tytułem wstępu: na uczelni mojej w przychodni przyjmuje pani doktor, która jest na mnie cięta po tym, jak odmówiwszy mi napisania skierowania do ortopedy i zaleciwszy jakieś ćwiczenia na kręgosłup, które później okazały się być ćwiczeniami na wadę odwrotną do tej, którą mam (przepisała na pogłębioną lordozę odcinka krzyżowego, a ja mam ją spłyconą - jak się później okazało u ortopedy, do którego skierowanie dostałam od innej pani doktor, do której się po m-cu wykonywania zaleconych ćwiczeń zgłosiłam z jeszcze gorszym bólem), nie zgodziłam się przy wizycie w związku z problemami gastrycznymi, żeby mi coś sama zalecała, tylko zażądałam skierowania do gastrologa, przypominając jej o incydencie z kręgosłupem...
tak więc ta pani doktor ma najwięcej dyżurów w mojej uczelnianej przychodni i niestety bardzo często na nią trafiam, a sam jej widok, sam dźwięk jej nazwiska powoduje, że puls mi wzrasta, ciśnienie podskakuje - i o to mi chodzi... bo generalnie mam niskie ciśnienie - przy pomiarach u każdego innego lekarza, w domu, u mojej babci (ma problemy z nadciśnieniem, więc musi mieć dobry ciśnieniomierz, z którego przy okazji mogę skorzystać podczas wizyt)... wszędzie mi wychodzi ciśnienie około 90/52 - niby da się z tym żyć, bo już żyję z tym dość długo, ale co to za życie? słabo mi ciągle, ostatnio ręce mi coraz częściej marzną (ktoś mi wspomniał, że to może być w związku z tym), jestem senna, mam zawroty głowy, przy konieczności dłuższego stania nagle robią mi się mroczki przed oczami (a nie oglądam "M jak Miłość" ), nogi mi miękną i muszę się mocno starać, żeby nie zemdleć... ruchu na świeżym powietrzu mam wystarczająco dużo, soli też jem odpowiednie ilości, kawy niestety nie piję, ale ona sama w sobie sprawia, że się robię senna, poza tym nie przepadam za kawą i napojami energetyzującymi...
co jeszcze można robić, żeby podnieść ciśnienie?
jak oszukać tę moją wredną pikawę, żeby nie zaczynała świrować na sam dźwięk nazwiska mojej "ulubionej" pani doktor?
mam sobie sprowadzić do Krakowa mój ciśnieniomierz, codziennie kilka razy sprawdzać ciśnienie, spisywać to na kartce i później iść do lekarza z wynikami pomiarów?
tak więc ta pani doktor ma najwięcej dyżurów w mojej uczelnianej przychodni i niestety bardzo często na nią trafiam, a sam jej widok, sam dźwięk jej nazwiska powoduje, że puls mi wzrasta, ciśnienie podskakuje - i o to mi chodzi... bo generalnie mam niskie ciśnienie - przy pomiarach u każdego innego lekarza, w domu, u mojej babci (ma problemy z nadciśnieniem, więc musi mieć dobry ciśnieniomierz, z którego przy okazji mogę skorzystać podczas wizyt)... wszędzie mi wychodzi ciśnienie około 90/52 - niby da się z tym żyć, bo już żyję z tym dość długo, ale co to za życie? słabo mi ciągle, ostatnio ręce mi coraz częściej marzną (ktoś mi wspomniał, że to może być w związku z tym), jestem senna, mam zawroty głowy, przy konieczności dłuższego stania nagle robią mi się mroczki przed oczami (a nie oglądam "M jak Miłość" ), nogi mi miękną i muszę się mocno starać, żeby nie zemdleć... ruchu na świeżym powietrzu mam wystarczająco dużo, soli też jem odpowiednie ilości, kawy niestety nie piję, ale ona sama w sobie sprawia, że się robię senna, poza tym nie przepadam za kawą i napojami energetyzującymi...
co jeszcze można robić, żeby podnieść ciśnienie?
jak oszukać tę moją wredną pikawę, żeby nie zaczynała świrować na sam dźwięk nazwiska mojej "ulubionej" pani doktor?
mam sobie sprowadzić do Krakowa mój ciśnieniomierz, codziennie kilka razy sprawdzać ciśnienie, spisywać to na kartce i później iść do lekarza z wynikami pomiarów?
--
Veni, Vidi, Vilson. | Uprzejmie informuję, że odpowiedzialność ponosić mogę jedynie za to, co sama napisałam. Nie za czyjeś domysły, dopowiedzenia, nadinterpretacje, halucynacje, takie sytuacje. |