowideł. Tymczasem jako źródło wielu związków, jest to cenny surowiec w syntezie chemicznej, zarówno przemysłowej jak i laboratoryjnej. Nie dość, że przeróbka jest energochłonna (droga od ropy do benzyny jest dłuuuuuuuuuuuga), to na koniec otrzymany materiał się spala. To trochę jakby wrzucać do pieca cały chleb po to, żeby otrzymać jedną kromkę, którą następnie rozsypuje się ptakom w parku. Oczywiście - technologia obecnie nie pozwala na głęboki rozdział ropy, w celu wydzielenia cennych składników. Pomimo, że techniki rozdziału mieszanin stale się rozwijają, to jednak przeróbka ropy jest nastawiona, jak już wspomniałem, głównie na produkcję paliw. Głęboki rozdział jest tu niepotrzebny i nieopłacalny, wobec czego nie rozwija się tych technologii i nie wdraża do przemysłu. Pozostają one drogie i nieopłacalne. Koło się zamyka. Kiedyś, być może technologia pozwoli na tani i głęboki rozdział ropy, ale wtedy nie będzie już co rozdzielać.
IV. Rozbijanie atomu dłutem
Też kiedyś uważałem elektrownie atomowe za najbardziej czyste, ekologiczne i tanie. Jest to tylko pół prawdy. Średnia dawka promieniowania, jaką pobieramy od elektrowni to są śladowe ilości (o wiele więcej pochłaniamy promieniowania naturalnego i podczas badań RTG), ale: materiał paliwowy jest pozyskiwany z naturalnych złóż (ruda uranowa), następnie poddawany jest przeróbce i ostatecznie trafia do reaktorów. Technika idzie do przodu, ale w dalszym ciągu elektrownie produkują odpady. Są one bardziej promieniotwórcze niż ruda, z której je pozyskano (proces wzbogacania materiału, przeróbka na aktywniejsze izotopy itd.) Spalanie paliw daje w wyniku CO2 i wodę, które można zawrócić, tymczasem odpady z reaktorów w dalszym ciągu promieniują (tak, wiem - są one przerabiane na postać mniej agresywną, ale zawsze jest to odpad, który nie bardzo się do czegoś nadaje, a z którym trzeba coś zrobić - w dodatku dość uciążliwy odpad). Uran i jego związki prócz tego, że promieniują, są po prostu silnie trujące (podobnie jak w przypadku wielu innych metali ciężkich - w tym także otrzymywanych sztucznie, właśnie jako paliwo). W obiegu biomaterii natomiast (spalanie do CO2 i zawrót) nie występują substancje szczególnie szkodliwe.
V. Wot tiechnika
Zupełnie nie mogę zrozumieć, dlaczego dotowanie badań naukowych miałoby nie mieć na nie wpływu, albo wpływać na ich rozwój jedynie na polu teoretycznym. To jest zwykła bzdura - przecież logiczne jest, że jeśli opracowuje się jakąś nową technologię (że ograniczę się do poruszania po polu inżynieryjnym) potrzebne są pieniądze na wyposażenie i utrzymanie laboratorium. Niezależnie, czy to na uczelni, instytucie naukowym, czy w jednostkach badawczo-rozwojowych większych firm. Zwłaszcza firmy przeznaczają na "research" potężne środki. Bezpośrednim celem może być oczywiście zdystansowanie konkurencji, ale wygrywa ten, kto ma technologię tańszą, czystszą, wydajniejszą itd. Jak najbardziej jest tu miejsce na ekologię. W przypadku przemysłu chemicznego i energetycznego istnieją też obostrzenia prawne (normy emisji różnych ciekawych indywiduów), które wymuszają rozwój (albo zapłacenie kary). Normy się zaostrzają - i dobrze! O ile jest to bodziec do rozwoju, a nie kombinowania.
Co do samych pomysłów: lądują w koszu bo nie są dotowane. Że są wyciągane? A czy w ogóle musiały tam wylądować? Nawet jeśli coś nie ma w danej chwili zastosowania, to za jakiś czas znajdzie się ktoś, kto zastosowanie znajdzie. Środowiska naukowe mają jedną ciekawą cechę - sceptycyzm. Pomysł słaby nie ujrzy światła dziennego. Dobry zostanie od razu zauważony. Pomysł zbyt nowatorski będzie zalegał w szufladzie, ale przynajmniej część osób zwróci na niego uwagę i być może pociągnie go dalej. W ten sposób można przyspieszyć rozwój nauki i techniki. Nieinwestowanie w rzeczy "drogie i niepraktyczne" może się zemścić (przykład Edisona i prądu zmiennego - Edison miał okazję wykorzystać nowatorską koncepcję, ale tego nie zrobił, bo swoją uważał za lepszą. Na czyje wyszło, wszyscy wiedzą).
VI. Ekolog czy ekolog?
Nie jestem ekologiem jak :dioskorides, ani inżynierem jak :Aleister. Ekologia opiera się jednak na pewnych naukach przyrodniczych, które nie są mi obce, a inżynierem będę formalnie już niedługo. Wiem co nieco o tym, jak funkcjonuje przemysł chemiczny i to w kompleksowym wydaniu (nie chodzi mi o jakąś małą fabryczkę, ale kombinat sporej wielkości w skali Europy - zintegrowanie w jednym miejscu takich rzeczy, jak: produkcja różnych chemikaliów, podsystem energetyczno-ciepłowniczy, oczyszczanie ścieków). Wiem jakie problemy stają przed inżynierami technologami i projektantami w tej branży. Wiem, że przemysł chemiczny jest najbardziej narażony na krytykę ekologów (bardziej niż przemysł energetyczno-paliwowy; przeróbka ropy i produkcja paliw to nic innego jak chemia), i że ekolodzy patrzą nam uważnie na ręce. Ale cieszy mnie to. Nie uważam się za wszechwiedzącego ani za fajtłapę, ale świadomość, że przeze mnie może stać się krzywda - ludziom, bądź środowisku naturalnemu, i to niezależnie od tego, czy moim zadaniem jest zaprojektowanie instalacji czy utrzymanie ruchu, popycha mnie do działań, mających na celu ograniczenie potencjalnych zagrożeń z mojej strony, a nie stawianie na swoim i sprzeczanie się z ekologami. Być może jest to specyfika branży, ale niedawno zetknąłem się z ciekawym stwierdzeniem, że "Celem przemysłu chemicznego nie jest produkcja chemikaliów, ale robienie pieniędzy". Utarło się już, że technologie wysokoodpadowe są złe, bo nie ma co zrobić z odpadami, traci się masę surowcowo-katalityczną, albo trzeba płacić grube pieniądze za wywózkę i utylizację odpadów. Dąży się do tego, by produkty uboczne procesów przetwarzać na coś, co jeszcze można sprzedać z zyskiem. Ba! W swojej pracy dyplomowej zajmuję się problemem optymalizacji wykorzystania wody w różnych procesach. Celem jest to, by zbudować taką sieć, która będzie pobierała jak najmniej czystej wody (co wiąże się ze zmiejszeniem ilości ścieków), zaś każdy z procesów wykorzystywał jak najbrudniejszą wodę, jaką można w tym procesie użyć. Jest tu czynnik zarówno ekonomiczny, jak i ekologiczny.
Podsumowując: ekolodzy mogą sobie krzyczeć i robić co niektórym koło pióra. Niech robią. Mogą nie posiadać wystarczającej wiedzy w danym temacie, ale muszą ją posiadać ci, którzy decydują o detalach. To wystarczy, żeby od czasu do czasu zastanowić się, czy nie można zrobić czegoś lepiej, nawet jeśli to coś jest już dobre. Chociaż uważam, że rozmowa jest przyjemniejsza niż przekrzykiwanie.