Wierzcie lub nie, ale jeśli był jakiś dżołk na ten temat, to właśnie JA jestem jego twórcą:
Zima. Rok 1988. Jestem chory. Cięzko. Ledwie dycham. Pani dochtór z przychodni rejonowej, nie do końca będąca pewna swych kwalifikacji, kieruje mnie do poradni chorób płucnych (czy jak tam to się zwało). Prześwietlenie, oględziny, osłuchanie. Wynik - grużlica w stadium zaawansowanym. Rodzicielka włosy rwie z głowy, szuka ratunku u Pani dochtór : Co robić ??. Sczegółów nie pamiętam (dawno było) ale Dochtórka zaaplikowała mi zastrzyki, ( bodajże gentamycynę czy jakoś tak). Ok, przyjąłem serię zastrzyków W międzyczasie okazało się, że mam ciężkie zapalenie płuc a nie gruźlicę (drobiazg, co za różnica) i ....
ogłuchłem, kurna (sorki - kacza) jego mać... po prostu bębenki w uszach wklęsły mi do środka, nie wiedzieć dlaczego (prawdopodobnie wynik działania tegoż antybiotyku)
Fajnie było być głuchym. Dyktanda, klasówki, odpytywanie przy tablicy itp. nic mnie nie dotyczyło. Ale któregoś dnia zabiegi medyczno-fizjoterapeutyczne dały efekt. Znowu słyszę!!!!! Ale szkoda mi tych luzów, które miałem w szkole i starałem się przed ciałem pedagogicznym to zataić. Uadwało mi się to wybornie, do czasu...
Lekcja biologii. Ja wyluzowany (przywykłem że nauczyciele mnie już o nic nie pytają) gapię się na tablicę zajęty własnymi myślami, a nie budową przewodu pokarmowego jakichś tam stworzonek, słyszę głoś nauczycielki :
- Mariusz, ty naprawdę nic nie słyszysz??
- NIc, psze pani!! - odpowiadam
Jakiś brecht dookoła, ja wyrwany z głębi własnych fantazji...
Nie kumam
Z czego oni tak rżą ???
Wtedy właśnie zobaczyłem zobrazowanie tego : "a cała klasa wykonała klasycznego roftla"
Zima. Rok 1988. Jestem chory. Cięzko. Ledwie dycham. Pani dochtór z przychodni rejonowej, nie do końca będąca pewna swych kwalifikacji, kieruje mnie do poradni chorób płucnych (czy jak tam to się zwało). Prześwietlenie, oględziny, osłuchanie. Wynik - grużlica w stadium zaawansowanym. Rodzicielka włosy rwie z głowy, szuka ratunku u Pani dochtór : Co robić ??. Sczegółów nie pamiętam (dawno było) ale Dochtórka zaaplikowała mi zastrzyki, ( bodajże gentamycynę czy jakoś tak). Ok, przyjąłem serię zastrzyków W międzyczasie okazało się, że mam ciężkie zapalenie płuc a nie gruźlicę (drobiazg, co za różnica) i ....
ogłuchłem, kurna (sorki - kacza) jego mać... po prostu bębenki w uszach wklęsły mi do środka, nie wiedzieć dlaczego (prawdopodobnie wynik działania tegoż antybiotyku)
Fajnie było być głuchym. Dyktanda, klasówki, odpytywanie przy tablicy itp. nic mnie nie dotyczyło. Ale któregoś dnia zabiegi medyczno-fizjoterapeutyczne dały efekt. Znowu słyszę!!!!! Ale szkoda mi tych luzów, które miałem w szkole i starałem się przed ciałem pedagogicznym to zataić. Uadwało mi się to wybornie, do czasu...
Lekcja biologii. Ja wyluzowany (przywykłem że nauczyciele mnie już o nic nie pytają) gapię się na tablicę zajęty własnymi myślami, a nie budową przewodu pokarmowego jakichś tam stworzonek, słyszę głoś nauczycielki :
- Mariusz, ty naprawdę nic nie słyszysz??
- NIc, psze pani!! - odpowiadam
Jakiś brecht dookoła, ja wyrwany z głębi własnych fantazji...
Nie kumam
Z czego oni tak rżą ???
Wtedy właśnie zobaczyłem zobrazowanie tego : "a cała klasa wykonała klasycznego roftla"
--
Jako człowiek oblatany w najlepszych towarzystwach, z ukończoną szkołą tańców nowoczesnych i figurowych, zawsze robię wszystko a propos i wytrzymuję najcięższe nawet artykuła salonowego kodeksu karnego. Ale o wiele mnie kto niemożebnie podgrymasza, łobuz się robie i z samem sobą wytrzymać mnie trudno.
