Witam Bojownictwo,
Dziś kolejny autentyk z życia ( mojego ) wzięty. Wszystko wydarzyło się jakiś rok temu. Siedziałem sobie w biurze, w godzinach ( jak dla mnie ) roboczych czyli koło godziny 22:00. Dzwoni telefon, patrzę, koleżanka o imieniu Dominika. Odebrałem. Panna Dominika poprosiła, czy może odwiedzić mnie w pracy, bo ma po drodze, a przy okazji chciała sprawdzić sobie pocztę itp. Oczywiście się zgodziłem. Poprosiłem Dominikę, by po drodze kupiła coś do jedzenia, jakiegoś gotowca do podgrzania w mikrofali. No więc mijał czas, mijał, mijał...aż w końcu przybyła. Zakupiła po drodze jakieś jedzonko, wskazałem gdzie kuchnia, nastawiła co trzeba, odstąpiłem jej swoje biurko... gdy nagle usłyszałem dziwne trzaski dobiegające z kuchni. Pytam się:
- Dominika, na ile ty to nastawiłas?
- Na jakieś 15 minut.
Oczy zrobiłem, przerażenie, biegnę do kuchni a zza szybki mikrofali nic nie widać już poza jakąś żółtą mgłą. Szybko wyłączam i... jebuuuud, to coś, co miało być do jedzenia, eksplodowało w środku. Dym zaczał wydostawać się na zewnątrz, coraz więcej dymu...Uchyliłem drzwiczki kuchenki. Ilość dymu rosła w postępie geometrycznym...Nagle przerażenie, przecież tu czujniki pożarowe zainstalowane, przed oczami wizja alarmu, straż pożarna, antyterroryści, Rutkowski-Patrol i wszystko inne. Cała kuchnia już zadymiona... Udało mi się przebić przez dym do wyjścia, wołam:
- Dominika!...
Odwróciła się, spojrzała na mnie.. No cóż, chyba dla niej codziennym widokiem jest facet w zadymionej kuchni... Domi się uśmiechnęła po czym rzuciła błyskotliwe:
- Co?
I ku memu zdziwieniu... znów odwróciła głowę w kierunku monitora. Udało mi się wydostać z kuchni. Zaczynam biegać, włączam klimatyzację, okna otwieram. O dziwo, alarm się nie włączyl. Dym w końcu opadł, ale dało się widzieć w powietrzy mgiełkę, taką co to kłuje w oczy i śmierdziało strasznie spalenizną. Rzuciłem pytanie w kierunku panny Dominiki:
- Co ty kupiłaś za jedzenie?
- A nie wiem, zobacz, opakowanie w kuchni leży.
Podnosze, czytam... not suitable for microwave ( jednym słowem, nie uzywać w mikrofali ). I wszystko stało się jasne, no i te 15 minut, na które Domi nastawiła kuchenke dało rezultat. "No to przekichane" pomyślałem, dopiero pracę zacząłem niedawno, a pomyślą, że biuro spaliłem, a jeszcze jak kuchenke zobaczą... kuchenka! Toż to trzeba z nią coś zrobić! Zaczęło się szorowanie, pucowanie...ale śmierdzieć przestać nie chciała, spalenizna dawała się odczuć od razu po uchyleniu drzwiczek. Po jakichś dwóch godzinach wypucowałem mikrofalę, zgadnijcie natomiast państwo, co panna Domi robiła w tym czasie? Oczywiście oddawała się przyjemności buszowania w sieci, kiedy to ja przeżywałem ten horror! Zastanawiałem się, czy wysłać maila do wszystkich współpracowników, by się rano nie dziwili, co tu za mgła taka i czemu śmierdzi spalenizną... Postanowiłem.. nie wysyłać...
Jakoś nad ranem ( coś koło 4 rano ) opuściliśmy biuro. Dotarłem do domu, poszedłem spać, obudziłem się.. W drodze do pracy stres, wjechałem na piętro, już przed wejściem do biura widać mgłę i ewidentnie - śmierdziało spalenizną. Wszedłem, a tu jakby nic się nie stało, ludzie sobie pracują, co więcej używają nawet tej śmierdzącej kuchenki... Nikt nic nie dostrzegł ( Anglicy hehe ). Parę godzin później widzę pierwszy email:
"Nie sądzicie, że mikrofałowka dziwnie pachnie?"
No i serce do gardła podeszło, ale nic, zimną krew zachować trzeba...Obserwuję rozwój dyskusji, chlopaki probują wymyślić, co tu się mogło stać. Nagle jeden z nich wysyła maila:
"Gdzieś czytałem, że mikrofalówka jak gotuje jedzenie to i sama się przy okazji gotuje, może nasza już się ugotowała"
Następny mail:
"To prawdopodobne, dużo jej używamy"
Mail do działu zajmującego się zaopatrzeniem naszego biura:
"Mikrofalówka nam się ugotowała i brzydko pachnie. Prosimy o wymianę"
No i tak mniej więcej nasze piętro w sile 30 chłopa i 2 kobiet doszło do wniosku, że mikrofalówka może sama się ugotować
Mam nadzieję, że wielkich cięgów za kolejną nieśmieszną historię nie dostanę :P choć fakt, wtedy nie było mi do śmiechu
I pamiętajcie: DO NOT TRY THIS AT HOME, WE DID SO YOU DON"T HAVE TO!
Dziś kolejny autentyk z życia ( mojego ) wzięty. Wszystko wydarzyło się jakiś rok temu. Siedziałem sobie w biurze, w godzinach ( jak dla mnie ) roboczych czyli koło godziny 22:00. Dzwoni telefon, patrzę, koleżanka o imieniu Dominika. Odebrałem. Panna Dominika poprosiła, czy może odwiedzić mnie w pracy, bo ma po drodze, a przy okazji chciała sprawdzić sobie pocztę itp. Oczywiście się zgodziłem. Poprosiłem Dominikę, by po drodze kupiła coś do jedzenia, jakiegoś gotowca do podgrzania w mikrofali. No więc mijał czas, mijał, mijał...aż w końcu przybyła. Zakupiła po drodze jakieś jedzonko, wskazałem gdzie kuchnia, nastawiła co trzeba, odstąpiłem jej swoje biurko... gdy nagle usłyszałem dziwne trzaski dobiegające z kuchni. Pytam się:
- Dominika, na ile ty to nastawiłas?
- Na jakieś 15 minut.
Oczy zrobiłem, przerażenie, biegnę do kuchni a zza szybki mikrofali nic nie widać już poza jakąś żółtą mgłą. Szybko wyłączam i... jebuuuud, to coś, co miało być do jedzenia, eksplodowało w środku. Dym zaczał wydostawać się na zewnątrz, coraz więcej dymu...Uchyliłem drzwiczki kuchenki. Ilość dymu rosła w postępie geometrycznym...Nagle przerażenie, przecież tu czujniki pożarowe zainstalowane, przed oczami wizja alarmu, straż pożarna, antyterroryści, Rutkowski-Patrol i wszystko inne. Cała kuchnia już zadymiona... Udało mi się przebić przez dym do wyjścia, wołam:
- Dominika!...
Odwróciła się, spojrzała na mnie.. No cóż, chyba dla niej codziennym widokiem jest facet w zadymionej kuchni... Domi się uśmiechnęła po czym rzuciła błyskotliwe:
- Co?
I ku memu zdziwieniu... znów odwróciła głowę w kierunku monitora. Udało mi się wydostać z kuchni. Zaczynam biegać, włączam klimatyzację, okna otwieram. O dziwo, alarm się nie włączyl. Dym w końcu opadł, ale dało się widzieć w powietrzy mgiełkę, taką co to kłuje w oczy i śmierdziało strasznie spalenizną. Rzuciłem pytanie w kierunku panny Dominiki:
- Co ty kupiłaś za jedzenie?
- A nie wiem, zobacz, opakowanie w kuchni leży.
Podnosze, czytam... not suitable for microwave ( jednym słowem, nie uzywać w mikrofali ). I wszystko stało się jasne, no i te 15 minut, na które Domi nastawiła kuchenke dało rezultat. "No to przekichane" pomyślałem, dopiero pracę zacząłem niedawno, a pomyślą, że biuro spaliłem, a jeszcze jak kuchenke zobaczą... kuchenka! Toż to trzeba z nią coś zrobić! Zaczęło się szorowanie, pucowanie...ale śmierdzieć przestać nie chciała, spalenizna dawała się odczuć od razu po uchyleniu drzwiczek. Po jakichś dwóch godzinach wypucowałem mikrofalę, zgadnijcie natomiast państwo, co panna Domi robiła w tym czasie? Oczywiście oddawała się przyjemności buszowania w sieci, kiedy to ja przeżywałem ten horror! Zastanawiałem się, czy wysłać maila do wszystkich współpracowników, by się rano nie dziwili, co tu za mgła taka i czemu śmierdzi spalenizną... Postanowiłem.. nie wysyłać...
Jakoś nad ranem ( coś koło 4 rano ) opuściliśmy biuro. Dotarłem do domu, poszedłem spać, obudziłem się.. W drodze do pracy stres, wjechałem na piętro, już przed wejściem do biura widać mgłę i ewidentnie - śmierdziało spalenizną. Wszedłem, a tu jakby nic się nie stało, ludzie sobie pracują, co więcej używają nawet tej śmierdzącej kuchenki... Nikt nic nie dostrzegł ( Anglicy hehe ). Parę godzin później widzę pierwszy email:
"Nie sądzicie, że mikrofałowka dziwnie pachnie?"
No i serce do gardła podeszło, ale nic, zimną krew zachować trzeba...Obserwuję rozwój dyskusji, chlopaki probują wymyślić, co tu się mogło stać. Nagle jeden z nich wysyła maila:
"Gdzieś czytałem, że mikrofalówka jak gotuje jedzenie to i sama się przy okazji gotuje, może nasza już się ugotowała"
Następny mail:
"To prawdopodobne, dużo jej używamy"
Mail do działu zajmującego się zaopatrzeniem naszego biura:
"Mikrofalówka nam się ugotowała i brzydko pachnie. Prosimy o wymianę"
No i tak mniej więcej nasze piętro w sile 30 chłopa i 2 kobiet doszło do wniosku, że mikrofalówka może sama się ugotować
Mam nadzieję, że wielkich cięgów za kolejną nieśmieszną historię nie dostanę :P choć fakt, wtedy nie było mi do śmiechu
I pamiętajcie: DO NOT TRY THIS AT HOME, WE DID SO YOU DON"T HAVE TO!
--