przypomniał mi się jeszcze jeden film, którego nie mogę znaleźć.
Amerykański, obyczajowy, chyba komedia.
Głównym bohaterem jest żonaty matematyk, jak mnie pamięć nie myli, wykładający na jakiejś uczelni wyższej. Pamiętam, że jeszcze lubił sobie grać na harmonijce ustnej, zwłaszcza jak rozmyślał nad jakims problemem, taką bluesową przygrywkę.
I to tyle konkretów z tego co pamiętam. Problemy chyba dotyczyły tego, że dla żony facet był chyba zbyt spokojny i zbyt wyluzowany i coraz bardziej podobał jej się jakiś inny facio, ale oczywiście w końcu zdała sobie sprawę z tego że woli swojego męża. Ale co do tej treści to raczej niepewna zgadywanka.
Amerykański, obyczajowy, chyba komedia.
Głównym bohaterem jest żonaty matematyk, jak mnie pamięć nie myli, wykładający na jakiejś uczelni wyższej. Pamiętam, że jeszcze lubił sobie grać na harmonijce ustnej, zwłaszcza jak rozmyślał nad jakims problemem, taką bluesową przygrywkę.
I to tyle konkretów z tego co pamiętam. Problemy chyba dotyczyły tego, że dla żony facet był chyba zbyt spokojny i zbyt wyluzowany i coraz bardziej podobał jej się jakiś inny facio, ale oczywiście w końcu zdała sobie sprawę z tego że woli swojego męża. Ale co do tej treści to raczej niepewna zgadywanka.
--
Wszelkie prawa zastrzeżone. Czytanie niniejszego tekstu bez pisemnej zgody surowo wzbronione.