Czytam sobie książkę tego przemiłego pana i generalnie pokładam się ze śmiechu. Wywnętrza się facet nieprawdopodobnie opisując swą drogę do sławy. No i na tej drodze napotkał panienkę o imieniu bodajże Lenny. Lenny dawała wszystkim oprócz Mansona i bardzo go to bolało. Napisał z kolegą pisenkę o wkładzie Lenny w rozwój muzyki rockowej południowej Florydy. Zatytuowali ją "Opryszczka".
Nie mam pojęcia dlaczego
Nie mam pojęcia dlaczego