Mój kumpel, którego nazwisko i ksywka zaczynają się właśnie na literkę B, wrócił wczoraj z urlopu i przywiózł parę fajnych historyjek:

Polecieli grupą zorganizowaną na wycieczkę do Tunezji. W grupie był xiondz (pozdrowienia dla miłośników byków ). Wycieczka nie była bynajmniej pielgrzymką, po prostu xiondz nie maszyna i czasem też urlopu potrzebuje.

Siedzą sobie pewnego wieczoru w barze, zamawiają wódę. Xiondz wychyla -a, krzywi się, po chwili z niesmakiem mówi, patrząc na kieliszek:

- Chrzczona....

Innego dnia grupa dała się obsiąść handlarzom wciskającym jakieś barachła, w tym akurat wypadku jakieś kamulce z wprawionym kryształem górskim. Cena wywoławcza trzech sztuk wynosila 140 dinarów, ostatecznie kupili za 40. Po chwili jedną z osób naszła refleksja:
- Ale po co to kupiliśmy?
Inny uczestnik wycieczki, z zawodu handlowiec:
- A bo się tak fajnie targowało....

Tenże handlowiec kiedyś nie zdzierżył i tak zawzięcie się targował przy zakupie jakiegoś barachła, że kupił je za mniej niż 10% ceny wyjściowej. Natychmiast zbiegli się inni handlarze i zaproponowali mu odkupienie towaru z "górką"

dla mnie mogło to być nawet na Ó,
a xiądz, jak to xsiądz... w tym fachu od lat więc się zna

chrzczona

się mi przypomina scena z filmu "Wiosna panie sierżancie"

ksiądz smakosz degustuje bimber i mowi ze jakis tam Wisniewski dodaje bergamutki


życiowe

ksiądz nie kaktus- pić musi