Tak sobie ostatnio rozmyślałem, bo gorącym tematem oprócz protestu górników, rolników jest zmiana prawa o ruchu drogowym. Nie chodzi jednak o podwyższenie wysokości kar, za popełnione wykroczenia, ale o zniesienie kary za przechodzenie na czerwonym świetle. Domagają się tego niektóre osoby, ba nawet zbierali podpisy w tej sprawie, a koronnym argumentem w tej sprawie jest to, że w Anglii można przechodzić na własną odpowiedzialność i oni są taką odpowiedzialność gotowi ponieść. Czy aby na pewno?
Do takich rozmyślań skłoniła mnie niedawno zakończona historia jednego z moich klientów który spotkał się właśnie z taką panią, świadomą konsekwencji swoich czynów.
Zaczęła się ona jednak dużo wcześniej, bo niemal 3 lata temu, kiedy to ów klient, jechał jedną z dróg miasta wojewódzkiego w godzinach mocno wieczornych. Na jednym ze skrzyżowań o ruchu kierowanym, tuż przed maską jego bolidu, na jezdnie wlazła sobie pani, sygnalizator nadawał oczywiście sygnał zielony, dla kierującego i czerwony dla pani. Wyhamować nie było jak, ale coby jej na miejscu nie zabić, próbował on jednak odbić nieco w bok. Udało się to jednak średnio, albowiem pani i tak została potrącona, a pojazd wjechał w betonowe ogrodzenie, ulegając całkowitemu zniszczeniu, kobieta ranna, ale przeżyła. Sprawa trafiła do sądu, chociaż owa dama się nie przyznawała do winy, odwoływała, wydłużała proces w końcu przegrała, duża w tym zasługa monitoringu miejskiego i została skazana. Kolejnym problemem było odzyskanie pieniędzy za samochód, a była to kwota 40-50 tyś złotych, brak AC na pojazd, brak OC u pani, brak również zgody na polubowne załatwienie sprawy, więc znowu proces. Znowu odwołania, odroczenia, w końcu sprawa wygrana, ale brak wykonania wyroku. Następnie egzekucja komornicza, zapada nawet wyrok za ukrywanie majątku i wreszcie, po 3 latach batalii udało odzyskać się około 2/3 wartości samochodu.
Zatem, czy takie zachowanie to tylko gestia, pieszego? Bo tylko on ryzykuje, moim zdaniem NIE, gdyż jak coś się spieprzy, to tak jak w przypadku powyżej przerąbane ma on, kierowca i właściciel nieszczęsnego ogrodzenia.
Do takich rozmyślań skłoniła mnie niedawno zakończona historia jednego z moich klientów który spotkał się właśnie z taką panią, świadomą konsekwencji swoich czynów.
Zaczęła się ona jednak dużo wcześniej, bo niemal 3 lata temu, kiedy to ów klient, jechał jedną z dróg miasta wojewódzkiego w godzinach mocno wieczornych. Na jednym ze skrzyżowań o ruchu kierowanym, tuż przed maską jego bolidu, na jezdnie wlazła sobie pani, sygnalizator nadawał oczywiście sygnał zielony, dla kierującego i czerwony dla pani. Wyhamować nie było jak, ale coby jej na miejscu nie zabić, próbował on jednak odbić nieco w bok. Udało się to jednak średnio, albowiem pani i tak została potrącona, a pojazd wjechał w betonowe ogrodzenie, ulegając całkowitemu zniszczeniu, kobieta ranna, ale przeżyła. Sprawa trafiła do sądu, chociaż owa dama się nie przyznawała do winy, odwoływała, wydłużała proces w końcu przegrała, duża w tym zasługa monitoringu miejskiego i została skazana. Kolejnym problemem było odzyskanie pieniędzy za samochód, a była to kwota 40-50 tyś złotych, brak AC na pojazd, brak OC u pani, brak również zgody na polubowne załatwienie sprawy, więc znowu proces. Znowu odwołania, odroczenia, w końcu sprawa wygrana, ale brak wykonania wyroku. Następnie egzekucja komornicza, zapada nawet wyrok za ukrywanie majątku i wreszcie, po 3 latach batalii udało odzyskać się około 2/3 wartości samochodu.
Zatem, czy takie zachowanie to tylko gestia, pieszego? Bo tylko on ryzykuje, moim zdaniem NIE, gdyż jak coś się spieprzy, to tak jak w przypadku powyżej przerąbane ma on, kierowca i właściciel nieszczęsnego ogrodzenia.
--