moje kochane chłopy-czyli Czarek i Misiek, co się z nim rozstanę juz za dwa miechy, pozostawią mi piekne po sobie wspomnienia. Urozmaicaliśmy sobie studia rekordowo
postanowiłam zatem spisywać wspomnienia, coby mi się w pamięci nie zatarły.
I rok, czekamy na zajęcia z anatomii, czekanie nudzi nas dość szybko i idziemy na strych budynku, gdzie od kilku tygodni debatowaliśmy nad rozwaleniem kłódki i przeszperaniem tajemniczego pomieszczenia. Dodać należy, że collegium anatomicum to bardzo stary budynek, będący w czasie wojny szpitalem wojskowym, długie korytarze, 40 watowe żarówki, skrzypiące drzwi itd.
Tym razem postanowiliśmy wejść, długi korytarz, wiatr hula w powybijanych szybach, strzępy jakichś szmat latają ponuro przed twarzami, ogólnie trochę rezon straciliśmy. W kącie zobaczyliśmy stare pomoce naukowe, czyli olejne obrazy przedstawiajace wnętrzności z pięknymi podpisami, dzieła sztuki normalnie. Idziemy dalej, stare książki, pożółkłe kartki, połamane ławki z kałamarzami. W końcu pomieszczenia wejście do jakiegoś malutkiego pokoiku i przełącznik światła na ścianie. Każde z nas czeka na ruch reszty, w końcu szeptem uradziliśmy, że wchodzimy. Od wyjścia dzieliło nas już ok.20 metrów: ciemności, pajęczyn i jęczących ze starości sprzętów, powiedzmy, że czuliśmy się nieswojo. Ale dobra, przełączyłam pokrętło i prostokąt drzwi rozjarzył się światłem, jednak żadno z nas nie ma jakoś odwagi sprawdzić co tam jest. czuję lekkie pchnięcie w plecy i rozlega się szept - kobiety przodem. Wczepiam się w sweter Miśkowi i wchodzimy, a tam- horror normalnie, dwie wielkie metalowe balie, charakterystyczny zapach garbarni, a w kącie pomieszczenia olbrzymia kość udowa, na metalowym stole złożony do połowy szkielet, podłoga umazana czymś bordowoczarnym, na środku stoją dwa przykryte wiadra, a na nich leży coś jak tasak. Stoimy tak kompletnie wmurowani w podłogę, w pewnej chwili zdaję sobie sprawę, że jak nie zacznę oddychać to zemdleję. I nagle coś się gwałtownie poruszyło, tuż obok, za chwilę znowu... i wtym momencie chłopy moje robią błyskawiczny odwrót, biegną tym cholernym ciemnym korytarzem, ja po chwili bezwładu ich gonię, szmaty uderzają mnie w twarz, czuję, że coś mnie złapało za but, zaczynam krzyczeć i tak wpadam na schody. Tam siedzą dwa trupioblade zdrajce cholerne z oczami jak spodki, ja wściekła drżącym głosem ich opieprzam- samą mnie zostawiliście, ku*wa, myślałam, że sie tam zes*am, szlag by was trafił- przyjaciele!! na to Czaruś uroczyście- Anka, my ci drogę torowaliśmy...
ps.Gdy odważyliśmy się tam wejść drugi raz okazało się że hałasującymi duszami trupów były gołębie
c.d.n.
postanowiłam zatem spisywać wspomnienia, coby mi się w pamięci nie zatarły.
I rok, czekamy na zajęcia z anatomii, czekanie nudzi nas dość szybko i idziemy na strych budynku, gdzie od kilku tygodni debatowaliśmy nad rozwaleniem kłódki i przeszperaniem tajemniczego pomieszczenia. Dodać należy, że collegium anatomicum to bardzo stary budynek, będący w czasie wojny szpitalem wojskowym, długie korytarze, 40 watowe żarówki, skrzypiące drzwi itd.
Tym razem postanowiliśmy wejść, długi korytarz, wiatr hula w powybijanych szybach, strzępy jakichś szmat latają ponuro przed twarzami, ogólnie trochę rezon straciliśmy. W kącie zobaczyliśmy stare pomoce naukowe, czyli olejne obrazy przedstawiajace wnętrzności z pięknymi podpisami, dzieła sztuki normalnie. Idziemy dalej, stare książki, pożółkłe kartki, połamane ławki z kałamarzami. W końcu pomieszczenia wejście do jakiegoś malutkiego pokoiku i przełącznik światła na ścianie. Każde z nas czeka na ruch reszty, w końcu szeptem uradziliśmy, że wchodzimy. Od wyjścia dzieliło nas już ok.20 metrów: ciemności, pajęczyn i jęczących ze starości sprzętów, powiedzmy, że czuliśmy się nieswojo. Ale dobra, przełączyłam pokrętło i prostokąt drzwi rozjarzył się światłem, jednak żadno z nas nie ma jakoś odwagi sprawdzić co tam jest. czuję lekkie pchnięcie w plecy i rozlega się szept - kobiety przodem. Wczepiam się w sweter Miśkowi i wchodzimy, a tam- horror normalnie, dwie wielkie metalowe balie, charakterystyczny zapach garbarni, a w kącie pomieszczenia olbrzymia kość udowa, na metalowym stole złożony do połowy szkielet, podłoga umazana czymś bordowoczarnym, na środku stoją dwa przykryte wiadra, a na nich leży coś jak tasak. Stoimy tak kompletnie wmurowani w podłogę, w pewnej chwili zdaję sobie sprawę, że jak nie zacznę oddychać to zemdleję. I nagle coś się gwałtownie poruszyło, tuż obok, za chwilę znowu... i wtym momencie chłopy moje robią błyskawiczny odwrót, biegną tym cholernym ciemnym korytarzem, ja po chwili bezwładu ich gonię, szmaty uderzają mnie w twarz, czuję, że coś mnie złapało za but, zaczynam krzyczeć i tak wpadam na schody. Tam siedzą dwa trupioblade zdrajce cholerne z oczami jak spodki, ja wściekła drżącym głosem ich opieprzam- samą mnie zostawiliście, ku*wa, myślałam, że sie tam zes*am, szlag by was trafił- przyjaciele!! na to Czaruś uroczyście- Anka, my ci drogę torowaliśmy...
ps.Gdy odważyliśmy się tam wejść drugi raz okazało się że hałasującymi duszami trupów były gołębie
c.d.n.
--
I'm the bitch you hated, filth infatuated. Yeah. I'm the pain you tasted, fell intoxicated.