Nie dla dzieciakow!
Mieszkam ja w jednej chalupie z perkusista. Co bylo robic? Pokoj tani, kaucja niska to i trzeba bylo zacisnac jadaczke , schowac honnor basisty do kieszeni i zamiszkac.
Stephan, zwany - ku jego ogolnemu wku#wienu - Stefkiem, okazal sie kolesiem calkiem w porzadku.
Poniewaz jednak chce byc wielkim metalem, cwiczy czasem na mnie swoje "zle spojrzenie", ktore zazwyczaj spotyka sie z pytaniem z gatunku
"znowu zatwardzenie, czy kichac bedziesz?"
Ostatnio jednak stwierdzilem ze bede wredny. Stefek wchodzi do kuchni i sie lampi. Na ot ja wyciagnalem zapalniczke, zapalilem i pokazujac na nia mowie:
"ooo-gieeeen"
Jakis czas pozniej typek postanowil jednak rzucic palenie. W jego wydaniu oznaczaolo to przychodzenie do mni kilka(nascie) razy na dzien i zebranie o fajke. Fajki pale dosc oryginalne, bo wlasnorecznie skrcane z tytoniu o smaku mango (do tego filtry weglowe i zajefajnie cienkie bibulki), totez impreza nie jest wcale taka tania.
Skutkiem powyzszego byl wzrastajacy wku#w, no ale zlym czlowiekiem jednak nie jestem i czasem sie dzielilem.
Ale pewnego dnia kolo przegial...
Polazl sobie na mecz do sasiadow. Wykorzystujac to, ze jego pokoj przez to emitowal roche mniej lomotu niz zwykle, walnalem sie wczesnie spac do wyra (kolo 23 znaczy sie).
Polnoc... Stefek wraca na chate, puka do mnie do drzwi, mowi ze bylo fajnie po czym dodaje - no to jeszcze po fajce i idziemy spac.
Efekt: Dawka dynamizatorow wyemitowanych w jakze pieknej mowie ojczystej, ktorych nie powstydzilyby sie Czerwone Brygady. Oprocz jednej:
"wy (ekhm)alaj od moich fajek ty po(khy khy)y w (hrkhm) za (hm)ny gwalcicielu bebnow!
Zrozumial.
Mieszkam ja w jednej chalupie z perkusista. Co bylo robic? Pokoj tani, kaucja niska to i trzeba bylo zacisnac jadaczke , schowac honnor basisty do kieszeni i zamiszkac.
Stephan, zwany - ku jego ogolnemu wku#wienu - Stefkiem, okazal sie kolesiem calkiem w porzadku.
Poniewaz jednak chce byc wielkim metalem, cwiczy czasem na mnie swoje "zle spojrzenie", ktore zazwyczaj spotyka sie z pytaniem z gatunku
"znowu zatwardzenie, czy kichac bedziesz?"
Ostatnio jednak stwierdzilem ze bede wredny. Stefek wchodzi do kuchni i sie lampi. Na ot ja wyciagnalem zapalniczke, zapalilem i pokazujac na nia mowie:
"ooo-gieeeen"
Jakis czas pozniej typek postanowil jednak rzucic palenie. W jego wydaniu oznaczaolo to przychodzenie do mni kilka(nascie) razy na dzien i zebranie o fajke. Fajki pale dosc oryginalne, bo wlasnorecznie skrcane z tytoniu o smaku mango (do tego filtry weglowe i zajefajnie cienkie bibulki), totez impreza nie jest wcale taka tania.
Skutkiem powyzszego byl wzrastajacy wku#w, no ale zlym czlowiekiem jednak nie jestem i czasem sie dzielilem.
Ale pewnego dnia kolo przegial...
Polazl sobie na mecz do sasiadow. Wykorzystujac to, ze jego pokoj przez to emitowal roche mniej lomotu niz zwykle, walnalem sie wczesnie spac do wyra (kolo 23 znaczy sie).
Polnoc... Stefek wraca na chate, puka do mnie do drzwi, mowi ze bylo fajnie po czym dodaje - no to jeszcze po fajce i idziemy spac.
Efekt: Dawka dynamizatorow wyemitowanych w jakze pieknej mowie ojczystej, ktorych nie powstydzilyby sie Czerwone Brygady. Oprocz jednej:
"wy (ekhm)alaj od moich fajek ty po(khy khy)y w (hrkhm) za (hm)ny gwalcicielu bebnow!
Zrozumial.
--
W winie prawda, W piwie siła, A w wodzie ino bakterie.