Znajomy z liceum wybrał się swego czasu ze starszym bratem na 18-kę kolegi. Imprezka odbywała sie w lokalu na pierwszym piętrze, a główną atrakcje stanowiły dostarczone specjalnie na te okazję beczki z piwkiem. Okolo 1:00 w nocy towarzystwo było juz niezle rozbujane i zaczęła sie zabawa w "czego ja nie wyrzucę przez balkon". Poleciała wiec deskorolka, kwiatek w doniczce, jakieś flaszki itp. Niestety brat mojego znajomego postanowił się popisać i wywalił jedną z beczek ,nie wiem czy pustą czy (o zgrozo) pełną w każdym bądz razie postanowił że po nią zejdzie. Zebrał się w sobie, dumnym krokiem wyszedł na balkon (towarzystwo zaczęło go obserwować) przelazł na drugą strone barierki (towarzystwo zaczęlo się niepokoić) i puścił (towarzystwo podbiegło do okien). Oczywiście grawitacja zadzialała prawidłowo i facet pierdyknął o glebe aż zajęczało. Po chwili wstał, pozbierał się do kupy (głupi ma szczęście więc nie zaliczył zadnych powazniejszych obrażeń), spojrzał w kierunku balkonu, potem na asfalt, potem znów na balkon potrzasnął łbem i oświadczył.
O k#@a!!!!! .Myslałem że to parter jest.
O k#@a!!!!! .Myslałem że to parter jest.