...sie musza przydazac takei rzeczy
Pozdrawiam zza germanskiej granicy.
Caly grudzien mam przyjemnosc (lub nie- ) pracowac w Rostocku jako tlumacz. W pracy bywa zabawnie, ale jest to humor tak skrajnie sytuacyjny, ze brakuje mi talentu, by go przelac na papier (badz mopnitor, jak kto woli). Ale ale, czekajcie a znajdziecie. Wczoraj moja zaszczytna funkcja Znajacej-Jezyk umiescila mnie w samym centrum wydarzen
Otoz, mieszkam we wspanialym hotelu, tak mniej wiecej polgwiazdkowym i on wlasnie odegra miejsce akcji w mojej tragikomedii. Bohaterowie - ja, dwie kolezanki, jeden kolega i pani z recepcji. Czas akcjí - godzina 01.00. Grzecznie leze juz w lozku, tymczasem do mojego pokoju wtacza sie szczesliwy kolega i z usmiechem obwieszcza, ze jedna panna zgubila klucz w windzie i musze ja ratowac, bo nie dostanie sie do pokoju etc.
Wstalam... Kolezanka wsiadajac do jednej z dwoch wind upuscila klucz do szczeliny miedzy wina a podloga korytarza. Rzecz jasna, nie miala pojecia, w ktorej windzie to sie stalo Zapewne byla to kwestia poznej pory, a nie napojow wyskokowych, co to, to nie
Zjezdzam z tymi dwiema ofiarami winda na recepcje z wysokosci naszego siodmego pietra. Tlumacze pani co sie stalo. Recepcjonistka, wysuszona na wior pani w okolicach piecdziesiatki mowi, ze znalazla generalny klucz i moze jej otworzyc drzwi. Swietnie, to idziemy.
Dochodzimy do windy, a ona skreca na schody:
- Gdybysmy utkneli teraz w windzie, nie byloby nikogo z obslugi hotelu, wiec musimy isc piechota.
na siodme pietro!!!
Pani pomykala po schodach jak racza DDR-owska sarenka, ja za nia nadazalam z trudem, a moje dwie ofiary wlokly sie jeszcze za nami.
..yhy...
...yyyhyyy...
Doszlysmy.
Kobieta lapie oddech.
kulminacja akcji; 7 pietro
..yyhhyy
spoglada na klucz
- Wie pani co, wzielam klucz od dziewiatego pietra, ZARAZ przyjde.
i myk.. myk.. na dol...
Ech, zycie
Pozdrawiam zza germanskiej granicy.
Caly grudzien mam przyjemnosc (lub nie- ) pracowac w Rostocku jako tlumacz. W pracy bywa zabawnie, ale jest to humor tak skrajnie sytuacyjny, ze brakuje mi talentu, by go przelac na papier (badz mopnitor, jak kto woli). Ale ale, czekajcie a znajdziecie. Wczoraj moja zaszczytna funkcja Znajacej-Jezyk umiescila mnie w samym centrum wydarzen
Otoz, mieszkam we wspanialym hotelu, tak mniej wiecej polgwiazdkowym i on wlasnie odegra miejsce akcji w mojej tragikomedii. Bohaterowie - ja, dwie kolezanki, jeden kolega i pani z recepcji. Czas akcjí - godzina 01.00. Grzecznie leze juz w lozku, tymczasem do mojego pokoju wtacza sie szczesliwy kolega i z usmiechem obwieszcza, ze jedna panna zgubila klucz w windzie i musze ja ratowac, bo nie dostanie sie do pokoju etc.
Wstalam... Kolezanka wsiadajac do jednej z dwoch wind upuscila klucz do szczeliny miedzy wina a podloga korytarza. Rzecz jasna, nie miala pojecia, w ktorej windzie to sie stalo Zapewne byla to kwestia poznej pory, a nie napojow wyskokowych, co to, to nie
Zjezdzam z tymi dwiema ofiarami winda na recepcje z wysokosci naszego siodmego pietra. Tlumacze pani co sie stalo. Recepcjonistka, wysuszona na wior pani w okolicach piecdziesiatki mowi, ze znalazla generalny klucz i moze jej otworzyc drzwi. Swietnie, to idziemy.
Dochodzimy do windy, a ona skreca na schody:
- Gdybysmy utkneli teraz w windzie, nie byloby nikogo z obslugi hotelu, wiec musimy isc piechota.
na siodme pietro!!!
Pani pomykala po schodach jak racza DDR-owska sarenka, ja za nia nadazalam z trudem, a moje dwie ofiary wlokly sie jeszcze za nami.
..yhy...
...yyyhyyy...
Doszlysmy.
Kobieta lapie oddech.
kulminacja akcji; 7 pietro
..yyhhyy
spoglada na klucz
- Wie pani co, wzielam klucz od dziewiatego pietra, ZARAZ przyjde.
i myk.. myk.. na dol...
Ech, zycie
--
Tyle słońca w całym mieście, nie widziałeś tego jeszcze, popatrz...