Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Forum > Inteligentna jazda > gandziego śledztwo w sprawie scjentologii (UWAGA! BARDZO DŁUGIE!)
Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
gandziu - Superbojownik · przed dinozaurami
Zainspirowany kilkoma artykułami, na jakie natrafiłem w Internecie na temat scjentologii i Kościoła Scjentologicznego, pewnego dnia zasiadłem i postanowiłem zbadać całą sprawę głębiej, jako że temat jest dość popularny i kontrowersyjny. Pomyślałem – przeprowadzę swoje małe, prywatne śledztwo – dla zabawy, może z lekkiej ciekawości, bo cała sprawa, co by nie powiedzieć, jednak jest intrygująca. Rezultaty przeszły moje najśmielsze oczekiwania.

I.
Generalnie są dwie szkoły (jak zwykle zresztą). Pierwsza mówi: Scjentolodzy to niebezpieczna sekta, której prawdziwe oblicze trzeba pokazać światu. Drugą stanowią oczywiście członkowie i inni obrońcy scjentologii, którzy imając się różnych sposobów, starają się pokazać swoją życiową filozofię w jak najlepszy sposób. Obie grupy jednak mają swoje cele, których nie można im odmówić. W przypadku tych drugich wchodzą jednak w grę także ukryte motywy ale o tym dalej.

II.
Przejdźmy w końcu do rzeczy. Założycielem Kościoła Scjentologicznego i głównym filozofem scjentologii był L. Ron Hubbard (a właściwie Lafayette Ronald Hubbard, urodzony 13 marca 1911 r. w Tilden w stanie Nebraska, USA), autor poczytnych opowiadań i książek SF.

Począwszy od roku 1930 młody L. Ron pisywał różne rodzaje historyjek: kryminały, sensacje, romanse, SF i tak dalej... Około 10 lat później, L. Ron zostaje zatrudniony w Astounding Science Fiction Magazine (obecnie Analog Science Fiction and Fact, często uważane za pismo, które dało podwaliny pod współczesną fantastykę. To tam zaczynali swoje kariery Isaac Asimov czy Robert A. Heinlein) aby pisać stosowne do tematyki czasopisma opowieści (warto zauważyć że, już wtedy Astounding... było liderem w swojej kategorii). W 1950 r. światło dzienne ujrzała jego najsłynniejsza książka, a mianowicie „ Dianetyka. Współczesna nauka o zdrowiu umysłowym” (wydanie polskie – Panteon, 2002), która po dziś dzień stanowi niejako biblię Scjentologów. Czym dokładnie jest dianetyka i z czym to się je, wyjaśnię nieco później. W 1951 r. Hubbard po wielu przemyśleniach dochodzi w końcu do wniosku że człowiek to istota duchowa. To „sensacyjne” odkrycie prowadzi do powstania jego filozofii zwanej scjentologią. W przeciągu 3 lat scjentologia znajduje spore grono zwolenników (już wtedy były to w sporej części osoby z Hollywood) i w 1954 r. kilkoro wyznawców tej filozofii zakłada pod patronatem Hubbarda, niejako w nagrodę za „duchowy wymiar” scjentologii, pierwszy Kościół Scjentologiczny. Scjentologia zaczyna zdobywać ogromną popularność, zwłaszcza wśród bogatych, amerykańskich gwiazd. Szybko przekształca się to w biliondolarowy, światowy, zwolniony od podatku ruch religijny (typu „new age” ). Siedziby są zakładane na całym globie aby szerzyć „Słowo Hubbarda”.
24 stycznia 1986 r. L. Ron Hubbard umiera. Ale jego dziedzictwo pozostaje, żyje i rozwija się w milionach Scjentologów na całym świecie, nieważne czy aktorów, gwiazd estrady, zwykłych zjadaczy chleba czy krezusów.

III.
Po krótce znamy już całą historię powstania scjentologii. Ale co spowodowało jej popularność i w co właściwie wierzą członkowie Kościoła Scjentologicznego?

Na oficjalnej stronie internetowej Scjentologów czytamy:

W scjentologii chodzi o pojedynczego mężczyznę lub kobietę. Jej celem jest ułatwienie jednostce zrozumienia samej siebie i swojego życia oraz umożliwienie jej poprawy swojego położenia, tak jak to uważa za właściwie. W związku z tym powstaje istotne pytanie: Czym jest scjentologia?
Scjentologia to stosowana filozofia religijna.
Scjentologia, która jest najszybciej rozwijającym sie ruchem religijnym na ziemi, w ciągu niecałego półwiecza stała się trwałą i aktywną siłą na rzecz wprowadzenia pozytywnych zmian na świecie.
Religijna filozofia scjentologii zawiera precyzyjnie określony system aksjomatów, praw i metod, których skuteczność została wyczerpująco przebadana i udokumentowana. Dzięki niemu jednostka może radykalnie poprawić nie tylko własne życie, ale i otaczający ją świat.


Otóż wróćmy na chwilę do wspomnianej już wcześniej książki „ Dianetyka. Współczesna nauka o zdrowiu umysłowym”, która stanowi fundamenty rozwoju całej filozofii Hubbarda. Jak już wspomniałem książka ukazała się w 1950 roku i jak na owe czasy stanowiła nie lada atrakcję. Wielu znanych ludzi chwaliło ją jako bardzo nowatorską i inteligentną. Pochlebne recenzje w gazetach przyciągnęły rzesze czytelników i to prawdopodobnie skłoniło Hubbarda do dalszych działań (z przymrużeniem oka można przytoczyć ekonomiczną zasadę – jeśli jest popyt to znajdzie się podaż).

Dianetyka polega mniej więcej na tym że, wszystkie nasze niepowodzenia i problemy w życiu spowodowane są tym co Hubbard nazywa „umysłem reaktywnym”. To on jest źródłem niepożądanych emocji, lęków, fobii itp. Celem dianetyki jest więc uniezależnienie się od umysłu reaktywnego i sprawowania kontroli nad swoim życiem, wykorzystania ukrytych możliwości, o których nam się nawet nie śniło. Generalnie Hubbard każe nam wierzyć że umysł człowieka to nic innego jak komputer, który można analogicznie naprawić. Jeśli dane w komputerze ulegają uszkodzeniu można je wykasować, w związku z czym to samo można zrobić z mózgiem człowieka za pomocą specjalnych technik, do których za moment dojdziemy.

Ale o co tak NAPRAWDĘ w tym wszystkim chodzi?

Rick Vodicka, autor znanej w Internecie „Ilustrowanej Historii Scjentologii”, pokazuje jaką wiedzę naprawdę zdobywają adepci Scjentologii. Badając liczne pisma oraz dysponując zwierzeniami byłych Scjentologów i dowodami na poparcie swojej tezy, Vodicka ujawnił niewygodne dla Kościoła Scjentologicznego fakty (oczywiście w formie parodii rysunkowej ale treść jest zgodna z wierzeniami Scjentologów), a ten nie pozostał mu dłużny, nasyłając na niego stado prawników (którymi zresztą dysponuje aż w nadmiarze) i żądając usunięcia wszystkich związanych ze sprawą materiałów ze swojej witryny. Vodicka początkowo musiał się dostosować, ale teraz jego ilustrowana wersja historii scjentologicznej ponownie jest w Internecie. Uprzedzam że cała historia brzmi jak kiepskie science fiction ale oni naprawdę w to wierzą i wydają na to ogromne pieniądze. Według Vodicki:

Wszystko zaczęło się 75 milionów lat temu. Żył wtedy intergalaktyczny imperator Xenu. Xenu władał 76 planetami w tej części galaktyki, włączając w to Ziemię, zwaną wtedy „Teegeeack”.

Xenu miał nie lada problem. Wszystkie 76 planet, które kontrolował były przeludnione, średnio 178 bilionów osób żyło na każdej z nich. Xenu opracował więc plan.
Po pierwsze postanowił obalić państwowotwórczych Galaktycznych Urzędników
(ang. Loyal Officers – translacja własna – przyp. gandziu). Po drugie zatrudnić pomoc w postaci psychiatrów. Z pomocą renegatów udało mu się dokonać przewrotu i pokonać Galaktycznych Urzędników, w związku z czym przejął całkowitą kontrolę. Potem, dzięki złowrogim psychiatrom, przywołał do siebie tryliony mieszkańców pod pretekstem inspekcji podatku dochodowego (sic!). Ale zamiast tego dostali oni zastrzyki z paraliżującą miksturą alkoholu i glikolu (stąd prawdopodobnie ta awersja scjentologów do psychiatrii, a tak przy okazji glikol etylenowy to trucizna np. występująca w niezamarzającym płynie chłodniczym „Borygo” lub rozpuszczalniku. Dawka śmiertelna to 100 ml, w mniejszych ilościach powoduje uszkodzenie wątroby i mózgu. Odtrutką jest alkohol etylowy. Widać że, Hubbard liznął nieco chemii aby nadać swojej porażającej historii nieco drobiazgowego posmaku realności – przyp. gandziu). Nieprzytomne osoby załadowano do „statków kosmicznych” (ang. space planes – ponownie translacja własna – przyp. gandziu), podobnych do samolotów DC-8, tyle tylko że, z silnikami rakietowymi i które mogły przelecieć 300 lat świetnych w 9 tygodni. Te „statki kosmiczne” poleciały na Ziemię. Wszystkie nieprzytomne osobniki zostały ułożone u podnóży ziemskich wulkanów. Wtedy do wulkanów opuszczono bomby wodorowe (ang. H-bomb, H oznacza oczywiście wodór. Bomba znana jest także pod nazwą *termonuklearna*. Nie wiem dlaczego, ale jeśli chodzi o wspomniane wulkany i bomby mam silne skojarzenia z kryzysem atomowym na Kubie z czasów Zimnej Wojny – czyżby możliwa inspiracja Hubbarda? – przyp. gandziu) i nastąpiła detonacja. Wszyscy thetanie (dusze) martwych osób zostały rozsiane przez radioaktywne wiatry. Aby pozbyć się tych błąkających się thetan, Xenu wybudował specjalne elektroniczne nadajniki aby ich usidlić. Xenu i renegaci zapakowali thetan do skrzyń, a następnie dostarczyli ich do wielkich kin. Thetanie spędzali dni oglądając specjalne trójwymiarowe filmy. Owe filmy zaimplementowały w nich idee Chrześcijaństwa, Judaizmu, Islamu i innych „kłamstw”, dezorientując ich. Kiedy thetanie opuścili kino, zaczęli zbierać się w grona wierząc że są JEDNYM BYTEM. Te grona thetan zamieszkały w ciałach kilku osób, które przeżyły wybuch – naszych protoplastów. W międzyczasie Xenu został nareszcie obalony przez Galaktycznych Urzędników i zamknięty w środku góry, zapieczętowanej za pomocą pola siłowego, które jest napędzane przez wieczną baterię. To tam Xenu przebywa po dziś dzień. Czas płynie dalej, cywilizacje powstają i upadają, następują zmiany ośrodków władzy, ludzie migrują i zaludniają planetę. Wszystkie religie, jakimi je znamy, są li tylko szczątkami myśli które zostały wpojone w thetan. Ci thetanie zamieszkują w nas wszystkich wypaczając nasze postrzeganie rzeczywistości.

Dianetyka jest więc formą hipnozy regresyjnej, w czasie której grona thetan, które w nas tkwią, są usuwane, umożliwiając nam odzyskanie naszego praktycznie boskiego potencjału.
Proces ten zwany jest „rewizją” (auditing). Jeden ze Scjentologów, „zamieszkały” (preclear) jest rewizjonowany przez drugiego Scjentologa czyli „rewizora” (auditor), który jest niejako technikem dianetyki i scjentologii. Thetanie są na stałe usuwani z ciała przedczystego przy użyciu wielokrotnej regresji pamięci (tłumaczenia owych specjalistycznych angielskich pojęć są jedynie moim wynalazkiem, którego użyję na potrzeby tego tekstu w celu ułatwienia sobie i czytelnikowi życia, aczkolwiek sądzę że, nie mijam się za bardzo z rzeczowym tłumaczeniem, przynajmniej jeśli chodzi o sens stricte). Stąd, jak mniemam, wiara Scjentologów w różne wcielenia, podobnie jak u Hindusów.

IV.
Wierzenie w złego, intergalaktycznego Lorda Xenu czy bombardowanie atomowe wulkanów brzmi absurdalnie ale samo w sobie jest w zasadzie niegroźne. Natomiast już idea manipulowania ludzkim umysłem za pomocą hipnozy regresyjnej brzmi poważnie i w tej części przyjrzymy się bliżej Kościołowi Scjentologicznemu.

Jak podaje użytkownik smoothmedia na swojej stronie „The Un-Funny Truth About Scientology” (można przetłumaczyć jako „Zabawna” prawda o Scjentologii) z witryny YTMND.com, Kościół Scjentologiczny jest zamieszany w kilka spraw, które dzięki swoim wpływom udało mu się zatuszować. Podaje on także jaką polityką kieruje się Kościół w stosunku do swoich krytyków i wrogów.

Oto co ma on do powiedzenia na ten temat, a ja parafrazuję za nim:

Scjentolodzy wyznają politykę „Czystej Gry” (Fair Game), która jest także ustanowioną oryginalną polityką Kościoła w stosunku do swoich wrogów. Tak więc każdy wróg = czysta gra.
Cytując za swoistą „epistołą” Kościoła Scjentologicznego, mogą oni być (wrogowie) „pozbawieni własności, zranieni pod każdym pretekstem przez każdego Scjentologa, bez żadnej kary czy posłuszeństwa ze strony Scjentologów. Mogą być zwodzeni, pozywani, okłamywani albo zniszczeni.”
Wynika z tego że, Scjentolodzy mogą zrobić wszystko aby ukarać swoich wrogów, włączając w to zabójstwo.
Jak się okazuje nie są to tylko czcze pogróżki, ale o tym za chwilę.

Smoothmedia przypomina sprawę z 1976 r. kiedy to Kościół Scjentologiczny przystąpił do realizacji Operacji „Freakout” (Totalne Ześwirowanie?). Polegało to mianowicie na tym że, zaczęto prześladować Paulette Cooper, autorkę książki „The Scandal of Scientology” (Skandal Scjentologii). Plan polegał na „zamknięciu w szpitalu psychiatrycznym lub w więzieniu albo przynajmniej dowalenie jej (Cooper) tak aby zaprzestała swoich ataków”. Intryga polegała na wrobieniu autorki w próby zamachów bombowych.
W 1978 r. kolejna operacja. Tym razem pod kryptonimem „Snow White” (Królewna Śnieżka). L. Ron Hubbard wydaje polecenie grupie swoich kultystów (w zasadzie możemy użyć już tego słowa, prawda?) aby zinfiltrowali agencje rządowe, wliczając w to IRS (Internal Revenue Service – amerykańska agencja rządowa odpowiedzialna za ściąganie podatków i przestrzeganie prawa podatkowego) w celu: znalezienia danych personalnych na temat krytyków scjentologii, usunięcia „fałszywych” informacji na temat Kościoła z archiwów i uzyskania dla niego zwolnienia od podatku. Jedenastu wysokich rangą Scjentologów, wliczając w to żonę Hubbarda, Mary Sue Hubbard, zostało postawionych w stan oskarżenia, oskarżonych, skazanych i osadzonych w więzieniu. Włamywali się oni do IRS przez lata, kradnąc dokumenty i podsłuchując telefony. Po dziś dzień pozostaje to największym szpiegostwem rządowym w historii USA. L. Ron Hubbard zostaje oskarżony o oszustwo i skazany na 4 lata więzienia. Kradnie z Kościoła 200 milionów dolarów. Umiera w ukryciu jako zbieg.

Autor strony przypomina także najsłynniejszą aferę z udziałem Scjentologów, która stała się
międzynarodowym skandalem (o dziwo w Polsce niewiele o tym wiadomo). Jej bohaterką była Amerykanka, Lisa McPherson.

Lisa wstąpiła do Kościoła Scjentologów w 1977 r. W latach 80-tych była aktywnym członkiem Kościoła, wydając tysiące dolarów rocznie na rewizje (audits) i kursy samodoskonalenia. W 1994 r. Lisa „podarowuje” 75,275$ na rzecz scjentologii i kolejne 55,000$ jako „datek”. 18 listopada 1995 r. Lisa ma drobny wypadek samochodowy. Wychodzi z niego cało ale chodzi w pobliżu naga i niestabilna emocjonalnie po wypadku. Dla ostrożności zostaje zabrana do szpitala w celu wizyty u psychiatry (jak już wiemy Scjentolodzy są uprzedzeni do psychiatrów). Scjentolodzy zjawiają się przed szpitalem i biorą Lisę pod swoją opiekę. Zostaje umieszczona w odosobnieniu w należącym do Scjentologów Hotelu Fort Harrison. Zostaje jej policzone 240$ za serię kaset do słuchania (i tak z nich prawdopodobnie nie skorzystała o czym nieco dalej). Siedemnaście dni od zabrania ze szpitala, Lisa zostaje przeniesiona ze swojego pokoju w hotelu na tylne siedzenie vana. Najbliższy szpital (Morton Plant Hospital) był oddalony od Fort Harrison o nieco ponad 1 milę więc logiczne byłoby zabrać ją właśnie tam. Inne szpitale z ostrym dyżurem były oddalone o 5 do 20 mil. Nie zabrali jej do żadnego z nich. Zamiast tego zawieźli ją do Columbia New Port Richey Hospital, oddalonego od feralnego hotelu o 24 mile, co daje jakieś 40 minut jazdy. Zrobili to tylko dlatego że, pracował tam doktor - Scjentolog. 5 grudnia
1995 r. Lisa zostaje uznana martwą bezpośrednio po przyjeździe. Jak się okazało miała niedowagę, była drastycznie odwodniona oraz miała siniaki i ugryzienia spowodowane przez karaluchy (przeglądałem raport z autopsji, podany przez autora w jednym z adresów w bibliografii – to prawda). Pozostawioną ją bez wody i jedzenia aby umarła. Konkluzja jest taka: Lisa wydała od 50,000 do 100,000 dolarów na kursy samodoskonalenia i poddawała się rewizji (auditing) jeszcze dwa lata przed swoim załamaniem psychicznym i śmiercią. W chwili śmierci na wszystkich jej kontach bankowych było razem 151$ (typowe działanie każdej sekty – wyłudzanie pieniędzy). W 1998 r. Kościół Scjentologiczny został oskarżony o dwa przestępstwa w związku ze śmiercią Lisy McPherson. Jednak dzięki bezwzględnej ekipie prawników, wszystkie zarzuty umorzono, po tym jak zdyskredytowano eksperta medycznego, który badał Lisę. Rodzina McPhersonów wytoczyła proces cywilny, który zakończono ugodą 28 maja 2004 r. Warunki ugody nie zostały ujawnione.
Autor mówi wprost – scjentologia dosłownie zniszczyła życie Lisy McPherson.
Jej przypadek nie jest niestety odosobniony.

Jedną z ciekawszych postaci jest także osoba Jeremy’ego Perkinsa. Urodził się on w rodzinie Scjentologów. Od najmłodszych lat wykazywał objawy choroby umysłowej. Jako że, Scjentolodzy nie uznają psychiatrii jako wiarygodnej dziedziny medycyny, nieleczony Jeremy rozwinął w sobie encyklopedyczny przypadek schizofrenii, łącznie ze słyszeniem głosów itp. W 2002 r. gdy Jeremy miał 27 lat, Kościół zakwalifikował go jako „PTS Type III” czyli psychotyczny i przestał „karmić” go witaminami i rewizjami (audits). Jego 54-letnia matka uniemożliwia mu uzyskanie fachowej pomocy psychiatrycznej ze względu na „przekonania religijne” (dlaczego więc nie wyciągnęli z niego tego niecnego thetana, który to powodował, w końcu jaki to problem dla takiej potęgi jaką jest scjentologia?).
13 marca 2003 roku, w dzień urodzin Hubbarda (moim zdaniem Jeremy specjalnie wybrał tę właśnie datę), gorsza strona chłopaka daje o sobie znać (chociaż kto wie ile ich było?). Jeremy wyszedł spod prysznica, wziął nóż z szuflady w kuchni i dźgnął swoją matkę 77 razy, rzecz jasna zabijając ją (a teraz ciekawostka – jak miał na nazwisko aktor grający schizofrenika Normana Batesa w słynnym filmie „Psychoza” Hitchcocka, w którym nomen omen główny bohater też ma wiele wspólnego z trio nóż-dźgnięcia-prysznic w słynnej już scenie?). Sąd uznał go „niewinnym ze względu na chorobę psychiczną lub defekt”. Obecnie przebywa w szpitalu psychiatrycznym.

To tyle jeśli chodzi o witaminy.

I jak według autora zawsze wychodzą z tego obronną ręką? Sieją popłoch (ang. scare tactics – również nazwa popularnego amerykańskiego programu telewizyjnego kanału SCI FI) i mają za sobą potężną prawniczą machinę. Jak widać do tej pory to wystarczało.

V.
Myślę że, na obecnym etapie wiemy już z czym mamy do czynienia. Są jednak pewne aspekty które chciałbym jeszcze poruszyć.

1.
Wspominałem już jak potężną machiną prawniczą i jakimi metodami posługują się Scjentolodzy. Praktycznie każda książka wymierzona przeciw scjentologii jest od razu atakowana i dość szybko wydawcy decydują się na wycofanie jej z druku, zapewne bojąc się milionowych procesów. Ale ma to też swoje dobre strony. Jeśli autor jest atakowany to zyskuje rozgłos, a przez to udaje się mu dotrzeć ze swoją prawdą do większego grona osób. Podobnie było z „Szatańskimi wersetami” Salmana Rushdiego. Jon Atack, autor krytycznej książki "A Piece of Blue Sky: Scientology, Dianetics and L. Ron Hubbard Exposed” (po polsku to byłoby mniej więcej – Skrawek nieba: scjentologia, dianetyka i L. Ron Hubbard zdemaskowani) dzięki ciągłym atakom na swoją osobę ze strony Kościoła Scjentologicznego zyskał dla swojej książki rozgłos, którego potrzebował aby ujawnić wszystkie brudy sekty. Z mroku zapomnienia, jego książka nagle znalazła się na liście bestsellerów księgarni internetowej Amazon i utrzymuje się na wysokiej pozycji sprzedaży po dziś dzień mimo że, minęło już trochę czasu. Co nie udało się Scjentologom z Atackiem, uskutecznili z Russellem Millerem, autorem biografii Hubbarda „Bare-faced Messiah” (Bezwstydny mesjasz). Książka nie jest już dostępna na rynku i nie doczekała się nigdy żadnego wznowienia. Na szczęście, ktoś mądry przerobił ją na e-booka i jest dostępna w Internecie, za darmo, wraz z błogosławieństwem autora (przykładowo pod adresem www.apologeticsindex.org/Bare%20Faced%20Messiah.pdf). Ciekawa lektura.

2.
W świetle dotychczasowej wiedzy nie dziwi zapewne fakt iż, ofiarą scjentologii był również syn Hubbarda, Quentin. Popełnił on rzekomo samobójstwo w 1976 r. Rzecz jasna urodził się już w rodzinie Scjentologów. Ojciec eksperymentował na nim swoje wątpliwej jakości psychotesty, ale Quentin nigdy w zasadzie nie podzielał jego entuzjazmu. Owszem zawsze starał się dorównać jego wymaganiom, był nawet wśrod kilku najwyższych rangą Rewizorów 12 Stopnia (Class Twelve Auditors) Kościoła, ale nie miał tego temperamentu co ojciec. Jego prawdziwym marzeniem było zostać pilotem i wyrwać się gdzieś w świat. Kilka razy znikał, próbując ucieczki. Nie wyobrażał sobie życia poza sektą, ale nie mógł w niej wytrzymać. Polecam w tym miejscu książkę Chucka Palahniuka „Rozbitek” (wydanie polskie - niebieska studnia, 2006), która w tragikomiczny sposób pokazuje sekty i ich członków.
Quentin poza tym był homoseksualistą, co nijak pasowało do filozofii Hubbarda. Zmarł w wieku 22 lat. Okoliczności jego śmierci są owiane tajemnicą (co nie powinno nas już specjalnie dziwić). Zniknął on ze swojego domu w Clearwater i znaleziono go nieprzytomnego w samochodzie nieopodal lotniska w Las Vegas. Silnik był na chodzie, a do rury wydechowej był przyczepiony szlauch, który został wetknięty za okno aby wyglądało to na samobójstwo. Jednak było kilka rzeczy które wzbudzają wątpliwości. Quentin Hubbard był ultrapedantem, abstynentem i nie brał narkotyków. Tymczasem jego twarz nosiła już ślady zarostu (stan który, jak twierdzą jego przyjaciele, byłby przez niego nie do zaakceptowania), po samochodzie walała się prawie pusta butelka po alkoholu, a na rękach były nakłucia po igłach. Nie za dużo tego wszystkiego naraz? Poza tym brakowało tablicy rejestracyjnej, którą znaleziono gdzieś dalej pod kamieniem na pustyni, i portfela, co uniemożliwiało identyfikację. Właściwie Quentin zmarł jako John Doe (amerykański odpowiednik imienia dla osoby niezidentyfikowanej).

Dennis Erlich, publicysta newslettera inFormer, którego celem jest zbieranie informacji od byłych Scjentologów i ich opinii na temat sekty podaje 2 podstawowe fakty, które powinniśmy wiedzieć o scjentologii: Po pierwsze, wyższe stopnie wtajemniczenia, które oczywiście wiążą się z coraz większymi wydawanymi pieniędzmi. Mamy tam do czynienia z thetanami i ich usuwaniem o czym już wspominałem. Po drugie, i na to powinniśmy zwrócić szczególną uwagę, jeśli Scjentolodzy wierzą że coś może być prawdą, to staje się to prawdą. Rzeczywistośc to coś na co się zgadzasz. Jeśli wystarczająco dużo osób uwierzy w to samo kłamstwo, staje się ono prawdą.
Nie muszę chyba wspominać że, Erlich był szantażowany przez Scjentologów i ich prawników aby wymusić na nim milczenie.
Swego czasu, gdy był jeszcze w sekcie, miał on sprawdzić dlaczego Quentin oblał jeden ze specjalistycznych testów (nie zagłębiajmy się w szczegóły). Q, jak go nazywali przyjaciele, w pewnym momencie rozmowy wypalił: „Zafałszowałem wynik”. Po chwili dodał: „Myślę że, dużo rzeczy, które wymyślił ojciec nie działają, więc zafałszowuję wyniki ilekroć muszę. Osobiście uważam że, mój ojciec jest szalony”. Próbuję sobie wyobrazić wyraz twarzy Erlicha.

VI.
OCA czyli Oxford Capacity Analysis to test osobowościowy, używany przez Scjentologów do werbowania nowych członków. Statystyki podają że, 18% nowych kultystów stało się nimi właśnie z powodu tego testu. Spełnia więc swoje zadanie, a każdy sposób jest dobry aby pozyskać nową ofiarę. Początkowo test nazywał się „American Personality Anlaysis” i został stworzony przez psycholog Julię Lewis. Poźniej przejął i zmodyfikował go Kościół Scjentologiczny, zmieniając jego nazwę (dodanie słowa Oxford prawdopodobnie miało zwiększyć powagę i zaufanie, mimo że, cała zabawa nie ma z prawdziwym Oxfordem nic wspólnego). Zawiera 200 pytań, zapewne zmienianych przez Hubbarda wiele razy. Przy każdym pytaniu możliwe są 3 odpowiedzi: TAK/MOŻE/NIE. Przykładowe pytania to:

16. Czy mówisz powoli?
31. Czy zgodziłbyś/zgodziłabyś się na ścisłą dyscyplinę?
97. Czy dobrze sypiasz?
148. Czy często miewasz depresję?
191. Czy życie wydaje ci się raczej mgliste i nierealne?
196. Czy czujesz czasami że twój wiek świadczy przeciwko tobie (za młody/za stary)?

Sam wypełniłem ów test i od razu zauważyłem że, pytania zostały ułożone celowo w taki sposób aby wzbudzić w osobach go rozwiązujących troskę i niepokój, a jednocześnie ma on wpływać najbardziej na osoby słabe i wrażliwe, podatne na manipulację. Oczywiście co innego rozwiązywać ten test u siebie w domu, a co innego w towarzystwie przeprowadzających go Scjentologów (którzy muszą wypełnić tygodniową normę pozyskanych nowych członków i uzyskują profity wysokości 5% - 15% od uzyskanej sprzedaży z czego wynika prosty wniosek – zrobią WSZYSTKO aby niezależnie od wyników testu przekonac kogoś że, potrzebuje Scjentologii jak koń owsa, cytując słynnego klasyka rolniczego – posłankę Beger) ale wnioski nasuwają się same. Świetną analizę OCA przeprowadza Chris Owen ze strony www.xenu.net.
Po spojrzeniu do ujawnionych tam „właściwych” odpowiedzi, cały idiotyzm wychodzi na jaw. Każde pytanie ma przypisane jedną poprawną według Hubbarda odpowiedź, np. 1N, 2T, 3T. Nie różni się to niczym od „testów psychologicznych” z Pani Domu, a celność OCA możemy porównać do tygodniowego horoskopu. Poza tym specjalnie jest zbudowany tak aby uzyskać jak najniższy wynik (nic dziwnego). Jednym słowem test ma na celu nakłonienie osoby do kupienia kursów u Scjentologów. Proste jak drut. Oczywiście nikt związany z OCA nie ma żadnego wykształcenia w tym kierunku co już samo w sobie powinno wystarczyć za powód do bojkotu testu.

VII.
Zbliżając się do końca mojego śledztwa, chcę jeszcze poruszyć kilka spraw. Jak bardzo niebezpieczna jest scjentologia, nie muszę już chyba nikogo przekonywać. Jest ona jak opisany przez Tomasza Hobbes’a tytułowy Lewiatan. Żywi się ona swoimi członkami i z nich czerpie siłę. Ma to niebagatelne znaczenie gdyż nie zapominajmy że Scjentologami są słynne osoby np. aktorzy John Travolta (ciekawostka – Travolta zagrał w megakiczowatym filmie „Bitwa o Ziemię” na podstawie ksiązki... tak, tak, L. Rona Hubbarda) i Tom Cruise, którzy przyciągają nowych rekrutów ze względu na swoją pozycję społeczną i popularność co, jak dla mnie, jest obrzydliwe. Przy tym drugim chciałbym się nieco zatrzymać.
Ostatnie wyczyny Toma Cruise’a w wielu programach telewizyjnych przeraziły Amerykanów. Słynny aktor skacze jak małpa po kanapie u Ophry, na pytanie o psychiatrów zaczyna toczyć pianę, słowem zachowuje się jak niespełna rozumu na każdym kroku. Nie bedę rozpisywał się na temat jego związku z Katie Holmes bo daleki jestem od retoryki „Życia na gorąco” ale i tam widać niepokojące oznaki. Przy każdej nadarzającej się okazji oczywiście wychwala scjentologię pod niebiosa i ośmiesza się jeśli mu tylko na to pozwolić. Dodajmy do tego fakt że, według Scjentologów, rozwiązanie całego testu OCA daje nam również wykadnik naszego IQ. Tom Cruise podobno uzyskał bardzo wysoki wynik (zważywszy na to że, większość punktów zdobywa się tam za kompletnie nielogiczne odpowiedzi, musi być on wybitnym geniuszem). Kompletną bzdurą są także zapewnienia Scjentologów o możliwym podwyższeniu swojej inteligencji, jeśli wstąpi się do Kościoła i wykupi odpowiednie programy. Prawda jest taka że możliwość zmiany IQ u dorosłej osoby wynosi wielkie, soczyste ZERO, co zostało dowiedzione naukowo. Ale to nie głupota Cruise’a jest niebezpieczna, niebezpieczne jest jego oddziaływanie na swoich fanów.

Żeby nie być gołosłownym w swoich osądach, zaopatrzyłem się w polski przekład książki Hubbarda czyli „ Dianetyka. Współczesna nauka o zdrowiu umysłowym”.

Nie było łatwo go zdobyć, gdyż nakład dawno został wyczerpany we wszystkich księgarniach internetowych i zwykłych (odwiedziłem Empik, Trafic Club i kilka pomniejszych specjalistycznych księgarni dla studentów psychologii i medycyny, choć to chyba był duży błąd), a u wydawcy też próżno szukać. W końcu natknąłem się na nią przypadkiem, na straganie koło McDonalds’a na Marszałkowskiej w Warszawie. Okazja za 5 zł. Książka była nieco pomięta i zalatywała stęchlizną ale za 5 zł cieszę się że nie wymiocinami. Przebrnąłem przez nią w ciągu kilku dni i o czym traktuje napisałem już wcześniej, nie ma potrzeby się powtarzać. Chcę natomiast przedstawić moje osobiste odczcucia na jej temat.
Nie zdobyłem się na zastosowanie do wskazówek postępowania z innymi osobami, które są zawarte na kartkach ksiązki. Wydawało mi się to zbyt naciągane i szczerze mówiąc, szkoda mi było na to czasu. Ale zwróciło moją uwagę w czasie czytania sposób w jaki autor przekonuje do swoich racji. Otóż robi to nachalnie. Może to wina przekładu, ale Hubbard stawią się na pozycji osoby uprzywilejowanej, jakby posiadł wiedzę tajemną i robi nam wielką łaskę że uchyla rąbka tajemnicy. Jedno muszę jednak przyznać. Mimo że autor nie posiada żadnego wykształcenia z dziedziny psychologii, po kilku rozdziałach prawie dałem się oszukać jego „naukowemu” podejściu. Generalnie można przeczytać jeśli komuś bardzo zależy, ale od scjentologii należy trzymać się z dala.

***
Nie będę się silił na umoralniające wywody na koniec. Obowiązkiem krytyków scjentologii jest bowiem pokazywanie jej prawdziwego oblicza. Prawda jest taka że, każdy powinien mieć swój rozum, a tych którzy go nie mają należy uświadamiać. Scjentologia to potężna, krwiożercza sekta, która nie cofnie się przed niczym aby osiągnąć swój cel. Jej członkowie są poddawani praniu mózgu, które odbija się na ich zdrowiu psychicznym. Scjentolodzy nie uczą niczego poza coraz częstszym otwieraniem portfela, a ofiary są naciągane na ogromne sumy pieniędzy, bez żadnych skrupułów. Taktyki stosowane przez Kościół Scjentologiczny urągają wszelkim zasadom przyzwoitości i tolerancji.
Ktoś powinien coś z tym zrobić.

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Trudno cokolwiek dopowiedzieć do tego co napisałeś, ale gratuluję :gandziu, bo rzadko można spotkać spójny tekst na temat scjentologii nie napisany przez scjentologa. Po artykule w Newsweeku nt. scjentologii, też trochę poczytałem na ten temat i miałem bardzo podobne wnioski.

--

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Kvak - Superbojownik · przed dinozaurami
Świetny tekst; poprzednie wzmianki o scjentologach, na które się natknąłem były raczej ogólnikowe i mgliste. Generalnie jednak nie czuję potrzeby ustosunkowywania się do niego, gdyż mam już swoją wiarę, religię i filozofię, i jestem całkiem pewny, że żadne sekty i pranie mózgu mi nie zagrażą. To, że na wpływ sekt narażeni są ludzie zagubieni, słabi i skonfundowani jest wiedzą powszechną; ponieważ taką osobą nie jestem, a przynajmniej się za taką nie uważam (czy to przypadkiem nie jest jednoznaczne?), mogę scjentologów i wszystkich innych sekciarzy i fanatyków po prostu zignorować.

Nie wnikam w to, czy Twój opis jest prawdziwy. Nie zarzucam tutaj kłamstwa, bo jak wspomniałem - nie jestem tym zainteresowany w inny sposób, niż w kategorii "ciekawostka". Jeżeli to prawda, to nie sposób się nie zgodzić - to krwiożercza, groźna i niebezpieczna sekta.

Nie zgodzę się jednak z innym stwierdzeniem. "Ktoś powinien coś z tym zrobić." Nie. Ludzie powinni zrobić coś ze sobą Sekta żeruje na naiwności i słabości, ale jeżeli chcemy wolnego świata, w którym każdy ma prawo do swoich poglądów, musimy tolerować nawet takie wybryki, a właśnie z ww. naiwnością i słabością winniśmy walczyć. Jeżeli sekty nie będą mogły znaleźć w ludziach tejże słabości, zdechną z głodu...

--

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Pierwszy raz spotykam tak dopracowany "arytkuł", nawet jeśli chodzi o IJ.

Przeczytałam, a jakże, bo o scjentologach jest głośno, to wypadałoby wiedzieć. Po przeczytaniu udałam się do ojca mego i rzekłam:
- Wiesz tato, jacy ci scjentolodzy są j...nięci? Wierzą w kosmitów (i tak dalej w co tam wierzą)
- A ty nie wierzysz w pozaziemskie cywilizacje?
- Yyyy ghmmnnn no... ( no bo właściwie jakichś tam cywilizacji nawet typu pierwotniaki z czułkami wykluczyć chyba nie można, nie?)
- No dobra, ale nie twierdzę, że (i co tam nie twierdzę, to o wulkanach chyba)
- A w co chrześcijanie wierzą?
-Ghmmnnn..... (No bo wierzą/wierzymy w różne dziwne rzeczy, przyznajcie)

Mój tata jest po prostu złośliwy i mnie przedrzeźniał (), ale zwrócił moją uwagę na to, w co wierzą ludzie. Bo my, ludzie na wiarę przyjmujemy czasem największe głupoty (i już nie mówię o chrześcijaństwie, żeby nie było).

Tylko, że trochę inaczej jest w przypadku komuś, komu takie np. scjentologiczne bzdety wpaja się od dziecka, niż w przypadku osoby dorosłej, wydawałoby się już ukształtowanej... Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać...Chyba jednak płakać...

I że jeszcze Travolta w tym siedzi...

--
(\__/) (O.o ) (> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature to help him on his way to world domination!

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
Na wstępie szacunek dla kolegi za taki referat.


Ja widziałem South Park o scjentologach (09x12). Nie mogłem, nie chciałem przyjąć do wiadomości, że są ludzie, którzy wierzą w historię Xenu. Potem dowiedziałem się, że jednak. Wiem, komuś Biblia może wydać się podobnym stekiem bzdur, każdą religię da się ośmieszyć, ale - ludzie! - Hubbard pisywał książki SF!
Buahahaha!!!
Żył z wymyślania nieprawdziwych historyjek!!
Muahahahaha!!!
Zawodowo wciskał ludziom wytwory swojej fantazji!!!
Hahahahaha!!! Haha!
No, czyż to nie wyborne?
Pfahahaha!

Przepraszam, zaplułem się...

Wyobraziłem sobie kiedyś, że ten Hubbard siadł przy piwku i stwierdził na podstawie wyników sprzedaży swych książek, że im większa bzdura, tym większy zysk. A on miał talent...

Z kumplem uznaliśmy, że to zaiste genialne - pisać fantastykę (pseudo)naukową, zamienić to w religię i mieć z tego mnóstwo kasy - nawet jeśli guru sam uwierzył w swe bajania.
Sukces scjentologii przywrócił moją wiarę w ludzką głupotę i w geniusz zarazem.

No i cóż. Inteligentni i wyrachowani kierują bandą idiotów i pasą się na nich. Rację ma :Kvak, że to świadczy o naiwności i słabości tych drugich. Ale też nie powinniśmy obojętnie stać obok, bo mało jest bardziej niebezpiecznych tworów, niż masa naiwniaków z dysmózgowiem kierowana przez rdzeń złożony z bezwzględnych jednostek trzymający rząd dusz.
Zaś sekty nie zdechną z głodu - ciągnący profity będą się bronić w imię dolara, a wyzyskiwani w imię wiary. Ci wszyscy adwokaci, naganiacze... A wpajanie niechęci do psychiatrów też daje do myślenia. Hmm?

I jeszcze jedno, mała dygresja. Sam popełniłem parę opowiadanek SF; niektóre są na Półmisku. Teraz tworzę coś większego. Fakt, że Hubbard spłodził taką szmirę i sprawił, iż ludzie to kupili, uwierzyli, napełnił mnie nadzieją sukcesu...
A potem zrozumiałem, że nie jestem w stanie pisać takich głupot (inspekcja podatku dochodowego - cymes!); pozostały mi próby pisania rzeczy mądrych.

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
pietshaq - Szkielet Szachisty · przed dinozaurami
:gandziu poruszył dość ciekawy temat, przy czym zrobił to tak wyczerpująco, że jakakolwiek rzeczowa dyskusja wydaje się już niemożliwa. Natomiast :Kvak zwrócił uwagę na jeden aspekt sprawy, któremu chciałbym poświęcić kilka słów.

Zgadzam się całkowicie, że ludzie powinni zrobić coś ze sobą. Ostatnio miałem tego typu przemyślenia przy okazji uchwalania ustawy antylichwiarskiej, której jestem zdecydowanym przeciwnikiem. Podobnie, jak jestem przeciwnikiem obowiązku zapinania pasów w samochodzie, chociaż sam je zawsze zapinam. I paru innych takich rzeczy. Dlaczego?

Ponieważ w ogólności uważam, że państwo za pomocą zakazów i nakazów nie powinno chronić obywatela przed jego własną głupotą. Ludzie muszą sami zrozumieć, że pożyczanie na 100% rocznie wiąże się z tym, że po trzech latach trzeba oddać 8 razy tyle, co się pożyczyło. Inaczej najlepsze nawet przepisy nie pomogą, bo będzie się je coraz wymyślniej obchodziło, albo stosowało tak, żeby uderzyły w ludzi inaczej.

Spotykałem się z argumentacją, że jednak powinno, ponieważ ochrona ludzi przed ich własną głupotą bywa tańsza, niż finansowanie z budżetu państwa kosztów usuwania tej głupoty. Zgadzam się tylko częściowo. Po pierwsze: nadal nie widzę zastosowania argumentu przy ustawie antylichwiarskiej (ani przy sektach, skoro o tym mowa, chyba że ze względów podatkowych, ale moim zdaniem wszystko, co można sektom zrobić, to zażądać podatku od darowizn; być może jeszcze w przypadku werbowania nieletnich podciągnąć pod paragraf o reklamie skierowanej do dzieci). Po drugie: spokojnie w ustawie może znaleźć się zapis, że człowiek, który stracił zdrowie w wyniku własnej głupoty i nieostrożności (nawet z wyszczególnieniem konkretnych przypadków, na przykład wegetuje, bo nie zapiął pasów), musi sam zapłacić za swoje leczenie, albo musi to zrobić rodzina. Państwo nie finansuje skutków leczenia głupoty. Nie opłacasz zużycia respiratora - wyłączamy respirator. Oczywiście, w sytuacji, gdy człowiek znajdzie się w takiej sytuacji nie ze swojej winy i zrobi wszystko dla zminimalizowania skutków, państwo powinno go leczyć, na tym polega socjal. Ale skoro chcemy obciążać pijanych kierowców kosztami leczenia ofiar wypadków przez nich spowodowanych (a więc w szczególnym przypadku: kosztami ich własnego leczenia, jeśli mieli uraz), to czemu nie zrobić tego samego przy niezapiętych pasach? Jedno i drugie jest porównywalną głupotą, tyle tylko, że bez pasów nie stwarzasz raczej zagrożenia dla innych użytkowników ruchu - i to jest ta różnica, dzięki której nie wrzucałbym niezapiętych pasów pod paragraf, tylko zostawił wybór: zapinasz albo ponosisz konsekwencje.

Co to wszystko ma wspólnego z głównym wątkiem? Ano tyle, że niezapięte pasy to taka sekta, która kusi wygodą, proponuje, żeby do niej wstąpić, ale rozsądny człowiek rozważy za i przeciw i odmówi. Może upraszczam, ale uważam, iż ludzie naiwni nie powinni być prawnie chronieni przed sektami, providentami, etc. (zresztą kto udowodni, że scjentolodzy piorą mózgi bardziej niż katoliccy katabasi?). A to, że niektórzy sobie nie poradzą? Trudno. Zdrowi, młodzi ludzie też sobie często nie radzą nie ze swojej winy, bo wylądowali w takiej a nie innej rzeczywistości, i rzadko kiedy otrzymują za to gratyfikacje od państwa. Przy czym eliminacja z puli genów zdrowych młodych ludzi wydaje się mniej celowa, niż eliminacja genów naiwnych niezależnie od wieku.

Przepraszam, jeśli uraziłem kogoś brutalnością moich poglądów.

Pozdrawiam,

--
Pietshaq na YouTube

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
A ja tu zbiorę wątki paru osób i zapytam - a czym scjentolodzy różnią się od innych sekt? Czym różnią się od Kościoła Katolickiego i całego kleru, który przez setki lat, aż po dzisiaj nadal stosuje tego typu metody - i nawet podobny "towar" sprzedaje? Czemu jedna sekta jest lepsza niż druga? Bo jedna z nich była pierwsza i zwalcza konkurencję ;)
A problem nie zawsze polega na głupocie - jedną z cech człowieka jest to, że potrzebuje on żyć "społecznie" - musi mieć jakąś grupę ludzi w której się znajduje - czy to rodzina, szkoła, przyjaciele etc. i często gdy tej grupy braknie ludzie zrobią podświadomie wszystko, by ją znaleźć. Nie wiem ilu macie w otoczeniu prawdziwych katolików, którzy chodzą do kościoła, spowiadają się co tydzień, etc - ja znam wielu i niestety znaczna część z nich jest aspołeczna - nie akceptuje innych, uważa się za lepszych, przy czym pokornie biją czołem przed świętymi obrazkami. Są dla mnie ograniczeni - nie to, że mają poglądy - ale że nie potrafią podjąć tematu np. aborcji bo nie i już.
Tak jak pisał - wszystko to, by jedni jeździli na drugich. A sztuka to znaleźć się wśród tych na górze..

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
Kvak - Superbojownik · przed dinozaurami
- całkowicie się z Tobą zgadzam; niestety takie poglądy są straszliwie niepopularne, gdyż zazwyczaj wymagają od odbiorcy myślenia - zauważam, że ludzie lubią, gdy im się mówi, co mają robić. Lubią, że rząd rozporządza ich pieniędzmi, lubią, że państwo kieruje niemal każdym ich krokiem, bo to ściąga z nich brzemię odpowiedzialności za swoje czyny: coś poszło nie tak? - to wszystko ich wina.

Jak wspomniałeś, sekty to ta sama kategoria problemu, jedynie przenosi sprawę na kolejny, niemalże ostateczny poziom. Sekty dają proste instrukcje pt. "Jak żyć"; a człowiek, niczym nakręcana zabawka, robi co mu narzucono, i jest z tym szczęśliwy.

Tak niejako przy okazji - czemu wierzą w kosmicznego imperatora? Z tego samego powodu, dla którego ludzie lubią np. fantastykę czy science-fiction: coś tak zupełnie innego, niezwykłego jest pewnego rodzaju odskocznią od rzeczywistości, która zdaje się przerastać pewnych ludzi. (Zaznaczam jednakowoż, że nie jest to jednoznaczne ze stwierdzeniem, iż każdy kto lubi Tolkiena czy np. Lema to osoba słaba, zagubiona i ogólnie wymagająca specjalistycznej opieki.) Zresztą, kosmiczny imperator brzmi niemal równie sensownie, co zostało już tu napisane (z czego bardzo się cieszę), jak dogmaty różnych religii wyznawanych przez miliardy ludzi na całym świecie.

Tu zaczynają się schody, gdyż jakikolwiek przytyk, czy nawet nieprzychylna sugestia w stronę którejś z najpopularniejszych religii niemal zawsze spotka się z reakcją, zwykle bardzo ostrą. Dlatego nie będę się tu wyzłośliwiał, nie będę pokazywał absurdów innych wierzeń; wystarczy, że ku powszechnej uciesze wyśmiano - wyśmialiśmy? - scjentologów.

Natomiast poruszę inną kwestię - po co ludzie wierzą? Przecież wszystkie religie zdają się być "łatwiejszą ścieżką", bo ścieżką już wytyczoną. Czy to naprawdę takie potrzebne?

--

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
KoX - Superbojownik · przed dinozaurami
:Maksymus007

Jestem wyznania rzymskokatolickiego. Moja religia niechlubny etap gnębienia innowierców i apostatów ma już za sobš. Co prawda radykałowie, plujšcy w imię Jezusa Chrystusa na kogo się tylko da, nadal istniejš, ale nie sš dla mnie żadnymi autorytetami.

Różnica pomiędzy Koœciołem, a sektami jest taka, iż mogę w każdym momencie wyrzec się Jego, a mało kto będzie z tego powodu chciał mnie zabić, będzie mnie nachodził i mi groził przy aprobacie guru. Wiem, sš fanatycy, sš ludzie okreœlajšcy się jako katolicy, którzy miotaliby gromy wtedy pod moim adresem, ale agresja taka i nietolerancja nie jest elementem nauki mojego Koœcioła. Jeœli ateista krytykuje Koœciół, nie daje mi to żadnych praw do zrobienia mu krzywdy i traktowania go jak wroga. Mogę wierzyć, że w ten czy inny sposób grzeszy, mogę wierzyć, iż zło przez niego przemawia, ale to go i tak nie dotknie, skoro odrzucił pojęcia grzechu i diabła. W przypadku scjentologów, jak wynika z danych gandziego, istnieje przyzwolenie na każdš akcję przeciwko wrogowi; krytycy sš uciszani.

Nie chodzi o to, że ja wierzę w jednš historyjkę, a oni w innš, którš obœmiałem, tak samo jak ktoœ mógłby obœmiać wiele fragmentów Biblii. -- Po parze zwierzštek na arce? A kto wzišł owsiki? Hahaha! Maria dziewica! Pewnie ktoœ jš wykorzystał, a ten durny Józef nawet się nie spostrzegł, bo mu się anioł ukazał, po grzybkach jakichœ może. -- Najważniejsze jest, że moja religia nie zachęca do zabijania, choć nie zawsze tak było, vide wyprawy krzyżowe. Piszesz, iż człowiek potrzebuje żyć "społecznie", a w tym pomaga raczej wiara, która nie tępi innych, ale stara się z nimi koegzystować.

Tutaj naszła mnie ogólniejsza refleksja.
Kiedyœ, gdy cywilizacje rozwijały się otoczone mniej rozwiniętymi barbarzyńskimi hordami, gdy nie było możliwe wkroczenie mas wyrosłych w jednym kręgu kulturowym w drugi, jak to ma miejsce w globalnej wiosce, religia (każda z osobna) pełniła pewnš stabilizacyjnš rolę - niczym zapach u mrówek stanowiła sposób identyfikacji swój-obcy. Gdy ktoœ był współwyznawcš, można się było po nim spodziewać, że nie zaatakuje drugiego wierzšcego, tym bardziej, jeœli religia zakazywała rozlewu bratniej krwi; wierzšcy automatycznie zyskiwał kredyt zaufania. Każdy inny był potencjalnym wrogiem, bo nie wiadomo było, czy kultywuje zasady moralne podobne do naszych.
Tak długo, jak poszczególne cywilizacyjne wyspy otoczone były oceanem barbarzyńskiej, krwiożerczej swołoczy, taka ksenofobia pomagała im przetrwać. Nie było konieczne, by ktoœ był œwiadomy tej roli, a niezależnie od religii system działał lepiej, jeœli ludzie rzeczywiœcie wierzyli, zaœ religijni fanatycy byli bardzo dobrymi obrońcami przed wrogiem zewnętrznym.
Kiedy dwie takie kultury zeszły się, mogło to doprowadzić do konfliktów na tle religijnym, bo mechanizm, który kiedyœ pozwalał zidentyfikować kogoœ naprawdę groŸnego, kierował przeciw sobie dwie grupy, których członkowie w gruncie rzeczy byli pokojowo nastawieni. Tak potrzebni wczeœniej fanatycy, nieœwiadomi roli tego mechanizmu obronnego, teraz stawali się ogniskiem zapalnym.
Dziœ nie tylko jedni mogš z butami wleŸć na terytorium drugich, choćby na końcu œwiata, i to nie pojedynczo, lecz bandš całš, zrazu niepewnš i rozproszonš, lecz większš coraz, nie chcšc krakać, jak te okoliczne wrony. Gorzej nawet -- informacja z jednego kšta niesie się w inny tak szybko, jest telewizja, internet -- że niech ktoœ jeden coœ powie, napisze, wydrukuje, choćby karykatury, a tysišce kilometrów dalej larum podnoszš. Dawnymi czasy człek musiał szanować swojego króla i swojego boga -- inni królowie i inne religie nie miały jak dowiedzieć się o potwarzy. Dziœ natomiast każde działanie napotkać może atak ze strony tych fanatycznych białych krwinek, odrzucajšcych obcš tkankę nawet gdy jest elementem tego samego organizmu, niczym wszczep w œwiecie, gdzie wszystko miesza się i przenika.
Chwała tym, którzy rozumiejš lub sercem czujš, iż obca religia niekoniecznie jest Ÿródłem zła. Wydaje mi się, że mój Koœciół z Papieżem na czele dorasta od pewnego czasu do tego prawdziwego poszanowania człowieka niezależnie od jego wyznania -- ekumenizm, próby dialogu -- Żydzi sš naszymi "starszymi braćmi w wierze"; œ.p. brat Roger opłakiwany był przez katolików tak samo, jak przez protestantów, a teraz okazało się, iż potajemnie przeszedł był na katolicyzm, ale zataił to w obawie o dobro procesu zbliżania pomiędzy odłamami chrzeœcijaństwa. I mimo że niektórzy wykazujš jeszcze przedsoborowš mentalnoœć nawołujšc do modlitwy za żyjšcych w grzechu Żydów, by się nawrócili z drogi ku ogniom piekielnym, to jednak ogólnie idzie ku dobremu. Trochę inaczej jest w œwiecie islamskim, gdzie widać (z mojego punktu) głównie dżihad, terrorystów i fanatyczne masy, przesłaniajšce tych, co chcš po prostu spokojnie żyć. O scjentologach powiem zaraz.
Jeœli przyjšć, że religie ewoluujš w podobnym tempie, islam znajduje się na etapie, na jakim chrzeœcijaństwo było szeœćset lat temu, czyli między krucjatami, inkwizycjš a przymusowym nawracaniem Indian. Judaizm jest dużo starszy i dojrzalszy - ja osobiœcie odbieram go jako bardzo mało ekspansywnš religię - owszem, Żydzi chcš ziemi (na osiedla), czy być może pieniędzy i władzy (rzekome żydowskie spiski), ale raczej nie walczš z pobudek religijnych.
Scjentologia jest na tym tle bardzo młoda, jest też bardzo agresywna. I gdyby nie ta propagowana wrogoœć ku obcym, ta nietolerancja, występujšca też w widoczny sposób w pewnych odłamach islamu, a także u niemałej częœci chrzeœcijan, to nie obchodziłoby mnie wiele, czy ktoœ przedkłada wymysły pisarza SF nad historie o Jezusie, Mahomecie lub Zeusie, czci Słońce, cztery wiatry w polu czy własnoręcznie wyhodowanš pietruszkę z czcigodnego czarnoziemu. Ale jeœli mój brat wstępujšc w szeregi pewnej organizacji religijnej zaczyna widzieć we mnie wroga z definicji, bo tak go tam uczš, by zwalczał ludzi innej wiary, to mi wystarczy, by nazwać bandę sektš. Scjentologia taka jest, pewne szkoły islamu również, a także i różne grupy w obrębie mojego Koœcioła, z którymi nie chcę mieć dużo wspólnego.

A tacy ludzie nie zapinajšcy pasów nie tworzš sekty (to dygresja do ), bo nie wszystko, co kusi i przecišga na swš stronę, jest sektš (choćby partie polityczne, abonenci Polsatu, czy zwolennicy dopuszczalnoœci kary œmierci), nawet jeœli cišgnie do złego. Poza tym nie słyszałem, by nie zapinajšcy pasów byli jakoœ zorganizowani.

Sekta od siebie uzależnia. Syn Hubbarda Nie wyobrażał sobie życia poza sektš, ale nie mógł w niej wytrzymać. Gdy ktoœ nie może wytrzymać w Koœciele, po prostu odchodzi.

Scjentologia tym różni się od innych sekt, że wykorzystuje nowoczesne techniki manipulacji do przecišgania ludzi na swojš stronę. Może nie różni się od wszystkich, nie wiem. Może np. koœciół Moona jest nielepszy. Przyznać jednak trzeba, że temat sekt pojawiał się do tej pory w moim otoczeniu raczej w kontekœcie ostrzeżeń przed relatywnie niewielkimi grupkami osób zebranymi wokół mało znanego guru, zaœ scjentolodzy podobno sš silni i wiele mogš zrobić z pomocš oddanych sprawie prawników.

Nie mogę zagwarantować, że Jezus Chrystus żył, umarł i zmartwychwstał -- choć w to wierzę. Nie mogę wykluczyć, że Xenu istniał naprawdę -- ale w to nie wierzę. Wiem tyle, że jeœli ktoœ z mojej rodziny chciałby nagle zostać protestantem, nie miałbym wiele przeciwko; gdyby muzułmaninem, to też, jeœli tylko nie ruszyłby na krwawš œwiętš wojnę; buddystš -- jego decyzja. Co prawda byłoby mi smutno i chciałbym odwieœć go od tej decyzji, gdyż wierzę, iż trudniej uzyskać zbawienie poza Koœciołem, a rodzinę chciałbym spotkać w niebie, do którego mam nadzieję trafić, ale najważniejsze, by był dobrym człowiekiem, a w tym te religie mogš mu pomóc. Lecz jeœli miałby wstšpić w szeregi organizacji, która głosi, że inni mogš być: pozbawieni własnoœci, zranieni pod każdym pretekstem przez każdego Scjentologa, bez żadnej kary czy posłuszeństwa ze strony Scjentologów. Mogš być zwodzeni, pozywani, okłamywani albo zniszczeni, a której szef (według Ÿródeł gandziego) kradnie z niej samej dwieœcie milionów dolarów, to z oczywistych dla mnie względów nie chciałbym tego dla dobra tak swego, jak i tej osoby.

Uważam, iż nawet jeœli w Koœciele sš ludzie wykorzystujšcy i ludzie wykorzystywani, a sš, to w Nim i innych niesekciarskich religiach można nie być ani takim, ani takim. Jeœli ktoœ myœli, że ja wykorzystuję kogoœ poprzez Koœciół, lub Papież, biskup, proboszcz mojej parafii wykorzystujš mnie, to zapraszam do polemiki -- ciekaw jestem argumentów. Na mszy proszę braci i siostry o modlitwę za mnie, a oni robiš to samo, i jest to jedyna forma wykorzystywania, jaka mi w tej chwili przychodzi do głowy. Dla niewierzšcego znaczy to tyle, że pomyœlę o kimœ z sympatiš i z tš myœlš wyrecytuję sobie wierszyk.

/strzelec.mod na proœbę autora
Sprostowanie z 2006.09.12:</U>
Napisałem o Bracie Rogerze, że przeszedł na katolicyzm. Teraz okazuje się to nadinterpretacjš w œwietle tego, co napisane jest tutaj.
Cytat: „Brat Roger Schutz, założyciel Wspólnoty Ekumenicznej z Taizé, przeszedł potajemnie na katolicyzm” – napisał dziennik „Le Monde”. Takie stwierdzenie „zniekształca prawdziwš drogę Brata Rogera i godzi w jego pamięć”, odpowiedzieli Bracia z Taizé. Stanowczo zareagowała również Francuska Federacja Protestantów oraz członkowie Papieskiej Rady ds. Popierania Jednoœci Chrzeœcijan.

--
Czajnik. Kupiłem czarny czajnik. Pojemność – dwa czterysta.
Pojemność – dwa czte… Sie-dem je-den ma do set-ki!

Hej, a może by tak wstawić swoje zdjęcie? To łatwe proste i szybkie. Poczujesz się bardziej jak u siebie.
gandziu - Superbojownik · przed dinozaurami
dzięki dla za pomoc przy redagowaniu tekstu, ile się biedaczka musiała naczytać. W oryginale tekst był o wiele dłuższy, ale pani moderator kazała mi skrócić, nie wspominając faktu, że materiału miałem na co najmniej małą książkę.
/Iskierka.mod
Nie kazała, tylko zachęciła do korekty tekstu, by w tym nawale szczegółowych wiadomości, nie stracił swego sensu/


Skoro jest takie miłe przyjęcie mojego tekstu, to być może naskrobię coś podobnego ale na inny temat, na pewno nie mniej ciekawy, tym razem bardziej dyskusyjny, gdyż każdy będzie się mógł podzielić swoimi doświadczeniami.

adamczo
adamczo - Superbojownik · przed dinozaurami
:Maksymus007
Odwoływanie się do ludzi "ograniczonych" nie przystoi ludziom myślącym. To nie ten kaliber... A uogólnianie całej społeczności na ich podstawie, to już demagogia. Czy w tym "całym klerze" mieści się także postać Josepha Ratzingera?


Porównywanie Kościoła Katolickiego do sekt jest wg mnie sporym nieporozumieniem. Szczególnie, jeśli mówimy o prawdziwych przywódcach, a nie jakiś oszołomów (vel Ojciec T. z Torunia).
Inteligencja katolicka szuka porozumienia oraz kompromisu w kontaktach międzyludzkich. Dodatkowo nawołują do czynienia dobra i nie dążą do uzyskania jak największych korzyści majątkowych czy władzy, czego nie można powiedzieć o scjentologach, czy większości innych sekt. Owszem, są pewni "fundamentaliści", którzy chcą sprawować niepodzielny rząd dusz, ale to wynika z tego, że jednak inteligencja woli pracować teoretycznie i być wśród podobnych, niż zajmować się "masą".

:Kox właściwie napisał większość argumentów, ale dodam jeszcze kilka:
- Biblia jest dość spójna jak na pismo, które było pisane na przestrzeni setek lat. Dodatkowo nie wolno czytać jej dosłownie, bo wtedy faktycznie zawiera sporo absurdów - trzeba tutaj szukać drugiego, trzeciego [itd] dna, czego nie można powiedzieć o "Dianetyce".
- Negując istotę wiary katolickiej, odrzuca się także dorobek wybitnych myślicieli na przestrzeni wieków, do których w żadnym aspekcie nie możemy się porównywać. Owszem, wybór wiary (a także ateizmu) to kwestia indywidualna i jest to jej/jego wybór, ale krytyka (bez argumentow) w istotowość Kościoła jest żenująca. Tak, jakbym powiedział, że teoria względności jest polibacyjnym wymysłem głupiego Żyda...
- Jezus wcale nie namawia do ślepego podążania za nim, ale do świadomego odkrywania Prawdy, czymkolwiek ona jest. Jego nakazy bardziej służą ludziom niż Bogu, żeby się nie pozabijali i żyli zgodnie ze sobą, a kwestie wiary sam wręcz nakazuje nam zgłębiać.

Tyle na temat katolicyzmu.

Głupota jest elementem każdego człowieka. I nawet inteligentom przydarzają się błędy. Czemu mieliby płacić za nie przez resztę życia? Jednak pańswto powinno chronić swoich obywateli, nawet przed nimi samymi. Pozostawienie ich samych jest swego rodzaju egoizmem i snobizmem - wiadomo, że inteligentni ludzie się w tym odnajdą, ale z resztą będzie gorzej. Traktowanie idei wolności dosłownie do bólu będzie miało taki rezultat, że ci bardziej obdarowani przez naturę pomyślunkiem beda zerowali na reszcie - czyli powstana relacje a'la feudalne, a więc nie będzie już wolności rozumianej pierwotnie... Jeśli coś jest złe (np. skrajny satanizm), wykorzystuje innych, to zdecydowanie powinny istnieć państwowe mechanizmy, żeby to zło usunąć. Dla naszego wpólnego dobra.
Pozdrawiam

--
Parówkowym skrytożercom mówimy NIE!
Forum > Inteligentna jazda > gandziego śledztwo w sprawie scjentologii (UWAGA! BARDZO DŁUGIE!)
Aby pisać na forum zaloguj się lub zarejestruj