Pewnego śłonecznego dnia wpadło po mnie dwóch kumpli. Po zejściu z 3-go piętra dojrzałem uśmiechnięte gęby kumpli trzymających Żywca razy sześć. Zamknąłem drzwi od mieszkania i idzem ulicą. Idziemy dobre 15 minut, kumpel (Daro) z plecaka kolejnego wyciąga szaściopaka. Ja z Piterem rotfla strzelamy, ale idziem dalej. Gdy drugi sześciopak chylił się ku zachodowi, a przechodziliśmy obok sklepu tak dumnej firmy jak Zatoka, słyszymy że ktoś za nami biegnie. Wszystcy lukas w tył, a tam starszy dziadek chwiejnym krokiem podbiega w naszą stronę. I tu krótka wymiana zdań:
Dziadek: Uffff..... przepraszam panowie......
Piter: Co pan chce?
Dziadek:Ufff.... byliście wczoraj panowie na otwarciu?
Daro: (chwilka namysłu) Czego?
Dziadek: Parasola w dupie!!!!
Dziadek: Uffff..... przepraszam panowie......
Piter: Co pan chce?
Dziadek:Ufff.... byliście wczoraj panowie na otwarciu?
Daro: (chwilka namysłu) Czego?
Dziadek: Parasola w dupie!!!!