O ŚPIEWANIU
Z darzało się wielokrotnie, że d.r. Helmut wybierał się na spacer. I przeważnie na dobrych chęciach się kończyło. Jednakowoż tym razem było inaczej. Być może słońce wiosenne było tego przyczyną, a być może zapowiedzi wróżbitów, że deszcz spadnie niechybnie za godzinkę, czy dwie... Niezależnie od przyczyny zaniechał d.r. Helmut codziennej dopołudniowej wyprawy krzyżowej, a w jej miejsce wywczasu w formie pieszej zażywał.
I skończyła by się przechadzka bezpiecznie, lecz d.r. Helmut zawędrował popod jedyną wieżę w swojej warowni. Po prawdzie, to było w warowni wież kilkanaście, niektóre jednak tak niskie, że i psy się w nich nie mogły pomieścić. Ta jedna natomiast była dwukrotnie wyższa niż d.r. Helmut w zbroi i konno...
Owóż z wieży tej dobiegały piski i krzyki.
I spodobały się d.r. Helmutowi owe dźwięki.
- Ja też chcę śpiewać! - rzucił d.r. Helmut.
Bo zamarzył sobie, że sławnym śpiewakiem zostanie, a splendoru doda mu z pewnością przedziwne i oryginalne brzmienie jego głosu spoza opuszczonej przyłbicy...
- A bywaj tam który! - rzucił d.r. Helmut.
- A czego tam - odrzuciła postać w czerwień spowita, pewnikiem mistrz śpiewu, lubo nauczyciel.
- Śpiewać bym chciał! - rzucił d.r. Helmut.
- Nic prostszego! - odrzuciła postać w czerwieni. - Wchodź wasze do wieży!
I wszedł d.r. Helmut. I wnet przywiązano go powrozami do łoża drewnianego. Zdziwił się na to d.r. Helmut, ale niczego nie rzekł, bo sobie tak kombinował, iże sztuka wymaga poświęceń. Ale kiedy postać w czerwieni za pochodnię chwyciła, zaprotestował.
- Co wasze robisz?!
- Przypiekał będę cię i ćwiczył rózgami, to wszystko wyśpiewasz dzielny rycerzu...
I zrozumiał d.r. Helmut swoją omyłkę, i chciał śpiewania zaniechać.
- Wszyscy tak mówią, a potem śpiewają, aż miło - odrzucił kat.
On to był bowiem owym nauczycielem, który potrafił sprawić, żeby i pień drzewa śpiewał, jak na spowiedzi.
Próżno protestował d.r. Helmut, próżno błagał. Kat był mistrzem wśród nauczycieli. D.r. Helmut już po tygodniu wyśpiewał wszystko, co wiedział. A było to tym bardziej zaskakujące, że d.r. Helmut tak naprawdę niewiele wiedział o czymkolwiek i w normalnych warunkach tekstu starczyłoby mu na dwa, trzy kwadranse. Ćwiczenie i dobry nauczyciel czynią mistrza...
to by było na tyle o tak nieprzyzwoitej godzinie
Witaj wyje_bny, prawy przyjacielu
Z darzało się wielokrotnie, że d.r. Helmut wybierał się na spacer. I przeważnie na dobrych chęciach się kończyło. Jednakowoż tym razem było inaczej. Być może słońce wiosenne było tego przyczyną, a być może zapowiedzi wróżbitów, że deszcz spadnie niechybnie za godzinkę, czy dwie... Niezależnie od przyczyny zaniechał d.r. Helmut codziennej dopołudniowej wyprawy krzyżowej, a w jej miejsce wywczasu w formie pieszej zażywał.
I skończyła by się przechadzka bezpiecznie, lecz d.r. Helmut zawędrował popod jedyną wieżę w swojej warowni. Po prawdzie, to było w warowni wież kilkanaście, niektóre jednak tak niskie, że i psy się w nich nie mogły pomieścić. Ta jedna natomiast była dwukrotnie wyższa niż d.r. Helmut w zbroi i konno...
Owóż z wieży tej dobiegały piski i krzyki.
I spodobały się d.r. Helmutowi owe dźwięki.
- Ja też chcę śpiewać! - rzucił d.r. Helmut.
Bo zamarzył sobie, że sławnym śpiewakiem zostanie, a splendoru doda mu z pewnością przedziwne i oryginalne brzmienie jego głosu spoza opuszczonej przyłbicy...
- A bywaj tam który! - rzucił d.r. Helmut.
- A czego tam - odrzuciła postać w czerwień spowita, pewnikiem mistrz śpiewu, lubo nauczyciel.
- Śpiewać bym chciał! - rzucił d.r. Helmut.
- Nic prostszego! - odrzuciła postać w czerwieni. - Wchodź wasze do wieży!
I wszedł d.r. Helmut. I wnet przywiązano go powrozami do łoża drewnianego. Zdziwił się na to d.r. Helmut, ale niczego nie rzekł, bo sobie tak kombinował, iże sztuka wymaga poświęceń. Ale kiedy postać w czerwieni za pochodnię chwyciła, zaprotestował.
- Co wasze robisz?!
- Przypiekał będę cię i ćwiczył rózgami, to wszystko wyśpiewasz dzielny rycerzu...
I zrozumiał d.r. Helmut swoją omyłkę, i chciał śpiewania zaniechać.
- Wszyscy tak mówią, a potem śpiewają, aż miło - odrzucił kat.
On to był bowiem owym nauczycielem, który potrafił sprawić, żeby i pień drzewa śpiewał, jak na spowiedzi.
Próżno protestował d.r. Helmut, próżno błagał. Kat był mistrzem wśród nauczycieli. D.r. Helmut już po tygodniu wyśpiewał wszystko, co wiedział. A było to tym bardziej zaskakujące, że d.r. Helmut tak naprawdę niewiele wiedział o czymkolwiek i w normalnych warunkach tekstu starczyłoby mu na dwa, trzy kwadranse. Ćwiczenie i dobry nauczyciel czynią mistrza...
to by było na tyle o tak nieprzyzwoitej godzinie
Witaj wyje_bny, prawy przyjacielu