Widzę, że dzisiaj obrodziło w „okej” i gwozdki (moderatorzy wrócili z ferii ???).
W związku z tym, z pewną taką nieśmiałością parę autentyków o tym, że Smerfy to nie tylko bohaterowie kreskówek dla rozwydrzonych dzieciaków.
1.
Kiedyś, kiedyś w pięknym mieście (nazwę celowo zatajam) zupełnie bezczelnie zatrzymał mnie smutny pan z białą czapką na głowie i coś tam paplał, że ograniczenie prędkości i zakaz wyprzedzania w tym miejscu obowiązuje także po północy.
Jak widzicie sami : chrzanił zupełnie bez sensu i nie czuł bluesa.
Wydawało się, że bez mandatu ni cholery się nie obędzie, facet nie wyglądał na wziątkowca.
Ale wziął moje dokumenty, zapytał się grzecznie czy to czupiradło na zdjęciu w prawie jazdy to ja. Nie zaprzeczyłem z grzeczności wrodzonej.
Spojrzał się na moje dane personalne i zapytał się, czy pan XXX YYY to moja rodzina.
Człeka w ogóle nie znałem, ale z grzeczności znów nie zaprzeczyłem.
Usłyszałem od pana w rondelku żebym szczęśliwie dojechał do domku, życzył mi dobrej jazdy.
Jak się okazało, pan XXX YYY był jakąś wielką szychą od ruchu drogowego w tamtym województwie.
Otworzyły się przede mną nowe horyzonty życiowe.
Niestety, losu pana XXX YYY nie śledziłem na bieżąco.
A trzeba było!
Dużo, bardzo dużo kosztowało mnie jego przejście na zasłużoną emeryturę.
2.
Na Stadionie Dziesięciolecia kupiłem kiedyś białą czapeczkę, prawie, że taką samą, jaką noszą Smerfy.
Bez żadnych orzełków, dystynkcji itp., itd.
Jeździłem wówczas w miarę normalnym samochodem.
Czapeczka była rzucona niedbale na tylną półkę w samochodzie.
Nie wiem, na czym to polegało, ale gdy ktoś czepialski był bardzo upierdliwy – podprowadzałem gościa na tył samochodu.
No, byłby ślepy gdyby nie zobaczył bieli kapturka.
I bez żadnych pytań życzono mi szczęśliwej jazdy.
3.
Zupełnie niedawno byłem na jakimś tam spotkaniu, trochę towarzyskim, trochę biznesowym. Trochę oficjeli też było – bo i jakaś oficjalna uroczystość to była.
Dla mnie praktycznie nieznani ludzie lub ledwo-ledwo kojarzeni.
No, w końcu gadam chwileczkę z panem w niebiesko-szarym mundurze, rozmowa o pierdołach. Wymieniamy się wizytówkami.
Na wizytówce jak byk, że to wielka szycha służb mi wyraźnie niechętnych i upierdliwych nad wyraz.
I znów, ktoś mnie zatrzymuje i się bezpodstawnie czegoś czepia, że niby za szybko, bo ograniczenie prędkości rzekomo było.
I nie pomagają tłumaczenia, że żadnego znaku nie mogłem widzieć, bo za duża mgła była i śnieżyca też robiła swoje. Więc z przyczyn obiektywnych powinienem być zwolniony z przykrej przyjemności otrzymania jakiś tam punktów.
„Poprosimy dokumenty” usłyszałem.
Dałem. Z podpiętą w prawo jazdy wizytówką parę dni wcześniej otrzymaną.
I znów – życzono mi szczęśliwej podróży.
Tak się zastanawiam, czy wydrukowanie sobie kilkunastu wizytówek z danymi naczelników wojewódzkich ruchu drogowego (bardzo łatwe do znalezienia w necie) jest jakimś przestępstwem???
W związku z tym, z pewną taką nieśmiałością parę autentyków o tym, że Smerfy to nie tylko bohaterowie kreskówek dla rozwydrzonych dzieciaków.
1.
Kiedyś, kiedyś w pięknym mieście (nazwę celowo zatajam) zupełnie bezczelnie zatrzymał mnie smutny pan z białą czapką na głowie i coś tam paplał, że ograniczenie prędkości i zakaz wyprzedzania w tym miejscu obowiązuje także po północy.
Jak widzicie sami : chrzanił zupełnie bez sensu i nie czuł bluesa.
Wydawało się, że bez mandatu ni cholery się nie obędzie, facet nie wyglądał na wziątkowca.
Ale wziął moje dokumenty, zapytał się grzecznie czy to czupiradło na zdjęciu w prawie jazdy to ja. Nie zaprzeczyłem z grzeczności wrodzonej.
Spojrzał się na moje dane personalne i zapytał się, czy pan XXX YYY to moja rodzina.
Człeka w ogóle nie znałem, ale z grzeczności znów nie zaprzeczyłem.
Usłyszałem od pana w rondelku żebym szczęśliwie dojechał do domku, życzył mi dobrej jazdy.
Jak się okazało, pan XXX YYY był jakąś wielką szychą od ruchu drogowego w tamtym województwie.
Otworzyły się przede mną nowe horyzonty życiowe.
Niestety, losu pana XXX YYY nie śledziłem na bieżąco.
A trzeba było!
Dużo, bardzo dużo kosztowało mnie jego przejście na zasłużoną emeryturę.
2.
Na Stadionie Dziesięciolecia kupiłem kiedyś białą czapeczkę, prawie, że taką samą, jaką noszą Smerfy.
Bez żadnych orzełków, dystynkcji itp., itd.
Jeździłem wówczas w miarę normalnym samochodem.
Czapeczka była rzucona niedbale na tylną półkę w samochodzie.
Nie wiem, na czym to polegało, ale gdy ktoś czepialski był bardzo upierdliwy – podprowadzałem gościa na tył samochodu.
No, byłby ślepy gdyby nie zobaczył bieli kapturka.
I bez żadnych pytań życzono mi szczęśliwej jazdy.
3.
Zupełnie niedawno byłem na jakimś tam spotkaniu, trochę towarzyskim, trochę biznesowym. Trochę oficjeli też było – bo i jakaś oficjalna uroczystość to była.
Dla mnie praktycznie nieznani ludzie lub ledwo-ledwo kojarzeni.
No, w końcu gadam chwileczkę z panem w niebiesko-szarym mundurze, rozmowa o pierdołach. Wymieniamy się wizytówkami.
Na wizytówce jak byk, że to wielka szycha służb mi wyraźnie niechętnych i upierdliwych nad wyraz.
I znów, ktoś mnie zatrzymuje i się bezpodstawnie czegoś czepia, że niby za szybko, bo ograniczenie prędkości rzekomo było.
I nie pomagają tłumaczenia, że żadnego znaku nie mogłem widzieć, bo za duża mgła była i śnieżyca też robiła swoje. Więc z przyczyn obiektywnych powinienem być zwolniony z przykrej przyjemności otrzymania jakiś tam punktów.
„Poprosimy dokumenty” usłyszałem.
Dałem. Z podpiętą w prawo jazdy wizytówką parę dni wcześniej otrzymaną.
I znów – życzono mi szczęśliwej podróży.
Tak się zastanawiam, czy wydrukowanie sobie kilkunastu wizytówek z danymi naczelników wojewódzkich ruchu drogowego (bardzo łatwe do znalezienia w necie) jest jakimś przestępstwem???