no więc kiedy byłem dość mały,nie wiem,z 7 czy 8 latek miałem czy coś koło tego, byłem już znany z niecodziennych pomysłów.
latem wyjechaliśmy do znajomych do domku letniego mieszczącego się w Muszynie która to jest kilkaset metrów od granicy. Domek umiejscowiony był jakieś 60 metrów od stacji kolejowej,a z drugiej strony torów była dość wysoka górka naokoło której jeździły pociągi. Razem z tamtejszymi kolegami postanowiliśmy pewnego dnia posiedzieć na tej górce i je poobserwować,wiadomo, jak się jest malym to pociągi sa taaakie duże i fajne.
W pewnym momencie uznałem że muszę do kibelka,no to zbiegłem z górki i sru do domku...Wracając usłyszałem oczywiście dzwonki ostrzegawcze oraz syrenę pociągu,a że nie chciałem nic stracić no to sru w długą,rozejrzałem się pobierznie i nic nie widziałem wiec przebiegłem przez tory,ale kiedy na nie wbiegłem coś mnie tknęło i zamiast normalnie z nich zboiec zeskoczyłem przeskakując rów który za nimi byl i padając na ziemi. W momencie kiedy lądowałem za mną przemknęło kilkadziesiat ton stali ciągnące za sobą kolejne tony...
Do tej pory nie wiem skąd do cholery wziął się tam ten pociąg bo byłem pewien że nie ma go jeszcze w pobliżu...ale fart miałem nieziemski,dosłownie pół sekundy brakowało...nie wiem jak mogłem go ani nie widzieć ani nie słyszeć...
Inna historia z pociągami zdarzyla mi się parę lat później jakoś w czerwcu lub lipcu,było napewno ciepło. Niedaleko mojego domu przebiegału tory kolejowe po których jeździły towarówki,a one oczywiście po terenach zamieszkanych jeżdżą dość wolno,no to z kolegami zawsze się pod nie podczepialimy i jeździliśmy a to nad jeziorko które było obok toru,a to w druga stronę gdzie był jakaś większa stacja dla takich pociągów. Pewnego razu z kolegą właśnie pod taki kład się podczepiliśmy,kiedy dojechalismy pociąg sie zatrzymał czekając na coś,no to zaczęlismy łazić po składzie który przewoził od groma kamieni. Po jakiejś godzinie pociąg ruszył,a my będąc w środku składu schowaliśmy sie aby nie zauwazył nas żaden stróż wyglądający ze specjalnych budynków 1 piętrowych.
Raz ruszył,potem znów stanął na kwadrans,my jeszcze dalej popędziliśmy wzdłóż składu skacząc po wagonach które były dość wysoko nad ziemią.
W końcu pociąg ruszył już pełną parą. Tego sie nie spodziewaliśmy,nie jechał już te 20 na godzine ale przyspieszał. Przerażeni że nas wywiezie do innego miasta zaczęliśmy wracać,naturalnie skacząc po wagonach. Stracha mieliśmy niezłego. Kiedy dotarliśmy do ostatniego wagonu pociąg już nieźle zachrzaniał,a przynajmniej tak to wyglądało,ale jeszcze można było skakać. Problem był jeden,tory były posypane kamieniami...No cóż,trudno....no i wyskocvzyliśmy jeden za drugim,ja pierwszy...Przeturlałem się ostro po kamieniach,kumpel też...Tyle że on miał dłuższe spodnie więc kiedy wstałem wyglądałem jakby mnie ktoś przeżuł i wypluł,z conajmniej 5 miejsc lała się ze mnie krew...a na łokciu mam przeuroczą bliznę na pamiątkę...wracaliśmy tak kilka kilometrów do mnie do domu aby się doprowadzić do porządku...a rodzice mimo iż byli w domu to nic nie zdążuyli zauważyć ^_^
latem wyjechaliśmy do znajomych do domku letniego mieszczącego się w Muszynie która to jest kilkaset metrów od granicy. Domek umiejscowiony był jakieś 60 metrów od stacji kolejowej,a z drugiej strony torów była dość wysoka górka naokoło której jeździły pociągi. Razem z tamtejszymi kolegami postanowiliśmy pewnego dnia posiedzieć na tej górce i je poobserwować,wiadomo, jak się jest malym to pociągi sa taaakie duże i fajne.
W pewnym momencie uznałem że muszę do kibelka,no to zbiegłem z górki i sru do domku...Wracając usłyszałem oczywiście dzwonki ostrzegawcze oraz syrenę pociągu,a że nie chciałem nic stracić no to sru w długą,rozejrzałem się pobierznie i nic nie widziałem wiec przebiegłem przez tory,ale kiedy na nie wbiegłem coś mnie tknęło i zamiast normalnie z nich zboiec zeskoczyłem przeskakując rów który za nimi byl i padając na ziemi. W momencie kiedy lądowałem za mną przemknęło kilkadziesiat ton stali ciągnące za sobą kolejne tony...
Do tej pory nie wiem skąd do cholery wziął się tam ten pociąg bo byłem pewien że nie ma go jeszcze w pobliżu...ale fart miałem nieziemski,dosłownie pół sekundy brakowało...nie wiem jak mogłem go ani nie widzieć ani nie słyszeć...
Inna historia z pociągami zdarzyla mi się parę lat później jakoś w czerwcu lub lipcu,było napewno ciepło. Niedaleko mojego domu przebiegału tory kolejowe po których jeździły towarówki,a one oczywiście po terenach zamieszkanych jeżdżą dość wolno,no to z kolegami zawsze się pod nie podczepialimy i jeździliśmy a to nad jeziorko które było obok toru,a to w druga stronę gdzie był jakaś większa stacja dla takich pociągów. Pewnego razu z kolegą właśnie pod taki kład się podczepiliśmy,kiedy dojechalismy pociąg sie zatrzymał czekając na coś,no to zaczęlismy łazić po składzie który przewoził od groma kamieni. Po jakiejś godzinie pociąg ruszył,a my będąc w środku składu schowaliśmy sie aby nie zauwazył nas żaden stróż wyglądający ze specjalnych budynków 1 piętrowych.
Raz ruszył,potem znów stanął na kwadrans,my jeszcze dalej popędziliśmy wzdłóż składu skacząc po wagonach które były dość wysoko nad ziemią.
W końcu pociąg ruszył już pełną parą. Tego sie nie spodziewaliśmy,nie jechał już te 20 na godzine ale przyspieszał. Przerażeni że nas wywiezie do innego miasta zaczęliśmy wracać,naturalnie skacząc po wagonach. Stracha mieliśmy niezłego. Kiedy dotarliśmy do ostatniego wagonu pociąg już nieźle zachrzaniał,a przynajmniej tak to wyglądało,ale jeszcze można było skakać. Problem był jeden,tory były posypane kamieniami...No cóż,trudno....no i wyskocvzyliśmy jeden za drugim,ja pierwszy...Przeturlałem się ostro po kamieniach,kumpel też...Tyle że on miał dłuższe spodnie więc kiedy wstałem wyglądałem jakby mnie ktoś przeżuł i wypluł,z conajmniej 5 miejsc lała się ze mnie krew...a na łokciu mam przeuroczą bliznę na pamiątkę...wracaliśmy tak kilka kilometrów do mnie do domu aby się doprowadzić do porządku...a rodzice mimo iż byli w domu to nic nie zdążuyli zauważyć ^_^