Muzyka jest dla mnie elementem życia, aranżacją przestrzeni, niezwykłym rekwizytem przywołującym złe (dźwięk przejeżdżającego tramwaju) lub dobre (dowolny kawałek Operation Ivy) wspomnienia.
Podobno "mówić o muzyce, to tak jak tańczyć o architekturze". Mogę mówić tylko o emocjach jakie wywołują dźwięki w moim sercu, umyśle, całym moim ciele.
Też słucham w większości dźwięków tworzonych przez "muzycznych nikiforów" - punk'77, street punk, Oi!, ska, hardcore oraz pobliskie okolice ogólnie zwanej "alternatywy", "undergroundu" gdzie zmieścimy zarówno Mano Negrę i Manu Chao, jak i Joy Division, Atari Teenage Riot, The Smiths... a z polskich Pidżamę Porno, Świat Czarownic, Strachy na Lachy, Fate, Alians, Podwórkowych Chuliganów... nie ma sensu wymieniać wszystkich bo... za dużo tego.
Oczywiście THE CLASH - to na pierwszym miejscu.
Pewnie jest i tak, że muzykę odbieram skórą - tak jak gady, o czym pisze Apec... Być może coś wówczas tracę, ale nie chcę pisać ani prac magisterskich ani drobiazgowych doktoratów na temat muzyki... Moim zdaniem trudno jakkolwiek opisać nawet emocje towarzyszące żywemu odbieraniu muzyki, trudno choć w części oddać atmosferę koncertu, żywych kolorów jakie w takiej sytuacji potrafią się pojawić pod czaszką... To jest euforia porównywalna może tylko ze stanem odurzenia narkotykowego... punktem szczytowym osiąganym w trakcie aerobiku seksualnego
czy ja wiem... i to bez utraty świadomości i kontaktu z rzeczywistością
A rozważania formalne?... zabawa strukturami... Muzyka nie musi być dla mnie intelektualnym rebusem by była ciekawa...
Jest też muzyka, której nie znoszę (i niekoniecznie musi to być tylko disco-polo), ale o tej wolę nie pisać.
A z tej, którą jeszcze lubię - np. swoistym rytuałem noworocznego poranka jest dla mnie możliwość uczestniczenia dzięki dobrodziejstwu TV w koncercie filharmoników wiedeńskich odgrywających szlachetny pop czasów minionych stworzony przez rodzinę Straussów
Co do muzyki Chopina... owszem - także i ona robi ogromne wrażenie ale... czy w reżimowej PRL-owskiej TV ocenzurowano np. "etiudę rewolucyjną"? a proste punkowe piosenki (nie mówiąc już o utworach Kaczmarskiego i jemu podobnych, mniej zdolnych) nie miały wstępu na srebrny ekran (całkiem słusznie zresztą), z uwagi na możliwość zachwiania fundamentami systemu...
Czyż nie?
(nie wiem, ale coś zdaje się o tym pisał ś.p. Stefan Kisielewski)
i tyle
stay rude, stay rebel!
P. S.
=> Spowiednik - Dezerter dla mnie się niestety skończył... na szczeście zostały jeszcze stare kasety i płyty, bo ostatnie to niestety chała (mniej pod względem tekstowym , bardziej pod względem muzycznym). Zaś ogólny kontekst (np. kwestia wydawcy, praca Robala w programie Kubulka W.) każe mi odbierać ich obecną twórczość jako ściemę... niestety... choć chciałbym się mylić..